Bardzo ciekawy artykuł przynosi Rzeczpospolita. Jak się kto wnikliwie wczyta, może dojść do smutnych wniosków. Na przykład takich, że banda czworga czy też banda pięciorga to nie są tylko zgrabne figury stosowane przez Korwin – Mikkego, ale fakt autentyczny jak mawiała posłanka Beger. Gazeta opisuje perypetie bezpartyjnej prezydent Rudy Śląskiej, Grażyny Dziedzic. Historia zaczęła się trzy lata temu, gdy rudzianie w wyborach pokazali czerwoną kartkę Andrzejowi Stani z Platformy Obywatelskiej, który rządził miastem przez dekadę. Pozostawił miasto okrutnie zadłużone – kwoty sięgały ponad 200 milionów złotych, co stanowiło 40 procent budżetu miejskiego. W urzędzie zniknęło 2 miliony złotych na pożyczki dla pracowników. Pieniędzy nie odnaleziono, sprawą zajmuje się prokuratura, skarbniczka urzędu miasta śmiertelnie przedawkowała lekarstwa.
Nowa pani prezydent zastała jeszcze 56 milionów niespłaconych faktur. W najważniejszym – biorąc pod uwagę opłakany stan budżetu – wydziale finansowym Andrzej Stania zatrudnił tylko siedmiu finansistów z wykształcenia. Resztę stanowili odpowiednio: fryzjerzy, rolnicy, handlowcy i politolodzy. Żeby było ciekawiej – po tak żenującym i dyskwalifikującym samorządowca zarządzaniu miastem, plus po porażce wyborczej działacz Platformy Obywatelskiej nie zniknął ze śląskiego życia publicznego. Obecnie szefuje Związkowi Górnośląskiemu, która to organizacja pod jego egidą przeważnie skłóca Ślązaków i jest hamulcowym porozumienia ponad podziałami. Dobrego robi niewiele. Stania zresztą odgraża się że wróci i dzięki niemu Ruda stanie na nogi. A skoro już jesteśmy przy porozumieniu ponad podziałami…
Dziedzic ma kłopot, bowiem nie ma większości w radzie miejskiej. Przez pierwsze dwa lata od wyboru działała w koalicji z lokalnym PiS, który zasłynął między innymi sprzeciwem wobec planów rudzkiego klubu Gazety Polskiej by śp. Maria i Lech Kaczyńscy zostali patronami jednego z rond. Koalicja trwała do kwietnia, kiedy PiS wespół z Platformą Obywatelską (co jest jeszcze do pojęcia) i Ruchem Autonomii Śląska (co już zupełnie nie mieści się w głowie) oficjalnie poparło inicjatywę referendum w sprawie odwołania prezydent miasta. To nie pierwsza taka próba – w zeszłym roku usiłowała to zrobić Platforma Obywatelska. Trzeba przyznać, w dość osobliwy sposób. Referenda w Rudzie Śląskiej (gdzie miano odwołać osobę nieprzychylną PO) i w Bytomiu (gdzie NIE miano odwołać prezydenta z PO) odbywały się niemal równolegle, a oba te miasta leżą po sąsiedzku. I okazało się nagle, że to co w Bytomiu jest hucpą i politycznymi ambicjami kilku politykierów – bowiem chcieli odwołać „naszego” prezydenta – to kilka kilometrów dalej, w Rudzie Śląskiej okazuje się że referendum jest niezbywalnym prawem demokracji, bo tam trzeba odwołać osobę której z Platformą nie po drodze. W sumie po takich cyrkach wiadomo, dlaczego sobotni kongres PO na Śląsku będzie odbywał się pod nadzorem agencji ochrony i za metalowymi barierkami. Jak przystało na partię miłości z obywatelskością w nazwie.
Drugie referendum odwołujące Dziedzic nie doszło do skutku – zabrakło odpowiedniej liczby podpisów. Dziedzic twierdzi, że zaraz po wygranych przez nią wyborach miała mało przyjemne spotkanie z lokalną wierchuszką Prawa i Sprawiedliwości, która zażądała dla swoich działaczy miejsc w radach nadzorczych. Przed przymiarką do referendum jeden z posłów PiS domagał się jednej trzeciej z 85 stanowisk w jednostkach budżetowych, urzędzie i w spółkach. Wkrótce potem Prawo i Sprawiedliwość chciało otrzymać dla siebie stanowisko wiceprezydenta miasta – aczkolwiek Dziedzic odmówiła, bowiem proponowano jej katechetę w miejsce dotychczasowego urzędnika biegłego w sprawach finansowych. Tymczasem przeciwko Dziedzic wystąpiło nawet Porozumienie dla Rudy Śląskiej, które niegdyś wystawiło ją w wyborach. Poszło o odwołanie ich lidera, prezesa miejskiej spółki wodociągowej za podwyżkę cen wody i nieuzasadnione wydatki na luksusowy remont swojego gabinetu.
Poseł Grzegorz Tobiszowski (PiS) zaprzecza informacjom o żądaniu stanowisk; według niego to kuriozum, absurd, daleko idące kłamstwo. Zdaniem posła Prawo i Sprawiedliwość przestało popierać panią prezydent z powodu złej oceny jej rządów. Wtóruje mu posłanka Danuta Pietraszewska (PO) która skarży się, że pani Dziedzic od razu zaczęła wyrzucać ludzi Stani, żyje żądzą odwetu. Przy okazji trzeba pogratulować pani poseł świetnego merytorycznego argumentu. Miasto zadłużone po uszy, syf, kiła i mogiła a ona rozdziera szaty nad czyszczeniem urzędu z – jak sama przyznała – ludzi poprzedniego, nieudolnego prezydenta. By żyło się lepiej, naprawdę.
Dziedzic twierdzi, że ma świadków dyskusji o posadach. Ma też dowody, że obie partie domagały się konkretnych stanowisk za udzielenie jej poparcia. Kto wie, może sprawa skończy się w sądzie – chyba powinna, skoro zaangażowani są w nią również posłowie. Tymczasem, ponieważ nie udało się drzwiami, niezadowoleni z Dziedzic pchają się oknem. Do końca tygodnia rada miejska w której dominuje koalicja PO – PiS – RAŚ będzie głosowała za wnioskiem o nieudzielenie absolutorium. To w praktyce oznacza rozpisanie referendum w sprawie odwołania pani prezydent. Radni postawili jej 11 zarzutów, między innymi – umarzanie podatków od nieruchomości na kwotę 234 tysięcy złotych, aczkolwiek radnym Platformy nie wadziło, że w pobliskim Chorzowie ich partyjny kolega – prezydent – zrobił to samo, tyle że na 5 milionów złotych. Dziedzic umorzyła podatki policji, straży, prokuraturze i domom opieki społecznej. Wskazuje też, że Stania (PO) umarzał częściej i bardziej; w 2008 roku na przykład 800 tysięcy złotych – i to głównie osobom prywatnym czy firmom. Wówczas tym samym radnym zupełnie to nie przeszkadzało. W dodatku – dążenie do referendum na rok przed wyborami samorządowymi w takiej Warszawie jest narażaniem miasta na zbędne wydatki a w takiej Rudzie Śląskiej na przykład już nie.
Wniosek o nieudzielenie absolutorium zaakceptowała Regionalna Izba Obrachunkowa. Żeby było ciekawiej – w tym samym składzie, który poprzednio nie dopatrzył się błędów w wykonaniu budżetu miasta za rok 2012. Ale ponoć tylko krowa nie zmienia poglądów.
Z czym mamy do czynienia w Rudzie Śląskiej? Na pewno z egzotyczną koalicją ponad wszystkimi podziałami. Czy prezydent rządzi źle? O tym przekonamy się najpóźniej za rok, chyba że referendum uda się przeprowadzić wcześniej i „oburzeni” odniosą sukces.
A jeśli odniosą – obserwowanie walki o każdy ochłap stanowiska będzie fascynujące. Tylko miasta bardzo szkoda.
Inne tematy w dziale Polityka