Edelman to ktoś, kto nigdy nie kłaniał się żadnej ideologii. Działał w Bundzie, ale socjalizm go nie interesował, tylko pomaganie słabszym. W getcie warszawskim organizował broń i przerzut jedzenia do getta oraz wraz z kumplami starali się kontrolować, czy najbardziej operatywni nie są zgarniani do pociągów do Treblinki. W odróżnieniu od Anielewicza, któremu marzyło się bohaterstwo, Edelman kochał życie - kochał dobrze zjeść, kochał też kobiety. I kobiety kochały jego.
Oddział Edelmana nie popełnił samobójstwa jak oddział Anielewicza. Wyszli z getta, większość pod przywództwem Edelmana walczyła w polskim powstaniu warszawskim w 1944 roku. Marek Edelman tyle widział ciał i krwi, że po wojnie został lekarzem od serca - kardiologiem. Nie ufał już Bogu po Szoa, ale miał w sobie zmysł życia - więc ratował na stole chirurgicznym. Wprowadzał nowatorskie metody ratowania pacjentów z zawałem serca, ratował chorych na żyły, tętniaki, złą krew i niewydolność serca.
Był bardzo radykalny w poglądach politycznych. Twierdził, że Izrael jako kraj pustynny nie jest Żydom potrzebny - że ojczyzna Żydów powinna być w Bawarii, żeby Niemcy poczuli, że to oni są odpowiedzialni za Szoa. Nigdy nie pasował ani do Bundu, ani do syjonistów, ani do komunistów.
W latach 90. XX wieku dołączył do konwojów humanitarnych z lekarstwami i wyżywieniem do ogarniętej wojną Bośni i Hercegowiny. Sam w tirze jechał, mimo zaawansowanego wieku, niósł otuchę i pomoc materialną - tak jak wcześniej pomagał internowanym działaczom Solidarności w 1981 roku.
Był niespożyty. Za każdym razem bystry, precyzyjny w ruchach, błyskotliwy w mowie, z dystansem do spraw. Trudny do przełknięcia politycznie - bo zawsze mówił to, co myśli, bez zahamowań - trudny do przyjęcia dla polityków w Izraelu, w Polsce, na świecie. Jego nie interesował syjonizm, nie interesowały ideały europejskie - zawsze myślał tylko i wyłącznie o człowieku.
Miał też skazy. Czasami zagłuszał wspomnienia gettowe szklanką pitą z dziennikarzami, a najchętniej dawał wywiady ślicznym dziewczynom, którym oferował śliwowicę i wiśniówkę. W 1968 roku jego żona Alina Margolis - moim zdaniem autorka najwybitniejszego w ogóle dzieła o czasach Szoa pod tytułem "Tego, co mówili nie powtórzę" - wyjechała. Edelman został jako strażnik - strażnik grobów przyjaciół, strażnik Treblinki i Auschwitz i warszawskiego getta. Próbował znaleźć ukojenie w ramionach młodych brunetek, ale zawsze pomagał ludziom, zawsze.
Pamiętam taką sytuację, gdy Doktor przyjechał swoim maluchem - prowadził nim zawadiacko - do Treblinki. To były lata 90-te. Wjechał tym fiatem 126p głęboko w obóz zagłady i pobiegł za nim strażnik. Gdy strażnik muzeum dobiegł, to zdyszany zbeształ Edelmana, że przekroczył granicę mauzoleum. Edelman opuścił okno w samochodzie i wypalił: "Panie, ja tu dostałem zaproszenie ponad 50 lat temu i wtedy chcieli mnie dowieźć pociągiem aż pod samo krematorium, to chyba mam prawo wjeżdżać aż pod sam piec, nie?".
Filmik z credo Edelmana, z jego żywym głosem - http://www.youtube.com/watch?v=GHr1Crmcxwc
Andrzej Kozicki
Warsztaty Analiz Socjologicznych to nowoczesna instytucja oparta na wzajemnym zaufaniu. Unikamy zaszufladkowania organizacyjnego. Świadomi wyzwań, przed którymi stoją młodzi Polacy mający ambicję wpływać na rzeczywistość społeczną w kraju, nie zaś tylko być jej biernymi uczestnikami, stawiamy na ciągłe doskonalenie naszego Warsztatu.
Kontakt: warsztaty@warsztaty.org
warsztaty.org
Promote Your Page Too
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości