waldburg waldburg
925
BLOG

Nadchodzący przełom Radwańskiej

waldburg waldburg Rozmaitości Obserwuj notkę 15

 

 
 
fot. PAP/Barbara Ostrowska
 
Dobre wiadomości z Tokio. Radwańska odniosła największy sukces w karierze. Wygrała turniej z pulą dwóch milionów dolarów. To zrobi wrażenie nie tylko w Krakowie.
 
Podczas ceremonii wręczania nagród japońscy operatorzy ustawiali ostrość kamer na twarzy bruneta z parodniowym zarostem. Nie było po nim widać, żeby się cieszył. Siedział zajęty pracą. Jak gdyby ze zwycięstwem swojej podopiecznej nie miał nic wspólnego.
 
Był skoncentrowany. Pochylony nad niewielkim notesikiem robił jakieś notatki z komórką przy uchu. Ciekawe, z kim rozmawiał? Z papą Radwańskim może? Typowy leming. Mimo zarostu w czystej koszuli. Młody wykształcony z wielkiego miasta.
 
Komentatorzy niemieckiej stacji eurosport nie szczędzili mu pochwał. Nazywali go szczwanym lisem (der schlaue Fuchs) i urodzonym strategiem (ein geborener Stratege).
 
Tomasz Wiktorowski nauczył Radwańską wygrywać, powiedział jeden z nich.
 
Też tak uważam. Problem Radwańskiej był w głowie. Od trzech lat nie wygrała żadnego turnieju, a i te dwa, które udało jej się wygrać wcześniej, nie należały do prestiżowych. We wszystkich liczących się imprezach odpadała najpóźniej w ćwierćfinałach. Ćwierćfinały stały się kresem jej możliwości.
 
Jak osa, która bezskutecznie atakuje okienną szybę, natrafiała na jakąś nieprzekraczalną barierę. To, co nie stanowiło problemu dla młodszej od niej Karoliny Woźniackiej, dla niej stało się dramatem.
 
Nie mogła. Nie potrafiła spełnić oczekiwań, które rozbudziła na początku kariery. Przyzwyczaiła w końcu wszystkich, że nie będzie najlepsza i że zawsze zawodzić będzie w meczach najważniejszych.
 
I co najgorsze – także w tych, które miała już wygrane.
 
Można powiedzieć, brakowało jej woli zwycięstwa.  W chwilach, kiedy stawało się bliskie i miała je już prawie w kieszeni, rozluźniała się, jak gdyby było już po wszystkim i wchodziła do kabiny po wygranym meczu. Stawała się lekkomyślna i przegrywała.
 
Tak to postrzegałem. Radwańska działała mi na nerwy. W jej otoczeniu brakowało kogoś, kto by powiedział jej w takich momentach – stop, moja droga. Mecz trwa. Musisz walczyć dalej. Do ostatniej piłki. Rozluźnisz się dopiero, kiedy wygrasz.
 
Z biegiem lat wszyscy do tego przywykli. Radwańska rozczarowywała, nie umiała wygrywać z najlepszymi. Na pewno przyczynił się do tego papa Radwański, który zawsze wszystko wiedział lepiej i za nic miał rady innych. Nie obchodziła go nawet opinia Fibaka, który od lat wypomina mu, że marnuje największy talent w historii polskiego tenisa.
 
Podejrzewam, że jak wielu dumnych tatusiów miał rozrośnięte ego. Traktował swoją córkę jak własność, do której tylko on jeden ma prawo. Kryzys był nieunikniony. Po tym, jak bez wiedzy córek umieścił na ich stronie internetowej obłąkany manifest solidarności z Kaczyńskim w związku z rzekomym zamachem smoleńskim, Agnieszka zaczęła się buntować. Przestała brać go na serio.
 
Dzięki Bogu.
 
Już jej wygrana w Carlsbadzie, kiedy pod opieką Wiktorowskiego nie tylko doszła do finału, ale potrafiła go także wygrać, zapowiadała nadchodzący przełom.
 
Stało się to jednak szczególnie wyraźne w bardzo ważnym meczu jednej ósmej finału w Tokio, który okazał się testem na jej odporność psychiczną.  
 
Radwańska zdawała się znowu wpadać w stare koleiny. Jej przeciwniczka Jelena Jankowić, grała w pierwszym secie jak za czasów, kiedy była jeszcze najlepszą rakieta świata.
 
Nie dała Agnieszce cienia szansy. Wygrała seta do dwóch. Potem jednak role się odmieniły. To Radwańska zaczęła rządzić na korcie i wyszła na prowadzenie z przewagą dwóch przełamań serwisowych. Wyglądało na to, że nic już nie odbierze jej zwycięstwa w drugim secie i że spotkanie rozstrzygnie się w trzecim.
 
Wtedy jednak zaczęły dziać się rzeczy niezrozumiałe. Radwańska biegała po korcie, doganiała wszystkie niemal piłki i odbijała je Serbce wprost na rakietę. Mecz stał się brzydki, bo Jankowić też wolała unikać ryzyka i odbijała piłkę na środek kortu.
 
Sprawozdawca telewizji niemieckiej zauważył nie bez sarkazmu, że obie panie grają jak na treningu. Podają sobie piłkę.
 
Radwańska biegała i biegała, Serbka odbijała piłkę z powrotem i nagle przewaga Polki stopniała do zera. Mało tego, wszystko wskazywało, że i tym razem z Jankowić, z którą Radwańska dotąd zawsze gładko przegrywała, przegra i teraz w dwóch setach.
 
Wtedy dosiadł się do niej Wiktorowski. Wyłapałem trochę z tego, co jej zakomunikował, mimo że zagłuszał go sprawozdawca niemieckiego kanału eurosport. Najpierw przypomniał jej, że piłki forhendowej nigdy nie uderza się z góry, a potem powiedział, że musi grać z większym ryzykiem, nawet gdyby piłka miała wylądować za linią.
 
Rozmawiał z nią unikając kontaktu wzrokowego. Radwańska siedziała skrzywiona. Sprawiała wrażenie wściekłej i obrażonej na niego, jak gdyby to on był winien, że tak łatwo oddała prowadzanie.  
 
– Musisz zmusić Jankowić do biegania, bo tylko wtedy będzie popełniać błędy. Goń ją, niech ona teraz biega. Pamiętaj o jej słabym bekhendzie. Jeśli nadal będziesz posyłać jej piłkę tam, gdzie stoi, to już nie wygrasz – powiedział i nie czekając na jej reakcję odszedł na swoje miejsce.
 
Wglądało na to, że Radwańska znowu przegra spotkanie, które było do wygrania. Przyszło mi do głowy, że wydęte w złym grymasie usta, które zniekształcały jej twarz, były nabytym odruchem psa Pawłowa po setkach podobnych rozmów z ojcem.
 
Pewnie dokuczali sobie w ten sposób. Prowadzili wojnę na miny. On złościł się, że znowu zrobiła coś nie tak, jak jej mówił, a ona dawała mu do zrozumienia, że i tak przegra jemu i sobie na złość.
 
Tym razem jednak wszystko potoczyło się inaczej. Agnieszka wróciła na kort i zaczęła grać zgodnie z tym, co jej radził Wiktorowski. Jankowić, która była już pewna zwycięstwa, pogubiła się. Nie mogła dogonić coraz szybszych piłek i popełniała coraz liczniejsze błędy. Nieoczekiwanie Radwańska znowu wyszła na prowadzenie. Przełamała jej serwis i wygrała seta.
 
W trzecim dosłownie rozgromiła swoją utytułowaną rywalkę wygrywając go do zera. Pokazała klasę, którą zawsze miała, ale dopiero teraz potrafiła ją zademonstrować.
 
Z takim nastawieniem nie tylko dojdzie do finału, ale będzie umiała go wygrać, pomyślałem.
 
I nie pomyliłem się:)))
waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Rozmaitości