waw75 waw75
1045
BLOG

Problem z wyborcami PO

waw75 waw75 Społeczeństwo Obserwuj notkę 15

Każda partia polityczna, naturalną koleją rzeczy, dąży do budowy swojego lojalnego i żelaznego elektoratu. To nieunikniony mechanizm. Służy do tego zawsze jakiś sztandar przewodni na którym wypisane jest hasło budujące tożsamość grupy. Sztandar ten musi zawierać jaskrawy kontrast według matrycy: my jesteśmy lepsi a oni są gorsi i musimy być wystarczająco kolektywni i zdeterminowani żeby obronić przed nimi kraj.

Pomijając więc wszelkie (istniejące lub pozorowane) programy – których jak wiadomo nikt zazwyczaj nie czyta, oskarżając jednocześnie o ich brak swoich rywali – mamy dziś w Polsce cztery główne sztandary przyciągające wyborców:

  • sztandar lewicowy promujący sofizmat tolerancji w obronie uciśnionych i krzywdzonych mniejszości – czyli dobrzy ludzie z wielkimi sercami kontra źli ludzie krzywdzący innych za pomocą doktryn
  • sztandar pisowski odwołujący się do obrony wartości konserwatywnych i interesów państwa oraz kontrolowania wycieku publicznych pieniędzy – czyli uczciwi i etosowi państwowcy kontra pazerni i cyniczni dorobkiewicze na wszelakich paskach
  • sztandar ludowy oparty na dystrybucji lokalnych posad i stanowisk przed obcymi z miasta – czyli swój cwany chłop co pomoże popchnąć sprawę w powiecie albo jeszcze dalej a może i da zarobić zanim jak zwykle zarobią „miastowe”
  • sztandar platformerski odwołujący się do megalomanii środowisk uznających się za bardziej inteligentne, wyedukowane i predestynowane do sprawowania władzy i czerpania z niej własnych korzyści – czyli światli i godni dobrobytu (najczęściej na koszt państwa) kontra roszczeniowy ciemnogród i motłoch niezdolny do sprawowania władzy, osiągnięcia wyższego komfortu życia ani nawet do wyrażania własnych poglądów 

Matryca, jak widać, jest więc uniwersalna – sedno tkwi w wartościach i antywartościach, którymi partie  budują tożsamość i rolę społeczną swoich wyborców. Sztandary te wyznaczają też linie frontów w konfliktach elektoratów. Choć odwołują się oczywiście do całkowicie różnych płaszczyzn tematycznych - co powoduje że debata publiczna między ich zwolennikami odbywa się na wielu wątkach jednocześnie, a każda grupa usiłuje udowodnić swoją rację tylko w tych widełkach jakie ma na atrakcyjnych dla siebie szyldach przewodnich. Na przykład zarzut o defraudację publicznych środków zostaje odparty  recenzją  o niskim poziomie intelektualnym adwersarza lub wręcz diagnozą jego zaburzenia umysłowego; zarzut o łamanie podstawowych zasad etycznych  na rynku zabiegów in vitro, natrafia z drugiej strony na oskarżenie o odbieranie ludziom prawa do szczęścia, itd. Każda ze stron uważa przy tym swoje argumenty za rozstrzygające, a  kierunek swojej krucjaty za kluczowy do funkcjonowania państwa.

Elektorat PiS-u  chłonie i eksponuje przy każdej okazji wszelkie przykłady niegospodarności, patologii państwa, nieuczciwości elit władzy czy łamania zasad konserwatyzmu. Niejednokrotnie zresztą je przerysowując i odrzucając z zasady wszelkie pozytywne przykłady. Elektorat lewicy fascynują głównie niespełnione pragnienia mniejszości płciowych i seksualnych i bariery blokujące ich legislacyjny dyktat . Wyborców PO elektryzują tylko i wyłącznie obrazki „roszczeniowych” nizin społecznych i niefortunne (bardzo często zresztą zmyślone) wypowiedzi przeciwników politycznych. Ludowców zaś martwi jedynie  perspektywa utraty stanowisk w regionach.

Szukając kompromisów – dajmy na to do budowy nowych koalicji -  można jedynie próbować, bez ingerencji w opis własnych ideałów, jednocześnie marginalizować projekcję złych intencji rywali. Próbować odnaleźć jakieś wspólne cele i wspólne paradygmaty.

I tu pojawia się problem, bo o ile właściwie każdy elektorat mógłby być do tego w jakiś sposób zdolny, o tyle dla elektoratu Platformy Obywatelskiej projekcja niskich kwalifikacji intelektualnych czy mentalnych rywala jest wyznacznikiem własnego miejsca i roli w społeczeństwie. Innymi słowy, tylko dla elektoratu PO, podstawowym warunkiem do wyznaczenia swojego miejsca na scenie politycznej jest udowodnienie niskich walorów i wyeliminowanie z gry oponentów.

I głównie to rzutuje w tej grupie lektoratu na poparcie poszczególnych poczynań władzy. Poparcie dla posyłania sześciolatków do szkół bazuje na przekonaniu że nasze dzieci są zdolniejsze i sobie poradzą – reszta zaś jako mniej gramotna nie ma prawa ograniczać ich rozwoju – nowa reforma ma to jedynie ostatecznie udowodnić. Wszelkie dyskusje czy nie można było po prostu reformować programu zajęć w zerówkach wykraczają poza ramy akceptacji, bo na sztandarach Platformy nie o to przecież chodzi aby cokolwiek reformować ale aby stworzyć pewną (nieosiągalną dla reszty) platformę życia dla swoich wyjątkowych wyborców.

Poczucie świętej konieczności wydłużenia wieku emerytalnego do 67-go roku życia choćby  mimo świadomości, że znaczna część kobiet pracujących fizyczne nie będzie zdrowotnie w stanie osiągnąć pełnych świadczeń, także wynika z potrzeby udowodnienia swojej dominacji nad pracownikiem fizycznym i podkreślenia intelektualnej formuły swojego profilu zawodowego. Nawet modyfikacja wprowadzonej już „reformy” wieku emerytalnego nie wchodzi w rachubę – system ma bowiem ostatecznie udowodnić dominację społeczną światłej grupy.

Zarzuty o marnotrawstwo publicznych środków przy zakupie i nieefektywny ekonomicznie projekt funkcjonowania pociągu „Pendolino” także nie natrafiają nigdy na zrozumienie – nie chodziło przecież o poprawę transportu dla całego społeczeństwa ale o słusznie niedostępny dla motłochu „gadżet” ułatwiający życie wąskiej grupie podróżnych. 

O tak wyklarowanych motywacjach poszczególnych elektoratów świadczy choćby zapotrzebowanie na charakterystyczną ofertę publicystyczną. Wśród elektoratu prawicowego można zaobserwować w ostatnich latach wręcz skokowy wzrost popularności takich publicystów jak Anita Gargas, Cezary Gmyz, Samuel Pereira czy Wojciech Sumliński  którzy na bieżąco informują o kolejnych nadużyciach, defraudacjach czy przestępstwach środowiska władzy. Na drugim biegunie mamy za to niegasnący popyt na publicystykę Tomasza Lisa czy Jacka Żakowskiego – czyli publicystów którzy odrzucili misję informacyjną a skupili się wyłącznie na projektowaniu ułomności mentalnych i intelektualnych elektoratu prawicowego i kreowaniu hagiografii dla środowiska liberalnej lewicy. Co ciekawe, szczególnie w przypadku Lisa, jakkolwiek linia programowa uformowanego przez niego Newsweeka, powinna raczej stanowić zaplecze wyborcze lewicy, to dominujący i bardziej atrakcyjny okazał się tu  fetysz dominacji intelektualnej nad motłochem, zbieżny z motywacjami przyciągającymi pod sztandar Platformy Obywatelskiej.

Wyborców Platformy – co gryzie już w oczy właściwie każdego kto nie został zainfekowany platformerską megalomanią - nie interesują uciążliwe w codziennym życiu patologie państwa, gigantyczny wyciek publicznych pieniędzy, trudne do ocenienia błędy w zarządzaniu finansami, gospodarką czy w polityce zagranicznej – a każde słowo podważające światłą nieomylność reprezentacji politycznej „warstw dominujących” rodzi wybuch czystej agresji. Takie kwestie jak np. przeznaczenie 48 milionów złotych na utworzenie portalu internetowego dla bezdomnych, kilkuset milionów złotych dla ekipy która ma „zoptymalizować założenia” do ewentualnej budowy elektrowni atomowej, (choć pewnie poradziłby sobie w tym po prostu dodatkowy wydział w resorcie gospodarki) czy nawet rekordowy deficyt budżetowy sięgający niemal 55 miliardów złotych to dla elektoratu PO zatroskanego „racjonalnym zarządzaniem państwem” sprawy całkowicie nieistotne. Roczne straty –według różnych szacunków od 30 do 50 miliardów złotych z tytułu wadliwego systemu naliczania podatku VAT, od 10 do 40 miliardów z tytułu naliczania podatku CIT czy kolejnych – także według różnych danych od 40 do 80 miliardów traconych przez budżet publiczny poprzez hojny wobec zagranicznych instytucji system bankowy, giną gdzieś w gorączce wrzawy o jakiś jeden niefortunny wyraz użyty podczas wywiadu przez Antoniego Macierewicza. Często zresztą okazuje się, że wyraz ten nigdy nie padł  i został wymyślony przez dziennikarzy pracujących w mediach wspierających władzę. Nie to jest jednak istotne, że taki czy inny dziennikarz wymyślił albo przeinterpretował jakąś wypowiedź – istotne jest to jak owo jedno czyjeś słowo potrafi dziś rozhuśtać równowagę emocjonalną części społeczeństwa. Warto więc zadać sobie pytanie z czego to wynika – czego ta część społeczeństwa oczekuje, jakich bodźców potrzebuje do dyskusji. Elektoratu PO nie interesuje już państwo, jego kondycja czy jakość funkcjonowania, ale wyłącznie zaprojektowanie kontrastu dającego poczucie wyższości i uzasadnienia prawa do rządzenia i czerpania z tego korzyści. Niefortunne słowo Macierewicza staje się dla tych ludzi koronnym dowodem na swoją wyższość. Cały słowotok glupot rozrzucanych na prawo i lewo przez szefa sejmowej Komisjii Obrony Narodowej  Stefana Niesiolowksiego tego typu definiujących skojarzeń nie wywołuje i nie wplywa rzecz jasna na dobre  samopoczucie wyborców PO. 

I ten fundament ideowy, polegający przede wszystkim na projekcji ułomności rywala w strukturze społecznej (od rodziny, przez strukturę zamieszkania, grupę zawodową, wykształcenie po warstwę społeczną) powoduje, że po ośmiu latach dominacji politycznej, elektorat Platformy Obywatelskiej nie jest już zdolny do jakiegokolwiek dialogu społecznego. Jest to o tyle problematyczne, że stwarza gigantyczne podziały społeczne, i minie naprawdę wiele lat zanim doły te zostaną zasypane. Co gorsza, nie będzie to możliwe bez uprzedniego usunięcia nominatów tej społeczności z posad dających im dominację materialną i polityczną. W ich mniemaniu stanie się to na zgubę rozwoju i jakości zarządzania państwem – w rzeczywistości będzie zaś dokładnie na odwrót. A to bez wątpienia nie ułatwi procesu pojednania.

Oczywiście ktoś mógłby mi zarzucić, fałszywą jednostronność w opisywaniu haseł przewodnich na sztandarach ideowych Platformy Obywatelskiej. Od przeszło dekady są tam też przecież hasła promowania wolnego rynku, wolności gospodarczej czy zarządzania opartego na rachunku ekonomicznym. Owszem – mało kto jednak dostrzega fakt że zdecydowana większość obecnych wyborców Platformy od dawna już tym rygorom nie podlega. Spróbujmy przekonać na przykład urzędnika publicznego że jego pensja powinna być pochodną poziomu długu publicznego i wzrost tego zadłużenia – zgodnie z racjonalnym rachunkiem ekonomicznym – powinien owocować obniżeniem pensji czy masowymi zwolnieniami w administracji publicznej. Albo spróbujmy przekonać lekarza zatrudnionego w szpitalu powiatowym że jego kontrakt powinien być pochodną  – często wielomilionowego zadłużenia jego pracodawcy. Tu prawa wolnego rynku i racjonalny rachunek ekonomiczny rzecz jasna nie obowiązują, choć nikt w tych środowiskach nie ma cienia wątpliwości co sądzić o protestach górników czy prywatnych przedsiębiorców którzy bankrutują na przykład z powodu wadliwej ustawy „sklepikowej” w polskich szkołach.

PO może więc wciąż liczyć na mniej więcej 20 procent stałego elektoratu – co jest prostym odzwierciedleniem faktu, iż w Polsce około 25 procent zatrudnionych przypada na sektor publiczny. Naiwne jednak byłoby sądzić że ludzie ci wspierają Platformę z powodu jej liberalnych i prorynkowych haseł – wręcz przeciwnie, ludzie ci głosują na PO właśnie dlatego żeby ani ich zatrudnienie ani poziom wynagrodzenia, tak jak dotychczas, nie były zależne od  konkurencyjności rynkowej, ani od rachunku ekonomicznego ani tym bardziej od jakości rządzenia państwem. Osobiście znam wręcz kilka rodzin w których linia konfliktów na tle poglądów politycznych,  przebiega dokładnie według tego czy zatrudnienie i wynagrodzenie danej osoby wynika z hojności państwa czy też radzi sobie ona na własnym garnuszku według zasad wolnego rynku i rachunku ekonomicznego.   

Nie jest wykluczone, że za dwa tygodnie dojdzie w Polsce nie tylko do całkowitego przemodelowania sceny politycznej ale także do wyzwania jakim będzie stworzenie nowych konfiguracji koalicyjnych. I przyzwolenie poszczególnych elektoratów może odgrywać w tych roszadach istotną rolę. Na razie pewne jest jedynie to, że jeśli misję rządzenia państwem podejmie PiS to będzie to pierwsza od wielu lat partia która media i opinia publiczna będzie rozliczała nie ze skuteczności jej propagandy ale z efektów rządzenia i gospodarowania środkami publicznymi. Jeśli partia ta będzie zmuszona do trudnych koalicji to niewątpliwie też odda część kompetencji (a w przypadku PSL bez wątpienia przede wszystkim stanowisk) zgodnie z kryteriami jakie potencjalny koalicjant miał przez ostatnie osiem lat wypisane na sztandarach – a o których pisałem na wstępie.

Jest tylko jedna grupa elektoratu, której sztandary jakąkolwiek współpracę wykluczają. Chyba że jej wyborcy sami zdobędą się na przyzwoitość. Marne nadzieje ale wierzyć trzeba – nawet jeśli sama dyskusja od lat nie jest już możliwa. Tak czy owak elektorat Platformy Obywatelskiej stanowi dziś bardzo poważną przeszkodę na drodze do uzdrowienia państwa i odbudowy dialogu społecznego. 

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo