Ciekaw jestem, czy komuś uda się odgadnąć autora?
Pewien pan w sobie zakochał się sam
Miłością namiętną i ślepą.
Nie wyobrażał sobie narcyz
Piękniejszego od siebie człowieka.
Jednak od luster trzymał się z daleka,
Ich zimne spojrzenia zanadto go wykoślawiały
I temperaturę samouwielbienia obniżały.
W podnoszeniu wysokiego o sobie mniemania
Pomagała mu sztuka ich niezauważania,
Którą podpatrzył u dam lepiej wprawionych.
Przyzwyczaił się unikać zwierciadeł bliskich i dalekich,
W salach balowych i w ciasnych pomieszczeniach.
Z upływem lat jednak zaczęło brakować mu wigoru.
Drętwiał nawet na widok lusterek kieszonkowych
Dla przyczesania fryzury przez panów wyciąganych
I pasków z błyszczącymi klamrami, jakie mają damy.
Zamiast męki uników wybrał gorycz wygnania.
Zaszył się z własnej woli w pustkowiu na końcu świata,
Byle dalej od tafli lustrzanych i ich zakłamania.
Nie przewidział jednak, że w głębi tego odludzia
Źródło srebrzyste jego uwagę zacznie wzbudzać.
W którym twarzy swojej nastrój rozpozna posępny.
Tyle się natrudziłem i znowu ta sama spotyka mnie bieda.
Choć szkoda, bo przyznać muszę, że strumień jest piękny
I na dalsze wędrówki namówić się nie dam.
A morał, jaki z tego wypływa?
Zdradzę każdemu, kto sam siebie okłamywa.
Wiem, jak trudno znaleźć człowieka śmiertelnego
Grzechem próżności niesplamionego.
Twoje serce jest błaznem, który sam siebie okłamuje.
A w lustrze przez ciebie o fałsz obwinianym,
Znajdziesz beztroskę i swobodę, której ci brakuje.
Zaś ruczaj, w którym widzisz rysów swoich powtórzenie,
Znany jest wszystkim i zwie się sumieniem.
Komentarze