Przeczytałem kilka komentarzy na temat tragicznej śmierci polskiego kapitana w Afganistanie i tego, co nad jego trumną powiedział polski generał. W większości wątków pojawiają się opinie, że Polska powinna brać udział w takich awanturach, ponieważ dobre wojsko to takie, które ma wojenne doświadczenia. Jednym słowem polscy żołnierze muszą się gdzieś nauczyć zabijania. Ciężko mi uwierzyć w to, że ludzie głoszący takie opinie wiedzą, co mówią. Bo ktoś, kto wypowiada takie słowa zupełnie lekceważy tragedię zwykłych ludzi, którzy mieszkają na terenie objętym wojną, sprowadzając ich do roli ćwiczebnego celu. A przecież Polskie wojsko pojechało tam z misją pokojową, po to, by chronić obywateli tego kraju a nie ich zabijać. Pytanie tylko przed kim mają ich chronić, bo to nie talibowie stanowią dla niech największe zagrożenie, jeśli wziąć pod uwagę to, od czyich kul giną najczęściej zwykli afgańczycy.
Doświadczenie zdobyte w górzystym i pustynnym rejonie Afganistanu czy irackich pustyniach niewiele przyda się naszej armii, której podstawowym zadaniem jest ochrona terytorium Polski. Owszem, można sprawdzić czy udoskonalić jakieś procedury, czy wykorzystując cudzą tragedię przetestować uzbrojenie. Należy jednak pamiętać, że jeżeli kiedykolwiek wojska te spotkają się z wrogiem atakującym nasze terytorium, to będzie to wróg zupełnie innego rodzaju, podobnie jak zagrożenia i sposób prowadzenia walki, bo dziś stoją naprzeciw partyzantki, a powinni szkolić się w stawianiu czoła regularnej armii.
Generał Skrzypczak może i ma prawo domagać się uzbrojenia, ale nie powinien tego robić publicznie w formie, jaką wybrał bo łatwo można odnieść wrażenie, że zapomniał o tym, ze jesteśmy w afganistanie z misją pokojową. Owszem, uzbrojenie jest bardzo ważne, podobnie jak wywiad. Można by się zastanowić, czy wywiadowcze problemy to przypadkiem nie efekt harców Maciarewicza, który w bezprecedensowy sposób ujawnił szczegóły operacji prowadzonych przez polskie służby wywiadowcze, przez co każdy kto o sprawie słyszał, zastanowi się dwa razy, zanim podejmie współpracę z polskim wywiadem. Oczywiście, można zrzucać winę za kiepskie rozpoznanie na brak bezzałogowych samolotów czy śmigłowców, jednak dziesięć takich maszyn nie zastąpi jednego pewnego informatora, zwłaszcza, kiedy mówimy o wojnie partyzanckiej, gdzie nie sposób odróżnić śmiertelnego wroga od przerażonego cywila. Technika nie uchroni też żołnierzy przed popełnianiem błędów i zwykłym pechem. Czytając relację z okoliczności, w jakich zginął kapitan Ambroziński trudno się oprzeć wrażeniu że spotkało go jedno i drugie. Na wojnie zawsze giną ludzie i trudno oczekiwać że na tej będą to tylko afgańczycy. Jak na owe braki nasi żołnierze i tak dobrze sobie radzą, przynajmniej na tle wyposażonych w najnowocześniejszą technikę amerykanów.
Gorzkie słowa wdowy po kapitanie bardziej szkodzą kolegom jej męża niż im pomogą. Talibowie to nie tylko gromada ciemnych pastuchów w turbanach biegających z kałasznikowami w ręku. Ich przywódcy z pewnością uważnie śledzą wszelkie informacje dotyczące walk w Afganistanie i nastrojów w poszczególnych państwach biorących udział w tej operacji. Po tym co powiedział polski generał i uzupełniła wdowa po kapitanie mogą zmienić priorytety i w większym stopniu skupić się na atakowaniu polskich oddziałów. Choć by po to, .żeby sprawdzić czy rzeczywiście są tak słabo uzbrojeni. I nie będzie miał większego znaczenia fakt, że słowa wdowy nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. Żołnierze, którzy tam służyli twierdzą że owszem, uzupełniają ekwipunek o to, co uważają za potrzebne, ale dostają na to pieniądze z armii. Nie potwierdzają też informacji o kłopotach z wyżywieniem.
Na niektóre tematy mam swoje własne zdanie, na inne zdania nie mam. Innych możliwości nie ma.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka