Dzisiaj znowu lało i było nieprzytulnie. Wszystko, co było najlepsze w tym roku, nieodwracalnie się kończy. Do drzwi puka listopad. Ale po południu chmury jakby się rozrzedziły. Właściwie nie miałem na to ochoty, ale postanowiłem wykorzystać ponowną przerwę w deszczu i pojechałem na jeszcze jedną rundę joggingu do Volksparku. Tym razem nie przerywałem biegu.
Nie było czego fotografować. Park zdawał się być zupełnie opustoszały. Jesienna szarość, wilgoć i smętek zdominowały krajobraz. Ale kiedy dobiegłem do niewielkiego stawu z kaczkami przy stacji metra Rathaus Schöneberg wybudowanej bodajże jeszcze przed pierwszą wojną światową, zobaczyłem przed sobą jasny księżyc. Był prawie w pełni.
Ciało niebieskie bujało się nad głowami klasycystycznych nimf i satyrów na dachu stacji metra, który służy także za deptak. Posągi zdawały się ze sobą rozmawiać, a nawet dawać sobie jakieś ukradkowe znaki, jak gdyby w obawie, że mógłby je podsłuchiwać.





Inne tematy w dziale Rozmaitości