Nie wiem, jakiego użyć słowa: skretynienie, głupota, debilizm? Grafomańskie erupcje komentatorów sportowych nie dają mi jednak spokoju. Na internetowym portalu TVN dowiaduję się z nagłówka, że „Isia zdemolowała Rumunkę”.
Zdemolowała ? Słowo to kojarzy mi się z kluczem francuskim, podsiniaczonym okiem, wybitym zębem i przymusowym pobytem w szpitalu. Niemcy mówią krankenhausreif verprügelt o kimś, kto bez pomocy lekarza nie jest w stanie utrzymać się na nogach…
Ale przecież nie chodzi o walkę na pięści albo maczety, ani o kibolskie ustawki podwórkowych gladiatorów, tylko o pojedynek dwóch zawodniczek na tenisowym korcie.
Polska tenisistka pokonała nikomu nieznaną Rumunkę Halep, o której poza tym, że pomniejszyła sobie piersi (podobno przeszkadzały jej w grze, o czym skwapliwie donosi sportowy komentator portalu TVN), nikt prawie nie słyszał i która w swojej dotychczasowej karierze zarobiła… 163 tysięcy dolarów.
Agnieszka Radwańska zarobiła jak do tej pory ponad cztery miliony, czyli kilkadziesiąt razy więcej, ale mimo to jej wygrana świętowana jest z zachłyśnięciami, w jakie wpadają nauczyciele historii, kiedy opowiadają o szarży pod Samossierą albo odsieczy Sobieskiego. (W „Rewizorze” Gogola był taki zakompleksiony nauczyciel. Zawsze łamał krzesła, kiedy dochodził do Aleksandra Wielkiego). "W nocy z piątku na sobotę Polka zmiażdżyła rywalkę, wygrywając w dwóch szybkich setach 6:1, 6:2, " donoszą z Melbourne znawcy tenisa z portalu TVN.
Radwańska, piszą: „bez większego wysiłku zepchnęła rywalkę daleko za linię główną i dość swobodnie rozprowadzała ją pomiędzy przeciwległymi narożnikami kortu. Skutkiem tej dominacji były trzy gemy zdobyte na otwarcie spotkania, zanim Halep zdołała po raz pierwszy utrzymać swój serwis. To jednak nie wybiło nawet na chwilę z rytmu Radwańskiej, która coraz bardziej przyspieszała tempo wymian i coraz większą siłę wkładała w każde kolejne uderzenie.”
Najzabawniejszy jest jednak wywiad Radwańskiej udzielony Tomaszowi Lorkowi z Rzepy. Co prawda unika on wyrażeń batalistycznych w rodzaju „zmiotła ją z kortu, zmiażdżyła albo zdemolowała”, ale już w pierwszym pytaniu w żenujący sposób podlizuje się nadziei polskiego tenisa. Brzmi ono jak kpina:„Czy to był pani najlepszy tegoroczny mecz?“.
Wybaczam Radwańskiej brak refleksu wynikający zapewne z jej kindersztuby, a więc z wyniesionej z domu uprzejmości, bo chyba tylko w ten sposób można wytłumaczyć jej potakującą odpowiedź. Przyznaje, że dobrze się jej grało i że wyszła na kort odprężona ze świadomością swojej przewagi nad rywalką.
Tylko jak można taki mecz uznać za swój najlepszy?
I czy po takim "triumfie" nad nikomu nieznaną przeciwniczką można jeszcze marzyć o prawdziwych zwycięstwach?
Inne tematy w dziale Rozmaitości