Czy Stany Zjednoczone przetrwają do roku 2025? Pytanie brzmi tak nieprawdopodobnie, jak to, które za komuny zadał sowiecki dysydent Almarik – „Czy ZSRR przetrwa rok 1984?”. Almarik wskazał siły odśrodkowe w komunistycznym imperium. Wieszcząc upadek, pomylił się tylko o kilka lat. Ameryce też grozi upadek w krótkim czasie. Tak mówi Patrick Buchanan w książce „Samobójstwo supermocarstwa”. Został za to usunięty z pozycji komentatora w sieci kablowej MSNBC, gdzie pracował od 10 lat. Prezes stacji wyjaśnił, że na takie poglądy nie ma miejsca w narodowej debacie, ponieważ dzielą i pasują do Ameryki lat 40. a nie do XXI wieku.
Patrick Buchanan to krzyżowiec. Od kilkudziesięciu jest konserwatywnym publicystą. Dwa razy ubiegał się o nominację republikanó
w w wyborach prezydenckich. Ten irlandzki katolik z pochodzenia, amerykański patriota z przekonania, zapowiada Ameryce klęskę, jeśli się nie cofnie ze złej drogi.
Cóż takiego strasznego Buchanan powiedział tym razem? Mniej więcej to samo, co mówią konserwatyści w Polsce, też spychani na margines. Którzy także „dzielą”, ostrzegając, że jeśli nie postawi się tamy pewnym prądom, to zniosą nasze państwo z mapy.
Jak wygląda samobójstwo w wypadku Ameryki? To odejście od chrześcijaństwa. „Śmierć Boga wysadziła w powietrze nasze przyzwoite i obywatelskie społeczeństwo… cykl jest nieuchronny: kiedy umiera wiara, wtedy umiera kultura, umiera cywilizacja i umierają ludzie”. Moralność i obyczaj tracą oparcie w religii; nie ma granic dla egoistycznej wygody. Biała Ameryka umiera, gdyż kobiety nie chcą rodzić, aborcja stała się prawem obywatelskim. Upada rodzina, 41 procent dzieci przychodzi na świat poza małżeństwem. Gdyby nie masowa imigracja z Trzeciego Świata, to malałaby liczba ludności. Co prowadzi do drugiej przyczyny upadku USA: porzucenia idei narodu. Naród to są „ludzie o wspólnym pochodzeniu, kulturze i języku, modlący się do tego samego Boga, czczący tych samych bohaterów, którzy cenią tę samą historię, obchodzą te same święta i mają taką samą muzykę, poezję, sztukę i literaturę”. Ten ideał zastąpiła wielokulturowość. Mieszkańcy kraju zamykają się w osobnych, własnych grupach, obojętniejąc na dobro wspólne.
Za 30 lat biali staną się mniejszością. Lament Buchanana nad tą „trzecioświatyzacją” jest największą obrazą dla liberalnej elity mediów, akademii i polityki. Dlaczego? Zatrzymanie „trzecioświatyzacji” wymagałoby przemocy wobec 12 milionów nielegalnych imigrantów, żeby ich wysiedlić. I przemocy wobec ich rzeczników w elitach, żeby stłumić propagandę współczucia i opór. Elity boją się jednolitego narodu i nienawidzą chrześcijaństwa. Brzmi to dość znajomo także z Polski.
Naród producentów stał się narodem konsumentów. Na wolnym handlu głównie korzystają ci, co płacą niskie ceny w sklepach. Ale mają na zakupy coraz mniej pieniędzy. Zniesienie ceł spowodowało przenoszenie dobrze płatnych miejsc pracy do Trzeciego Świata, gdzie płace są niskie i nie ma drogiej ochrony środowiska. Amerykanie zadłużyli się po uszy u Chińczyków, aby kupować towary, które kiedyś produkowali sami. Tak największy wierzyciel świata został największym dłużnikiem.
Słynący z zaradności Amerykanie stają się narodem na zasiłkach. To, co miało być doraźną pomocą, jest stylem życia. Wewnątrz dzielnej Ameryki powstał kraj wielkości Hiszpanii, zamieszkany przez ludzi uzależnionych od socjalu, jak od narkotyku. Tylko trzy bogate państwa świata wyprzedają USA rozmiarami pomocy socjalnej.
Pogrążycielami Stanów Zjednoczonych są ostatni prezydenci: Bill Clinton, George Bush oraz Barack Obama. Clinton otworzył kraj na rynek globalny i zniósł bankom ograniczenia, co pozwoliło im na zbyt ryzykowne operacje. Bush forsował za łatwe pożyczki na domy dla biedaków, co spowodowało kryzys finansowy 2008 i wydał zbędną wojnę Irakowi za bilion dolarów. Natomiast Obama do kolosalnych długów po Bushu dodaje nowe kolosalne długi na pobudzanie gospodarki, popiera małżeństwa gejów i aborcję. W trójcy mało świętej najgorszy jest Bush, z powodu wojen. Ameryka powinna wycofać się ze świata i skupić na wewnętrznej odbudowie.
Patrick Buchanan ma rację, pisząc o kiepskim stanie Stanów Zjednoczonych, gruba księga jest dobrze udokumentowana. Jego oceny przypominają poglądy wybitnych intelektualistów, jak Charles Murray czy nieżyjący Samuel Huntington. Też znienawidzonych za to, że mówią niewygodną prawdę. Jednak Buchanan jest takim reakcjonistą, że aż palce lizać. Drugi sobór watykański uważa za szkodliwy dla Kościoła. Do Jana Pawła II ma żal, że nie cofnął reform. Jego zdaniem całe zło bierze się z zaniku wiary, ale tak o tym pisze, jakby można było wierzyć siłą woli, czy rozumnego wyboru, zamiast przymusu albo objawienia.
Może Ameryka wyczerpała się duchowo, jak stara Europa Zachodnia i odnowa nadejdzie z krajów zapóźnionych? „Ex Oriente lux”, światło bije ze wschodu. Są nawet pretendenci: w islamie, prawosławiu i… w Polsce.
Krzysztof Kłopotowski
Lubisz to? facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka