Ten, który mu okazał miłosierdzie. (Łk 10,37)
Znieczulica społeczna nie jest wynalazkiem naszych czasów. Była, jest i, niestety, zapewne będzie. Zwłaszcza, że teraz w modzie jest idea państwa opiekuńczego, która obłudnie nawiązuje do zasad tzw. „solidaryzmu społecznego”. Dlaczego obłudnie? Bo w rzeczywistości jest jej przeciwieństwem. Według encyklopedycznej
definicji solidaryzm społeczny to ideologia głosząca tezę o naturalnej wspólnocie interesów grup społecznych w państwie, niezależnie od ich przynależności klasowej, i zmierzająca do zatarcia istoty konfliktów między nimi (za jej twórców uważani są L. Duguit, E. Durkheim i Ch. Gide); idea ta stała się podstawą nauki społecznej Kościoła Katolickiego. Praktycznie z
asada solidaryzmu społecznego polega na płaceniu składek przez ludzi zdolnych do pracy po to, by wspomagać tych, którzy nie mogą żyć z zatrudnienia i po to, by samemu mieć możliwość korzystania z tej pomocy w razie utraty zdolności do pracy. Owszem, to prawda, lecz brak tu jednego słowa: „dobrowolnego” (płacenia składek). I tak, solidaryzm społeczny ma miejsce wtedy, gdy np. cała parafia (gmina, wieś, po prostu grupa społeczna) z odruchu serca składa się na ludzi chorych, dotkniętych nieszczęściem etc. Natomiast państwo opiekuńcze funkcjonuje w oparciu o rozbuchany mechanizm redystrybucji, którego fundamentem jest przymusowe
płacenie podatków. Czy naturalny odruch podatników aby jak najmniej zapłacić ma coś wspólnego z solidarnością? Czystej wody hipokryzja. Bez owijania w bawełnę pisze o tym RAZ:
Otóż tzw. „solidaryzm społeczny”, wymiennie zwany „sprawiedliwością społeczną”, to właśnie społeczny darwinizm. Władza jest szafarzem dostatku w imię idei dawania potrzebującym – ale daje nie tym, którzy są najbardziej potrzebujący, tylko kumplom, i tym, którzy potrafią na nią nacisnąć. W imię sprawiedliwości społecznej górnicy dostaną wszystko, bo jak postraszą ministra czy premiera „daniem w pysk”, to ten się chowa we własne buty – a pielęgniarki mogą się, z przeproszeniem, bujać. W imię „Polski solidarnej” ci, co im się trafił koleś w rządzie, będą przy cycku i załapią się na mleko, a ci, co kolesia nie mają, wylądują przy ogonie i dostanie im się gie w garść. Tyle, że normalny darwinizm przynajmniej premiuje sztuki silne, a więc, choć okrutny, wychodzi stadu na dobre. A darwinizm socjalistyczny premiuje cwanych pasożytów, i powoduje degenerację stada.
Redystrybucja nie ma nic wspólnego z solidarnością, jedynie atomizuje społeczeństwo i paradoksalnie wzmacnia zjawisko znieczulicy społecznej, bo perspektywa przymusu zatruwa odruch serca.
Jak dzisiejsi przechodnie zareagowaliby na widok nieszczęśnika z przypowieści o dobrym Samarytaninie? Pewnie powiedzieliby, mijając go: to zadanie dla służb porządkowych. A mijając głodnych, bezdomnych: mamy państwowy system opieki społecznej, na co płacę podatki?
Myślisz tak? No to nie jesteś „tym, który okazał miłosierdzie”.
Nie sądzę, żeby Jezus, spytany dziś a kto jest moim bliźnim? (Łk 10,29) wskazał na Ministerstwo Finansów. Już prędzej przyrównałby tę instytucję do zbójców, którzy napadli na owego nieszczęśnika z przypowieści.
Moje zainteresowania koncentrują się wokół nauk ścisłych, filozofii, religii, muzyki, literatury, fotografii, grafiki komputerowej, polityki i życia społecznego - niekoniecznie w tej kolejności.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura