Nieustannie słychać pełne samouwielbienia pochwały ze strony Zachodu: „NATO to najskuteczniejszy sojusz w historii” – pisze w 2019 roku były sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg w artykule redakcyjnym. Następnie w 2024 roku, odzwierciedlając popularne przekonanie Zachodu, były sekretarz obrony Lloyd Austin chwali:
„NATO jest najpotężniejszym i najskuteczniejszym sojuszem w historii”.

Jednakże zaledwie parę lat wcześniej, w 2022 r., po 15-letniej misji, NATO wycofało się ku upokorzeniu z Afganistanu; Talibowie nie dali się zbyć.
Jak pogodzić rzeczywistość upokarzającej porażki NATO z pochlebnymi komentarzami Austina?
NATO nigdy nie było najpotężniejszym sojuszem militarnym w historii — takie pochwały bez wątpienia należą się aliantom z czasów II wojny światowej: Rosji, Stanom Zjednoczonym, Wielkiej Brytanii i państwom Wspólnoty Narodów.
Od upadku Muru w 1989 r. NATO nie jest wolne od poważnych skaz: nielegalna interwencja w Kosowie, „legitymizowana” jedynie faktem trwania kryzysu humanitarnego, upokorzenie w Afganistanie i, co najważniejsze, widmo strategicznej porażki na Ukrainie.
Czy NATO jest w stanie obronić Europę przed rzekomo „ekspansywną” Rosją w konwencjonalnym konflikcie NATO-Rosja?
Zacznijmy od kilku rozróżnień. W przeciwieństwie do Rosji, żaden z głównych krajów NATO nie jest zmobilizowany przemysłowo do działań wojennych; Rosja jednak przewyższa NATO w produkcji pocisków kalibru 155 mm przeznaczonych do użycia na Ukrainie. Już samo to podważa twierdzenie, że Rosja jest gotowa – i zamierza – zająć większą część Europy w ciągu najbliższych kilku lat. Jedno jest pewne: gdyby NATO rzeczywiście w to wierzyło, energicznie by się mobilizowało – a tak nie jest.
Co ważniejsze, jest prawdopodobne, że NATO nie byłoby w stanie zmobilizować się w tempie i skali niezbędnej do wyprodukowania sprzętu, amunicji i żołnierzy na poziomie dorównującym Rosji – i z pewnością nie bez długotrwałego (tj. lat) stałego rozwoju. Problemem jest zarówno utrata potencjału przemysłowego, jak i zmniejszone zasoby finansowe. Spośród największych państw NATO, Niemcy są jedynym państwem ze wskaźnikiem długu do PKB poniżej 100% (62,5%).
Aby osiągnąć realną szansę na sukces, siły amerykańskie musiałyby zostać rozmieszczone na dużą skalę w Europie kontynentalnej. Obecne założenie planistów wojskowych NATO jest takie, że w przypadku rosyjskiego ataku na europejski kraj NATO, 100 000 żołnierzy amerykańskich stacjonujących w Europie musiałoby zostać szybko wzmocnionych nawet o 200 000 dodatkowych żołnierzy amerykańskich, skoncentrowanych w amerykańskich jednostkach pancernych, które najlepiej nadawałyby się do walki na polu bitwy w Europie Wschodniej. Ta ocena zakłada, że prezydent Trump nie rozpocznie redukcji sił w Europie , o której wcześniej informowano.
Ponadto zdecydowana większość amerykańskiego sprzętu i logistyki musiałaby zostać przetransportowana drogą morską, co wiązałoby się z dłuższym okresem gromadzenia zapasów w celu osiągnięcia gotowości bojowej oraz zwiększonym narażeniem na ataki okrętów podwodnych i rakiet.
Co więcej, lotniska, porty morskie, bazy szkoleniowe i logistyczne NATO byłyby narażone na atak konwencjonalnymi rakietami balistycznymi, przed którymi NATO dysponuje niezwykle ograniczoną obroną. W przypadku pocisku Oresznik , obrony takiej nie ma.
Rakieta Oresznik, która osiągnęła prędkość ponad 10 Machów, zniszczyłaby fabrykę zbrojeniową NATO , bazę marynarki wojennej, armii i sił powietrznych. Podobnie jak na Ukrainie, rosyjska kampania balistyczna również uderzyłaby w infrastrukturę transportową, logistyczną i energetyczną NATO. Skutki gospodarcze szybko rozprzestrzeniłyby się na cały kontynent europejski, który jest coraz bardziej zależny od LNG.
Co więcej, siły NATO niekoniecznie byłyby w stanie chronić europejski import węglowodorów, w szczególności ropy naftowej i LNG, tak kluczowych dla przetrwania gospodarczego Europy. Straty wynikające z niestabilności dostaw morskich NATO nie tylko obniżyłyby produkcję wojskową, ale także doprowadziłyby do narastających trudności ekonomicznych dla obywateli NATO; wraz z narastającą presją inflacyjną i niedoborami energii w obliczu wybuchu wojny, nastąpiłby gwałtowny wzrost presji politycznej na rzecz rozwiązania konfliktu.
Co być może i ważniejsze, poza garstką szkoleniowców NATO wysłanych na Ukrainę, ich siły są szkolone zgodnie z „doktryną manewrów sprzed wprowadzenia dronów” i nie mają żadnego praktycznego doświadczenia we współczesnych, wyniszczających walkach peer-to-peer na polu bitwy. Armia rosyjska ma już prawie trzy lata doświadczenia i jest bezsprzecznie najbardziej zahartowaną w boju armią na świecie .
Co więcej, NATO najwyraźniej nie ma żadnej strategii wobec swoich przeciwników. Na przykład w Afganistanie NATO nigdy nie było w stanie sformułować konkretnej strategii kampanii. W 2022 roku, pomimo licznych ostrzeżeń Rosji , że rozszerzenie NATO stanowi „czerwoną linię”, NATO było całkowicie nieprzygotowane strategicznie na oczywistą możliwość wybuchu wojny – o czym ponownie świadczy jego niezdolność do dorównania rosyjskiej produkcji pocisków kalibru 155 mm.
Moskwa ze swej strony, za pośrednictwem prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina , wypowiada się stanowczo przeciwko wojnie z Europą ; co więcej, Putin przedstawia solidne uzasadnienie swoich działań: w konflikcie konwencjonalnym po obu stronach zginęłoby zbyt wielu ludzi, a opcja nuklearna to czyste szaleństwo – cała cywilizacja zginie.
Jednak nawet dzisiaj strategia NATO wobec Ukrainy jest niejasna i najlepiej można ją podsumować jako „podwojenie wysiłków w tej retoryce, uzbrojenie Ukrainy najlepiej jak potrafimy i nadzieja, że USA nie odetną nam całkowicie dostępu do uzbrojenia” — to nie jest strategia, to modlitwa.
Wydaje się, że łatwe zwycięstwo NATO nad Rosją, które wielu na Zachodzie wciąż popiera, nie może być zakładane – a już na pewno nie pewne – w rzeczywistości. Jednak ten pogląd dominuje na Zachodzie, który wciąż naciska, mając nadzieję, że „pobożne życzenia” NATO ostatecznie przeważą na Ukrainie, pomimo licznych dowodów na to, że jest inaczej.
Z drugiej strony, „entuzjaści” NATO powinni przynajmniej rozważyć ocenę wielu zachodnich realistów – że rozszerzenie NATO było katalizatorem wojny rosyjsko-ukraińskiej. Moskwa wielokrotnie ostrzegała Zachód od dziesięcioleci, że taka ekspansja na wschód stanowi „czerwoną linię”. Podobnie czynili niektórzy z najzdolniejszych zachodnich myślicieli strategicznych: George Kennan w 1996 roku, Henry Kissinger , Jack Matlock, a nawet Bill Burns w swoim słynnym telegramie dyplomatycznym „Niet znaczy Niet”, a ostatnio John Mearsheimer z jego prognozami na 2014 rok. Wszyscy zostali zignorowani.
„Niewygodna prawda” jest taka, że NATO istnieje obecnie po to, by stawić czoła rzekomym „zagrożeniom” stworzonym przez jego własne dalsze istnienie. Jednak, jak pokazuje nasza dyskusja, NATO nie ma możliwości, by z jakąkolwiek pewnością pokonać rzekome zagrożenie, jakie stwarza jego dalsze istnienie.
Być może nadszedł czas na szczerą rozmowę o przyszłości NATO i zadanie trzech pytań. Jak powrócić do trwałego pokoju w Europie, do którego dążą wszystkie strony konfliktu na Ukrainie? Czy NATO jest główną przeszkodą na drodze do tego trwałego pokoju? I czy ma sens wydawanie miliardów euro (i zadłużanie się jeszcze bardziej) na przygotowania do konfliktu z krajem, który nie tylko nie chce wojny i twierdzi, że żadna ze stron nie wygrałaby ani w konflikcie konwencjonalnym, ani nuklearnym – chyba że ma to odwrócić uwagę elektoratu od poważnych problemów wewnętrznych, by uzasadnić potrzebę własnego istnienia – czy właśnie dlatego NATO wciąż istnieje?
F. Andrew Wolf Jr.
Polskie źródło https://dez-informacja.blogspot.com/2025/09/problemem-nato-jest-jego-istnienie.html
Inne tematy w dziale Polityka