ulanbator
ulanbator
ulanbator ulanbator
2043
BLOG

Zapomniana plaża nad Śniardwami

ulanbator ulanbator Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 48

Ukryłem rower w wysokiej trawie i zacząłem przedzierać się przez gęstwinę kierując się w stronę jeziora. Ten pochód był bardzo powolny i przypominał wędrówkę przez dżunglę. Ostre kolce jeżyn wcinały mi się w ręce i w nogi. Po chwili, zza starych owocowych drzew wyłonił się jakiś budynek, a właściwie, to co z niego pozostało. Najprawdopodobniej był to kiedyś dom mieszkalny, obecnie częściowo nadpalony i bez dachu, straszył swoimi osmolonymi kształtami. Dziwne to było miejsce, zapomniane i bliżej nieokreślone. W wysokiej trawie rozrzucone były różne rupiecie. Natknąłem się też na jakieś powalone ogrodzenie. Musiałem się tam poruszać bardzo ostrożnie, aby nie skręcić sobie nogi. Ale dzielnie parłem naprzód przez to miejsce przypominające pobojowisko, bo wiedziałem, że nieopodal znajduje się brzeg Śniardw, skąd najprawdopodobniej najlepiej obserwować je w całej swojej okazałości.

Gdy w końcu udało mi się przedrzeć przez te zarośnięte ruiny, to wyłoniło się przede mną jezioro. To co ujrzałem, wynagrodziło mi trud, przez który przed chwilą przeszedłem. Znalazłem się na plaży w rozległej zatoce, którą po obu stronach zamykały cyple trzcin. Przede mną rozpościerała się przestrzeń wodna z ledwo widocznym przeciwległym brzegiem. Było słonecznie i bezwietrznie. Słońce odbijało się miejscami wyraźnie na tle ciemno-granatowej barwy wody. Białe żagle w oddali sprawiały wrażenie unieruchomionych w przestrzeni, jak w marynistycznych obrazach. Zejście do wody było w tym miejscu piaszczyste i łagodne, a sama woda przejrzysta. W zasięgu wzroku nie widziałem tam nikogo. Oprócz delikatnego dźwięku fal uderzających o brzeg i śpiewu ptaków, panowała tam zupełna cisza. Wyjąłem z plecaka ręcznik i rozłożyłem go na piasku, tuż przy kołyszącej się wodzie próbującej niemrawo wedrzeć się na brzeg. Długo delektowałem się wtedy malowniczością i ciszą tego odludnego miejsca. Leżałem na piasku i próbowałem odgadnąć co kryją w sobie kształty nielicznych chmur płynących leniwie po błękitnym niebie. Czas zatrzymał się dla mnie w miejscu i mógł bym tak leżeć w nieskończoność.

Moja fascynacja Śniardwami rozpoczęła się w dalekim dzieciństwie. Jak przez mgłę pamiętam ten moment, gdy ujrzałem to jezioro po raz pierwszy. Widziałem je zza szyby pędzącego samochodu, latem. W oddali kłębiła się wówczas burza, a mrok rozświetlały błyskawice ciągnące ku wodzie. Głęboko zapadł mi w pamięć ten moment, był on fascynujący i tajemniczy, ale również niepokojący.

A później, na wiele lat, to jezioro zupełnie zniknęło mi z pola widzenia. Najbliżej tego aby ujrzeć je ponownie, byłem w roku 1995, gdy z grupą znajomych wybraliśmy się na rejs żeglarski po Mazurach. Mieliśmy w planach wypłynąć na nie i podziwiać jego widoki, ale awaria żaglówki pokrzyżowała nam plany. Dopłynęliśmy wtedy jedynie do Jeziora Jagodne i musieliśmy zawracać z powrotem, w stronę Węgorzewa, gdzie rozpoczęliśmy rejs. Śniardw wówczas nie zobaczyłem, ale skąd inąd to była bardzo udana i niezapomniana wyprawa.

Ogrom Jeziora Mamry czy Dargin też robi przecież wrażenie. Pamiętam z tego rejsu dokładnie ten pierwszy kontakt z Mamrami po wypłynięciu z Kanału Węgorzewskiego, to wieczorne lipcowe Słońce i ledwo widoczny przeciwległy brzeg jeziora. Albo na Darginie dźwięk fletu niosący się daleko po wodzie. Niezapomniane są to wspomnienia. Dużo wtedy zobaczyłem za wyjątkiem Śniardw właśnie.

Aż dotarłem do tej ukrytej plaży po wielu latach. Nadal przyciągały mnie one swoim ogromem i pięknem, choć przecież przestrzeń wraz z wiekiem się kurczy i świat staje się poprzez to bardziej obliczalny, niż ten w dzieciństwie. W dorosłym życiu trochę mniej miejsca pozostaje na wyobraźnię i tajemnicę.

Z zadumy wyrwał mnie wówczas potężny warkot silników lotniczych. Po chwili ujrzałem na niebie dwa wojskowe śmigłowce, które nadleciały od strony lądu. Leciały tak nisko, że widziałem wyraźnie sylwetki pilotów. Skierowały się najpierw na jezioro, by po chwili, z impetem powrócić na ląd. Jednak, gdy odleciały, to cisza nie powróciła do poprzedniego stanu, bo armia, na nieodległym poligonie w Orzyszu, zaczęła ostro walić z dział. Wiedziałem już, że jest to ten moment w którym trzeba się zbierać. Wystarczająco dużo napatrzyłem się wtedy na Śniardwy, nasyciłem się nimi w pełni, nadrabiając stracony czas. Zostawiłem za sobą jezioro ruszyłem do przodu. Czekała mnie jeszcze niemała przeprawa przez gąszcz i szukanie roweru.


ulanbator
O mnie ulanbator

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości