Jakoś tak już jest że jesteśmy ślepi na innych ludzi dopóki ich nie zabraknie. Nie wiem czemu – może spadają nam z oczu zasłony rywalizacji, a może za ich życia zaślepia nas pęd udowodnienia że jesteśmy od nich lepsi. A może po prostu kompleksy i przekonanie że podziw wobec nich będzie nam uwłaczał.
Tak czy owak wspominając zmarłych, przypominając sobie ich losy, motywacje, zachowania, uświadamiamy sobie jak strasznie mało ich rozumieliśmy. Jak bardzo ograniczoną mieliśmy percepcję myślenia. A potem nagle dociera do nas, że wspominając i próbując zrozumieć tych którzy odeszli otwieramy przed sobą także horyzonty i szanse zrozumienia tych którzy żyją obok nas. Słowem, zmarli uczą nas poznawania żywych, uczą nas rozumieć świat w którym wciąż żyjemy, który wciąż nas otacza. Zaczynamy zauważać czyjeś motywacje, obawy, ambicje – najczęściej czyste i dobre – choć wstydliwie maskowane.
Refleksja ta przyszła mi do głowy, kiedy jadąc wczoraj wieczorem mijałam co chwila migoczące już w ciemności przydrożne cmentarze. Jak wielki to walor społeczny – jak ważna to tradycja. Nie tylko po to żeby krzewić wiarę , religię czy zwyczaje – ważna do budowy potencjału intelektualnego społeczeństwa. Bo stosunek do zmarłych - refleksja nad ich życiem - to mądrość relacji z żywymi.
A potem dojechałem na miejsce – w środek nowoczesnego krakowskiego osiedla domków jednorodzinnych – gdzie powitały mnie jaśniejące twarze wycięte w pustych dyniach. Zabawa w duchy, „cukierek albo psikus”. Bez dogmatów, bez tego całego balastu ... myślenia. Czysta, nowoczesna zabawa – bez tego zaściankowego rozpamiętywania.
A przede wszystkim bez rozumienia przyczyn i skutków. Jak palenie marihuany, bez rozumienia że śmiech albo przygnębienie to nie otwieranie umysłu ale robienie sobie z mózgu sałaty kiedy THC zakleja nam synapsy.
Ja wiem, Halloween to tylko niewinna zabawa dzieciaków, moda, albo okazja do kontaktów z sąsiadem „od beemki” czy „audicy”. Ale zawsze jest coś za coś. Bo może żal dzieciom odmówić nowej zabawy, ale rozmienienie na drobne tych dwóch ważnych intelektualnie dni na początku listopada to wybór czy kiedyś będą rozumiały ludzi którzy ich będą otaczać, czy też może na ich ulicy będą się mijać tylko „uśmiechnięte buzie w pustych dyniach”.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo