Turul Turul
271
BLOG

Międzymorze, czyli baśnie i klechdy

Turul Turul Polityka Obserwuj notkę 3

W kontekście formowania polsko-litewsko-ukraińskiej brygady w niektórych środowiskach ponownie odżyły wizje budowania międzymorza. Podobno tej poronionej koncepcji kibicują Amerykanie, podobno ma ona budzić przerażenie u Władimira Putina, który z tego przerażenia po nocy nie śpi, i wielu innych rzeczy nie może zrobić. Podobno.

W rzeczywistości sprawa wygląda zupełnie inaczej. Nikt na świecie nie chce by Polska budowała „Międzymorze”, które to istnieje tylko w głowie fanatycznych wyznawców tej koncepcji i wizji świata według Giedroycia. Na nasze nieszczęście do obu zbiorów należą przedstawiciele największej partii opozycyjnej, dla której antyrosyjskość stała się pierwszym i podstawowym wyznacznikiem tego czy danego osobnika można uznać za Polaka, czy też należy go komisyjnie obywatelstwa i czci pozbawić. Choroba sięga jednak dalej, bo w imię koncepcji Giedroycia PiS, „Fronda”, „Gazeta (z nazwy) Polska” oraz inni ćwierćinteligenci gotowi są posłać nasze wojska na Donbas, do walki z Noworosją. Na tym podobno polega obecnie nasz interes narodowy.

Spójrzmy więc na to jak miało by to międzymorze wyglądać. Grafiki zamieszczone na „Frondzie” nie kłamią – do jednego worka miałyby wejść: Polska, Litwa, Estonia, Łotwa, Ukraina, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, Mołdawia, Bułgaria, Grecja, Serbia, Czarnogóra, Macedonia, Bośnia, Chorwacja, Słowenia, Albania, a według mapki również Białoruś… Zwłaszcza udział tej ostatniej w antyrosyjskim w swej wymowie sojuszu jest tak prawdopodobny jak to, że Janusz Korwin Mikke zostanie prezydentem Polski. Zacznijmy jednak od początku. Pomiędzy poszczególnymi państwami wymienionymi jako przyszli „sygnatariusze” Międzymorza jest sporo konfliktów.

Polska ma sprawy do wyjaśnienia z Litwą i Ukrainą.

Litwa ma na pieńku z Polską.

Ukraina ma wiele do nadrobienia w kontaktach z Polską, Czechami i Słowacją (a więc państwami na terenie, których w trakcie i krótko po zakończeniu II WŚ działała UPA, przez obecny reżim w Kijowie wynoszona pod niebiosa jako obrończyni Ukrainy).

Czesi i Słowacy nie po to rezygnowali z Czechosłowacji by teraz ją odbudowywać.

Węgrzy mają „na pieńku” z Słowacją i Rumunią – ogółem z krajami, które złapały nieco ziem i węgierskiej ludności na traktacie z Trianon (no już chyba poza państwami dawnej Jugosławii).

Osobną kwestie stanowią Bałkany, gdzie na początku lat 90., nasi słowiańscy bracia pokazali, że pamięć o tym co to takiego „czystka etniczna” w Europie nie zamiera. Ostatnie złodziejskie oderwanie od Serbii Kosowa też raczej nie pomogło w nawiązaniu dialogu pomiędzy państwami bałkańskimi. Wygląda, więc na to, że to nasze Międzymorze, będzie raczej zgromadzeniem państw, które przy pierwszej nadarzającej się okazji rzucą się sobie do gardeł. Już widzę, jak Serbowie pójdą walczyć przeciwko Rosji, która od początku XX w., staje po stronie Serbów. Już widzę jak Serbowie i Chorwaci pójdą walczyć ramię w ramię z Bośniakami.

To konflikty w samym Międzymorzu. A teraz proszę mi wytłumaczyć w jaki cudowny sposób na wystąpienie tego „sojuszu”, „paktu”, „wspólnoty” przeciwko Rosji zgodzą się ci sygnatariusze, członkowie, którzy nie mają z Rosją na pieńku, czyli np. Chorwaci? Jakakolwiek interwencja przeciwko Rosji będzie odbijała się na historycznych partnerach Chorwacji, a więc Niemcach. Niemcy są nie tylko historycznym partnerem Chorwacji, ale również Węgier, Czech czy Ukrainy, której choćby na początku XX w., i po II Wojnie Światowej bardzo pomagali. Dowody? Proszę mi powiedzieć do którego państwa, jeśli nie do RFN starali się dotrzeć najbardziej zasłużeni działacze ukraińscy i to nie tylko nacjonaliści ukraińscy? Właśnie do RFN. Proszę mi więc wytłumaczyć, bo ja prosty człowiek jestem, jakim cudem RFN pozwoli członkom Międzymorza na podjęcie bardzo zdecydowanych kroków przeciwko Rosji? Jeżeli już to będą to różnego rodzaju zagrywki w stylu sankcji itd., które jednak nikogo nie przerażą.

Idźmy dalej – Serbia, jeden z członków tego projektowanego aliansu „Międzymorza” jest państwem prawosławnym. Żyjący w nim ludzie są osobami bardzo mocno poszkodowanymi w ciągu ostatnich dwudziestu lat i czują wielką niechęć do zachodu, w tym również do USA i innych państw NATO. Przyczyna? Bombardowania które doprowadziły Serbię do tragicznej sytuacji politycznej, gospodarczej. Które zaowocowały szybkim wzrostem przestępczości zorganizowanej i nie tylko. Nie wierzycie? Obejrzyjcie film „Rany”, oryginalny tytuł „Rane”, który przedstawia historię trzech kolegów z typowego serbskiego osiedla. Załóżmy jednak, że Serbowie przymkną oczy na to, że rząd takiego kraju jak Polska tańczy jak mu USA czy Niemcy zagrają. Pozostaje kwestia tego, że Serbowie są podkurzeni na pół Bałkanów o to, że Ci rozmontowali Jugosławię. Już widzę jak by funkcjonował sojusz państw tak ze sobą skłóconych, a omówiliśmy dopiero część problemów.

Idąc dalej mamy konflikt albańsko – bałkański. Większość mieszkańców dawnej Jugosławii, nie licząc Bośniaków i Albańczyków z Kosowa, za obiboków i zwyczajne dziadostwo. Wynika to z czasów gdy Albania rządzona przez wielkiego Envera Hodżę zmieniała sojusze jak rękawiczki, by ostatecznie zostać chińskim lotniskowcem. Ponadto Albania to państwo z największą na świecie ilością bunkrów wszelkiego rodzaju. Za czasów komuny panował tam bowiem radosny zwyczaj budowania bunkrów przy każdym domu, bunkrów wielorodzinnych – chodziło o to, że gdy imperialiści amerykańscy, tudzież inni imperialiści Albanię zaatakują, to Albańczycy przeniosą swoje życie do bunkrów i tak odeprą wroga. Więc mamy brać do sojuszu ludzi, którzy po upadku komunizmu w Albanii zaczęli jeździć po całej Europie i utrzymywać się z zasiłków? Dziękuję nie skorzystam. Nie wspominam już o tym, że armia albańska z powodzeniem mogła by zagrać w filmie wojennym o wojnie w Korei, bo z tej epoki pochodzi jej uzbrojenie. Ile milionów (i z czyjej kieszeni) trzeba by wpompować w ten kraj by doprowadzić jego armię do stanu używalności? O przemyśle nie wspominając. A skoro ma istnieć Międzymorze, to musi istnieć również wspólna polityka obrony, wspólne dowództwo itd.. Aby to zrealizować trzeba mieć pewność, że żołnierze z państwa A nie zaatakują żołnierzy z państwa B, z którym mają historyczne antagonizmy. Co więcej państwo A i państwo B, muszą mieć podobny sprzęt, możliwości bojowe, zdolność mobilizacyjną i doktrynę wojenną, by wspólny dowódca mógł wykorzystać obie armie na sto procent.

O konflikcie pomiędzy Grekami, a Macedończykami już nie wspominam. Proszę więc sobie wyobrazić, że to Międzymorze, jednak mimo wszystko powstanie. Jakiekolwiek decyzje zapadające w gronie tak skłóconych ze sobą państw, działających w oparciu o krańcowo różne gospodarki (np. Chorwacja opierająca się na turystyce), czy nawet gospodarek narodowych nie posiadające (Bośnia i Albania jako najlepszy przykład biedy i ubóstwa) muszą nie tylko stworzyć wspólny rynek, ale również wspólną armię, doktrynę wojenną i koncepcję polityczną. Powiedzmy, że powstanie coś w rodzaju Unii Europejskiej Międzymorza. W przeciągu kilku lat twór ten nie oparty na gospodarkach najsilniejszych w Europie, (Niemcy, Francja i Wielka Brytania) albo znajdzie się w katastrofalnej sytuacji gospodarczej, albo nie będzie wstanie podjąć jednej decyzji politycznej.

Podobny układ polityczny, wojskowy i gospodarczy, należy więc między bajki włożyć. Polska musi budować swoją siłę gospodarczą, militarną i polityczną w oparciu o własne siły, względnie najpierw doprowadzić do sytuacji, w której Litwa oraz inne państwa z którymi „mamy na pieńku” będą odnosić się w sposób należyty do polskiej tradycji, historii i kultury. Na to jednak nie ma co liczyć. Tożsamość narodowa Litwinów budowana jest od 1918 r., w oparciu o konflikt z Polską. Ukraińcy również patrzą na Polaków przez pryzmat „pana”, który uciskał „lud ukraiński”.

Zwolennicy Międzymorza i Giedroycia muszą zrozumieć to o czym pisze w swoich książkach Piotr Zychowicz i Rafał Ziemkiewicz. W polityce nie ma czegoś takiego jak moralność, przyjaźń, kapitał krwi czy wreszcie romantyzm. Wszelkie romantyczne wizje rozsypywały się jak domek z kart w konfrontacji z szeregami zbrojnymi w miecze, karabiny i czołgi. Siła danego państwa, czy bloku państw opiera się na jego potędze gospodarczej i wojskowej, dzięki której państwo lub blok państw ma odpowiednią siłę przebicia na arenie międzynarodowej. Czasy I Rzeczpospolitej, gdy byliśmy potęgą opartą na unii Polski i Litwy bezpowrotnie minęły. Musimy znaleźć nową drogę do budowania silnego państwa polskiego, a w tym celu musimy promować takie zachowania i koncepcje, które przyczynią się do wzrostu naszej siły politycznej, gospodarczej i militarnej. Stworzeniu takiej siły będzie zaś służyło państwo, które pozostawi obywatelom wiele swobody na polu robienia kariery, czy tworzenia własnych biznesów, ale jednocześnie będzie skutecznie blokowało nadmierny napływ obcego kapitału i nadmierny odpływ kapitału rodzimego. Państwem takim będzie tylko kraj radykalny w formie (a więc nie do końca demokratyczny – bo w takim państwie od razu powstanie kilkanaście, kilkadziesiąt partii, które będą walczyły o władzę, i będą różnie patrzeć na interes narodowy, ale kilka ugrupowań w kwestii polityki zagranicznej mówiących jednym głosem), i narodowy w treści (a więc taki, w którym nie będzie się mówiło o tym jak to musimy pomagać temu czy innemu, ale o tym jaki jest nasz interes, jak powinniśmy go rozumieć i jak go wcielać w żcyie). Takiego państwa nie gwarantuje nam obecnie żadna partia, poza Ruchem Narodowym, który odrzucając koncepcję Giedroycia, stara się kłaść nacisk na realizację naszego interesu narodowego w polityce zagranicznej. 

Turul
O mnie Turul

Jestem narodowcem. Jestem Polakiem - obowiązki również mam polskie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka