Naturalnie to nie jest tak, że pisanie bubli prawnych (przez ludzi w większości legitymujących się wykształceniem prawniczym, żeby było śmieszniej) to domena tylko i wyłącznie PO; o nie, właściwie każdy polityk zasiadający dziś w Polskim parlamencie - może poza tymi przybyszami znikąd od Palikota - ma na swoim sumieniu jakiś bzdurny projekt, który albo opracowywał, albo za którym podnosił rękę. Problem z Platformą polega na tym, że wielokrotnie obiecywano Nam lepsze i sprawniejsze rządzenie; wiele osób krytykuje takie ciągłe wypominanie partii pana premiera Tuska wszelakich obietnich, ale przebaczyć trudno - pan Tusk i jego ekipa są winni chyba największemu rozczarowaniu młodzieży w III RP. Wszyscy pamiętamy akcje "zabierz babci dowód", głosuj, przekonaj znajomych do głosowania, byleby tylko odsunąć "Kaczory" od władzy; i ludzie do wyborów szli, często głosując po raz pierwszy w życiu, ciesząc się, że uczestniczą w ważnym zrywie społecznym. Ludzie na których głosowali jawili się jako "nowa nadzieja" i szansa na lepsze jutro. Dziś wyraźnie widać, że z tym rządem i z tą ekipą, z tym "etosem" kolesiostwa, układów i nepotyzmu nie mamy szans choćby na normalność. Za takie zmarnowanie potencjału nie idzie się wprawdzie pod Trybunał Stanu, ale pan Tusk powinien się wstydzić.
Ponieważ są jeszcze ludzie wierzący w dziejową misję PO (opisywany przeze mnie wielokrotnie "syndrom Sekuły" tj. brak świadomości tego, że w Polsce dzieją się złe rzeczy), to tym bardziej zdziwić ich musi choćby ustawa nowelizująca przepisy o podatkach dochodowych PIT i CIT. Ustawa napisana naprędce, wprowadzająca w dodatku zmiany w podatkach dosłownie w ostatniej chwili - dając tym samym dowód profesjonalizmu Naszych drogich rządzących. Poniekąd zmiany w niej wprowadzone są dla przedsiębiorców nader niekorzystne; na alarm biją zarówno przedsiębiorcy, organizacje handlowe jak i eksperci, na dokładkę zaś - pan profesor Winczorek. Wszystko na nic, bo przecież "wadza" wie lepiej, a biorąc pod uwagę jej arogancję, trudno komukolwiek w tym rządzie czy parlamencie przemówić do rozsądku.
Pan profesor Winczorek przypomina wszakże, że - biorąc pod uwagę wyrok Trybunału Konstytucyjnego - jeśli zmiany w podatkach są niekorzystne dla podatników (jak to dobrze, że pan premier Tusk obiecał obniżkę podatków i z pewnością dotrzyma słowa) to takowe zmiany trzeba opublikować najpóźniej 30 listopada, jeśli mają obowiązywać od kolejnego roku. Dziś mamy przeto ten 30 listopada, a ustawa, zwana "deregulacyjną" (nowe, modne słowo w rządzie) ma w planach wystartować już od 1 stycznia. O ile jednak normalne Państwa zazwyczaj szanują stanowione przez siebie prawo - nawet niekorzystne dla obywateli - to w Polsce nie sposób nie odnieść wrażenia, że usiłuje się Nam "wrzucić" nieprzyjemnie pachnący prezent (pamiętajmy o niewoli sondażowej tej ekipy rządzącej; wszelkie wachnięcia poparcia społecznego przyprawiają pana premiera o palpitację serca) na ostatnią chwilę, by nikt nie zdążył go oprotestować.
Tak czy siak - jeśli dziś do północy (jak w filmach) ustawa nie zostanie opublikowana, może się nią zająć Trybunał Konstytucyjny z wielką szansą na wygraną; ponoć już teraz związki przedsiębiorców i doradców podatkowych ostrzą noże i zapowiadają dalszą batalię z rządem w tej kwestii. Bo też ich zdaniem nowe przepisy - chociaż w teorii mają motywować zadłużone firmy do szybszego regulowania swoich zobowiązań - są po prostu niekorzystne i sprowadzają się do tego, że jeśli nie zapłacą kontrahentowi (obojętnie od przyczyn) na czas, będą musiały zapłacić większy podatek. W dodatku prowadzenie bardziej precyzyjnej ewidencji znajdzie odbicie w cenach, bo koszty prowadzenia działalności wzrosną. Kto wie - może i taki bat na niesolidnych przedsiębiorców jest potrzebny, ale sposób wprowadzania ustawy na ostatnią chwilę jest śmieszny.
Niby obecnie mamy już elektroniczny Dziennik Ustaw, zatem nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z każdego miejsca na Ziemi pan prezydent Komorowski złożył swój podpis, ale pozostaje pytanie, czy będzie mu się chciało i czy zdąży w nawale innych obowiązków. Jeśli nie - no cóż, ustawa pójdzie dalej, wymusi coś na przedsiębiorcach, wywróci kilka firm do góry nogami, może nawet doprowadzi kogoś do zwinięcia działalności gospodarczej - a wszystko to na nic, bo Trybunał Konstytucyjny raczej szanuje swoje poprzednie wyroki i pewnie w tym wypadku również zakwestionuje wprowadzanie ustawy na "wariackich papierach". Mało w tym powagi i szacunku dla stanowionego prawa, więcej wielkiej improwizacji.
Inne tematy w dziale Polityka