Doświadczenie pozwala nam kierować własnym życiem wedle zasad sztuki, brak doświadczenia rzuca nas na igraszkę losu.
Platon
Jestem z pokolenia 30+, czyli mgliście pamiętam PRL, a kapitalizm rodził się na moich oczach. Szacunek dla ludzi starszych, wiedza, doświadczenie jako kapitał ludzki zdawały się być dla mnie wartościami uniwersalnymi, ponadczasowymi. Niestety model nowoczesnego zarządzania made in poland kwestionuje moje podglądy, sprowadza je do poziomu bajek opowiadanych na dobranoc, w których dobro zawsze zwycięża. W nowych realiach wilk spełni swoje groźby wobec zajączka.
Nowoczesny m

enadżer to osoba 20+, z jak największą liczbą kursów, certyfikatów, najlepiej w anglosaskim języku. Jest w stanie objąć placówkę każdego typu, nie musi znać specyfiki branży, jest od administrowania. Ważne, żeby cyferki grały. Tutaj niestety pojawia się problem w postaci doświadczonego pracownika, który wie, ile i jakie błędy popełnia przełożony. Taki pracownik staje się niezwykle niewygodny dla „profesjonalizmu” wybitnego menadżera. Uruchamia się wówczas procedurę wywodzącą się z procesów politycznych ZSRR: „dajcie mi człowieka a paragraf się znajdzie”. Najczęstszym powodem szantażu jest nierealizowanie uprzednio specjalnie wyśrubowanych, norm, zakresów obowiązków itp. Do akcji wkraczają jeźdźcy Apokalipsy – co prawa tyko dwaj, ale to wystarczy. Przybywają do „krnąbrnego” pracownika, każdy uzbrojony w białą kartkę z miejscem na jego podpis. Dwie kartki to akt najwyższego miłosierdzia, pracownik ma wybór! Z reguły jedno z tych pism to zwolnienie z pracy na podstawie wcześniej misternie spreparowanego powodu, drugie to degradacja, przeniesie lub inna metoda wytargania za ucho. Albo idzie się na bruk, albo zostaje się wcielonym do armii Biernych, Miernych, Wiernych pracowników.
Kto ich tego uczy, skąd te pomysły? Często powołują się na amerykański styl zarządzania, dowalając pracownikom zadań ponad miarę. Nie dasz rady, ktoś inny da, a Panu/Pani już dziękujemy. Praca nie może być „twórcą wdów”. Określenie to pochodzi z czasów kliperów; tak nazywano statki, które wymykały się z pod kontroli i tonęły wraz z załogą i pasażerami. Właśnie takie są niektóre prace.
Powinno być tak: Jeżeli pracy nie uda się wykonać dwóm ludziom po kolei, którzy w poprzednich zadaniach się sprawdzili, to zadanie trzeba gruntownie przeanalizować, a potem zmienić. Co to za szalona teoria, w której szuka się przyczyny niepowodzenia w zadaniu, a nie w człowieku? Została stworzona przez Petera F. Druckera – prekursora nauki o nowoczesnym zarządzaniu, uważanego również za ojca chrzestnego japońskiego cudu gospodarczego. Może polscy menadżerowie, korzystają z jakichś felernych podręczników, w których nastąpiły przekłamania wynikające z tłumaczenia? Pomylono ambicję z obłędem, asertywność z bezczelnością, kreatywność z cwaniactwem a motywację z manipulacją.
W firmie, w której stosuje się wyżej opisaną praktykę, następuje gwałtowny wzrost zwolnień chorobowych, czemu trudno się dziwić. Jak długo można wytrzymać nerwowe napięcie, nieustannie spoglądać kontem oka, czy nie nadchodzą jeźdźcy Apokalipsy?
Dyzma wrócił i ma się całkiem dobrze. Pracownikowi pozostało już tylko udawanie trzech małpek, „nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego”. Z tą jednak różnicą, że w pierwotnej wersji małpki chronią przed złem, a tu, niestety, chronią zło w postaci niekompetentnego karierowicza.
Najbardziej boli to, że doświadczenie nie jest już w cenie. Wystarczy obiecać, że Titanic jednak dopłynie i można zrobić czystki etniczno-kompetencyjne.
Przemysław Czylok
Inne tematy w dziale Polityka