Tak twierdzi Tomasz Piątek w Gazecie Wyborczej. Co jest sensacją? Dla Piątka jest(dla nas też być powinno) sensacją to, że jedna pani pożyczyła pewnemu panu znaczną kwotę. Pani upomina się o zwrot długu, a pan nie zwraca. I milczy.
Pan Piątek zna oboje bohaterów: Kingę i Ignacego.
Opisuje ich prawdopodobne relacje finansowe i nadaje sprawie wymiar społeczno-towarzysko-polityczny:
SPIERDALAJ – to była odpowiedź na moją kolejną już - grzeczną i nieagresywną - prośbę o zwrot długu. Poprzednie nie doczekały się żadnej reakcji. A potem jeszcze: „może Ci oddam, a może nie oddam”.
Zacytuję jeszcze kilka fragmentów - poruszonych do głębi odsyłam do lektury całego artykułu:
Medialny turbo-post-kapitalizm poluje na naszą prywatność, na informacje o nas. One służą temu, żeby sprzedać nam towary i są towarem. Sprzedaje się je potajemnie innym sprzedawcom towarów. Ale czasem też sprzedaje się je publicznie - wtedy stają się elementem wielkiego i jak najbardziej komercyjnego widowiska. Moloch nie zawsze kradnie nam te informacje poprzez szpiegowanie. Równie często je wyłudza. Pobudza nas do tego, abyśmy sami dawali mu je na tacy. Prywatno-publiczne targowisko próżności, jakim jest Facebook, to idealne narzędzie takiego wyłudzania i pobudzania.
Niestety, obawiam się, że takim narzędziem może też stać się idea - w dużej mierze słuszna - polityczności tego, co prywatne.
Ideę polityczności tego, co prywatne przkazywał Sierakowski - do tego odwołuje się Piątek:
Barbara Toruńczyk powiedziała kiedyś, że najlepsza dla gejów byłaby nie tyle walka o ich prawa, ile walka o jak najszersze prawo człowieka do prywatności, wolnej od publicznych ingerencji i wpływów. Lider "Krytyki", Sławomir Sierakowski, odpowiedział jej, że w naszych czasach przekonanie o możliwości istnienia prywatności niezależnej od tego, co publiczne i polityczne, jest kompromitujące dla humanisty. Jak dla współczesnego fizyka wiara w istnienie eteru i flogistonu.
W imię tego przekonania sam Sławek dokonał niedawno sentymentalnego samooskarżenia, publicznie rozstając się z Cvetą Dimitrovą. Napisał o swoim długu wobec niej, uznał ją za współautorkę swoich myśli, co wywołało mały skandal.
Zasadniczo zgadzam się z Sierakowskim co do tego, że nasza prywatność w ogromnej mierze zależy od wspólnoty, w której żyjemy i jej reguł. Zaskoczył mnie jednak wtedy ton jego odpowiedzi Barbarze Toruńczyk: wyniosła pewność jest zawsze niebezpieczna. A jego deklaracje na temat Cvety wydały mi się dwuznaczne: jeśli Cveta jest współautorką myśli Sławka, to czy wspólnie wymyślonych tekstów nie należałoby wspólnie podpisać?
Jak by nie było, przykład samooskarżenia Sierakowskiego pokazuje, że myśl o politycznej prywatności, choć prawdziwa, nie jest prosta. Jest zbyt złożona, aby stosować ją prosto i bezkrytycznie (nie mówiąc już "wyniośle").
Uff, skomplikowane to wszystko, dla każdego, kto nie jest znajomym znajomego ... ale spróbujmy wydobyć nas - mnie i trajkotka - interesującą esencję!
A zatem, o ile dobrze zrozumiałem, to mogę oczekiwać, że lewacy przestaną używać argumentu "prywatności wiary" w swoich wywodach na temat mieszania się Kościoła do polityki.