Sformułowałem trzy dni temu kilka uwag nt mojego stanowiska ideowo-światopoglądowego. Przyznaję się do myśli narodowej, którą postrzegam jako prawicową, a w sferze obyczajowej – konserwatywną. Posypała się krytyka na portalu konserwatyzm.pl, a to, że nie trzymam się drobiazgowo tego, co było napisane parę wieków temu, a to znów, że uparcie trzymam się czegoś, co ktoś bardzo zły (tzn. nie-prawicowy) napisał parę wieków temu. Generalnie zarzuty o niewierność wobec jednych przekazów historycznych (o tych „zacnych”, jak np. Franco, de Maistre), z drugiej strony o moje powinowactwo z plugawymi typami (jak np. Luter, Hegel, czy Napoleon). Ustosunkuję się do dziesięciu zarzutów, różnego kalibru, podniesionych względem moich poglądów. Będę przeważnie stosował metodę analityczną. Przypomnę jednak na początek owe pięć cech różnicujących myśl narodową (i szerzej: prawicową) od liberalnej (de facto: lewicowej). W polityce międzynarodowej: postrzeganie państw narodowych (reprezentujących interesy narodowe) jako jedynych realnych podmiotów tejże polityki. W polityce krajowej: postrzeganie państwa i jego instytucji jako gwarantów dobra wspólnego (a zatem pozytywnie). W polityce społecznej: aktywna rola przyznana instytucjom państwa w kreowaniu i wspieraniu polityki prorodzinnej. W polityce kulturalnej: aktywna rola państwa w umacnianiu i rozwijaniu rodzimego dziedzictwa kulturalnego. W edukacji: aktywna rola państwa w dziedzinie zagwarantowania powszechnej oświaty, możliwie na wszystkich szczeblach; oświaty, która odgrywa doniosłą rolę w umacnianiu narodowej tożsamości i wychowywaniu w postawie obywatelskiego patriotyzmu.
Oto zarzuty z konserwatyzm.pl oraz moje odpowiedzi.
1. Że nie trzymam „minimum merytorycznego”. Oto egzemplifikacja zarzutu: „Myśl narodowa to myśl prawicowa, a myśl liberalna to myśl lewicowa”.
Czyli zarzut – nie bardzo rozumiem - o co w szczególności? Przecież poruszamy się w materii światopoglądowo-ideologicznej, czy szerzej: w dziedzinie filozofii politycznej. Tu – w przeciwieństwie do świata przyrodniczego (zjawiskowego) – obowiązuje większa dowolność w operowaniu terminologią. W biologii jak coś jest nazwane „stułbią modrą”, to trzymają się tego konsekwentnie. W filozofii po pierwsze jest wysoka złożoność zjawisk, po drugie ich czasowa zmienność. Tu pojęcia nie są przypisane raz na zawsze do odpowiednich idei, poglądów, czy twierdzeń. Dziś inaczej definiujemy (a przynajmniej powszechnie się definiuje) patriotyzm, konserwatyzm, lewicowość, liberalizm, niż np. 100 lat temu. Chodzi jednak o to, by na początek zawsze definiować i trzymać się raz ustalonej terminologii w obrębie danej dyskusji. Kwestionowanie cudzej propozycji definicyjnej musi być poparte odwołaniem się albo do potocznego rozumienia danego terminu (czego, jak sądzę, konserwatyści unikają z zasady), albo do praw logiki, albo do wyników współczesnej nauki z odpowiedniej dziedziny (tu: filozofii politycznej). Autor zarzutu nie dając żadnego argumentu contra, i unikając pokazania, co konkretnie zarzuca, posługuje się po prostu kalumnią „nie merytoryczności”. Sam przez to czyni się adresatem swego zarzutu.
2. Że ktoś kiedyś w dawnych dziejach nie podpisałby się pod którąś z cech przypisywanych przeze mnie prawicy, a historycznie uchodzi za „prawicowca” czy był reprezentantem Kościoła (np. papież). Oto teza: „choćby de Maistre, a wcześniej władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego czy Papieże, byli lewakami popierając uniwersalistyczne koncepcje ładu międzypaństwowego”.
Badania etymologiczne są ważne, tym bardziej badania dotyczące historii idei i ich specyficznego znaczenia w poszczególnych okresach. Nie mniej jednak w tej dyskusji uważam je za nic nie wnoszące. Po pierwsze – ściśle rzecz ujmując – żaden papież sprzed paru wieków nie określał się jako „prawicowiec”, a i dla de Maistre`a chyba nie było to pojęcie jakoś szczególnie bliskie. Tu mówimy o „prawicy”. I do tego współczesnej, a nie tej sprzed wieków. Badamy pojęcia realnie funkcjonujące hic et nunc. Rzeczywistość obecna tak zasadniczo różni się od tej choćby sprzed 100 lat, że wszelkie inspiracje czerpane od dawnych autorów piszących o kwestiach społecznych są po prostu anachroniczne. Możemy, i powinniśmy, inspirować się myślą metafizyczną (np. św. Tomasza), ta bowiem często bywa uniwersalna, ale nie – na Boga – średniowiecznymi analizami idealnego ładu społecznego. Kto tak czyni, ten wielką krzywdę robi samej filozofii klasycznej, mieszając to co ponadczasowe, obiektywnie prawdziwe, z nic nie wartymi dziś analizami dotyczącymi konkretnych uwarunkowań historycznych.
3. Że w historii czegoś nie było, co dziś jest postulowane jako ważne. Przykład „W wielu konserwatywnych państwach czegoś takiego jak polityki prorodzinna nie było nigdy”.
Dodam, że nie było też: powszechnej pracy zarobkowej kobiet, powszechnej antykoncepcji, masowo stosowanej aborcji, społecznego zjawiska „singli” na masową skalę (miliony osób w wieku reprodukcyjnym nie zakładające rodzin i nie płodzące dzieci) oraz odgórnej (media) masowej promocji postaw antyrodzinnych. Za to były następujące rzeczy: wysoki współczynnik śmiertelności niemowląt, brak badań prenatalnych i brak opieki medycznej kobiet w ciąży. Rozumiem, że klasycznym konserwatystom te „banalne” fakty umykają w ich oglądzie świata, ale doprawdy – z naszej perspektywy państwo gen. Franco to dziś epoka kamienia łupanego.
4. Że dawne szkolnictwo (nie państwowe) było idealne, a dzisiejsze jest do niczego. Oto przykład: „czasy Rzeczpospolitej Szlacheckiej, czy XIX wiek, gdy szkolnictwo państwowe nie istniało i niech porówna to sobie z czasami, gdy takowe się zagnieździło w systemie. Gdzie "rodziło się więcej patriotów?”
Czy można w sposób wiarygodny i poznawczo wartościowy porównywać system oświaty sprzed czterech wieków (czy nawet dwóch) ze współczesnym? I czy można całkiem serio obstawać przy tym dawnym? System, w którym 95 albo i więcej procent narodu było „niepiśmiennych”, z systemem, w których analfabetyzmu praktycznie nie ma? Szkolnictwo zastrzeżone dla jednej, wąskiej warstwy społecznej, ze szkolnictwem powszechnym, dostępnym dla wszystkich? I to ma być „konserwatyzm”? Jakaś ciemnota do potęgi! To ma być pogląd prawicowy? Sprowadzić naród do poziomu „ne czytaty, ne pysaty”? To jest po prostu kompromitacja poglądów konserwatywnych… I jakże piękny argument dla lewaków wszelkiej maści. Ponadto publiczna oświata z dwudziestolecia międzywojennego, jak sądzę, przyczyniła się w znacznie większym stopniu do rozwoju postaw patriotycznych w narodzie, niż ta parafialna z XVII wieku.
5. Że powszechną oświatę postulowali m.in. socjaliści dwa wieki temu. Przykład: „Pomysły takie historycznie to 1. republikanie we Francji 2. różnej maści socjaliści 3. tradycja Fichte-Hegel”
A dzisiaj jest to postulat Kościoła i prawicy. Cóż z tego, że jakiś socjalista opowiadał się dwa wieki temu za publiczną oświatą? Nas interesuje, czy to pogląd po pierwsze DZIŚ słuszny, po drugie, czy służący interesom narodowym, po trzecie, czy kontrpropozycja wobec niego służy interesom narodu i jego rozwojowi, czy jest postulatem ciemnoty? Cóż mi po znajomości stanowiska Hegla, skoro dla mnie ważne jest to, co sprawdzone w historii (ot, choćby doświadczenia dwudziestolecia międzywojennego).
6. Że coś było niegdyś lewicowe, więc i dziś jest podejrzane. Przykład: „zarówno liberalizm jak i nacjonalizm genetycznie są lewicowe”.
Po pierwsze jest to pogląd arbitralny. Jak pisałem, przy definiowaniu pojęć filozoficznych jest znacznie więcej swobody (konwencjonalności), niż w innych naukach, zwłaszcza przyrodniczych. To że pan AW pisze, że nacjonalizm był genetycznie lewicowy, to jego prywatna ocena, wynikająca z przyjętych takich a nie innych założeń wyjściowych. Dla mnie ruch polityczny, który: (1)domagał się zbudowania silnego państwa, niepodległego, obejmującego dany naród, (2)sprzeciwiał się prądom internacjonalistycznym, (3)zwalczał poglądy egoistyczne (liberalne) oraz socjalistyczne, (4)afirmował rodzime dziedzictwo historyczne i kulturalne, (5)uznawał Kościół jako ważną instytucję życia narodowego, (6)opowiadał się za tradycyjna, surową obyczajowością, (7)od początku podkreślał uniwersalistyczne zakorzenienie naszego narodu (cywilizacja rzymska, chrześcijaństwo) – ruch ten był z całą pewnością PRAWICOWY. A że postulował podniesienie warstw ludowych do większego zaangażowania w życie publiczne? Że krytykował indolencję naszej kosmopolitycznej arystokracji i że nie godził się na „jaśnie panowanie” tronów zaborczych? To tym większa jego wartość i – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – nowoczesność.
7. Że Luter w XVI wieku do czegoś nawoływał, co jest dziś postulatem myśli prawicowej. Przykład: „zapomniałem o Marcinie Lutrze. Wszak to on z zapałem nawoływał do organizowania szkół”.
Absurd. Nie tylko chyba Luter nawoływał do zakładania szkół, ale także kolejni papieże w dobie kontrreformacji. Jeszcze raz podkreślam, po pierwsze: coś zupełnie innego było nazywane tym samym terminem kilka wieków temu i obecnie. Szkoły postulowane przez Lutra to chyba nie takie same szkoły, jakie są dzisiaj. Po drugie najmniej ważne jest, kto co przed wiekami głosił w dziedzinie społecznej (a więc praktycznej, politycznej, uwarunkowanej historycznie), tylko co my dzisiaj sądzimy na ten temat, nauczeni doświadczeniami historycznymi. Św. Piotr Damiani powiedział, że logika jest wynalazkiem diabelskim, a św. Bernard z Clairvaux zahamował rozwój filozofii i nauki na cały wiek (o nim to o. Bocheński wyraził się: „gdyby nie był święty, to powiedziałbym, niech skwierczy w czyśćcu”). Ci dwaj święci nie są w dziedzinie filozofii i logiki dla mnie żadnymi autorytetami, tak jak Luter w dziedzinie edukacji publicznej.
8. Że Napoleon wymyślił powszechną edukację. Przykład: „państwowa edukacja to wymysł Napoleona”.
Patrz: mój komentarz wyżej, do zarzutu 7.
9. Że ja w praktyce politycznej wchodziłem w różne sojusze, nie zawsze prawicowe. Przykład: „kolega WW jeszcze nie tak dawno pisał, że przetrwanie nacjonalizmu w Polsce wymaga, aby założyć sojusz z "Samoobroną" (LiS). I to mnie niepokoi - jego nacjonalizm jest skrajnie "obrotowy", raz z chadekami, raz z socjalistami, raz z populistami. A jak przestał być posłem, to z konserwatystami”.
Co ma praktyka polityczna, a więc dziedzina uwarunkowana bieżącą grą interesów i kalkulacji politycznych, z teoretycznymi rozważaniami natury filozoficznej? Jaką wartość merytoryczną ma mieć ten rzekomy zarzut ad personam? Rzekomy, bo łatwo nań odpowiedzieć. Poglądów nie zmieniam. Nieodmiennie przyznaję się do idei narodowej tak jak ją pojmowano w polskiej Endecji. Wiele zrobiłem, jak sądzę, dla propagowania tych poglądów (słowem i czynem). W polityce natomiast oprócz realizacji poglądów liczy się głównie skuteczność, najpierw jeśli chodzi o przetrwanie. Przez kilka lat nam się to udawało. Nie zawieraliśmy nigdy sojuszów kompletnie a-ideowych. Samoobrona była koalicjantem PIS i oprócz lewicowej retoryki w kwestiach społecznych, opowiadała się (1)przeciw euro-konstytucji, (2)za prawicową polityka prorodzinną, (3)za wprowadzeniem pierwiastków patriotycznych i konserwatywnych do oświaty, (4)przeciw udziałowi wojsk polskich w dalekich wojenkach, (5)w sferze obyczajowej: przeciw legalizacji aborcji i związków homoseksualnych, (6)za poszanowaniem dziedzictwa narodowego i religijnego w życiu publicznym. Myślę, że to sporo. O wiele mniej „prawicowych” postulatów zawierają programy wielu ostentacyjnych „prawicowców”. Z socjalistami zaś nigdy żadnych sojuszów nie postulowałem. Z konserwatystami zresztą, ściśle rzecz biorąc, też nie. Po prostu należy jednoczyć polskie siły wokół ważnych idei, nie arbitralnie przyznawanych etykietek. Z UPR łączyło nas pewnie więcej niż z Samoobroną. Przypomnę jako ciekawostkę, że w 2006r. w wyborach samorządowych w Warszawie UPR była zblokowany koalicyjnie na listach wyborczych z nami i z Samoobroną jednocześnie!
10. Że państwo nie powinno decydować o edukacji dzieci. Przykład: „Dlaczego państwo ma decydować o tym, czego ma się uczyć moje dziecko? Ja akurat wolałbym, żeby moja córka miała w szkole więcej lekcji matematyki i WF-u niż historii czy polskiego”.
Powiem brutalnie: może pan decydować o edukacji swojej córki w pełnym zakresie, pod warunkiem, że znajdzie pan sobie inny kraj. W Polsce na każdym obywatelu ciążą pewne obowiązki polityczne i moralne. Nie jesteśmy zbiorem wolnych atomów. Mamy jako państwo granice, które trzeba bronić, prawa, których należy przestrzegać i dziedzictwo, które musimy szanować. Jeśli chce pan wychowywać swoje dzieci na ludzi żyjących poza społeczeństwem – pańska sprawa, ale konsekwentnie, niech pan opuści to społeczeństwo. Szkoła przygotowuje (a przynajmniej ma przygotowywać) do życia wspólnotowego. A nie tylko przekazywać wiedzę, czy poprawiać tężyznę fizyczną, bo te dwie sprawy można osiągnąć bez szkoły.
Doktor nauk społecznych (ISP PAN), etyk, filozof polityki. Absolwent Wydziału Filozofii i Socjologii UW. Studiował też prawo na UAM w Poznaniu i zarządzanie na SGH w Warszawie. Ukończył studia z rolnictwa na SGGW i studia z nauk o polityce w Collegium Civitas/ISP PAN. W latach 1999-2000 Prezes Młodzieży Wszechpolskiej. 2002 - 2004 Radny Sejmiku Mazowieckiego i Wicemarszałek Województwa Mazowieckiego. 2004 – 2005 poseł do Parlamentu Europejskiego; 2005 - 2007 poseł na Sejm RP. Autor książek: "Zamach na cywilizację", "Naród, Młodzież, Idea", współautor wielu broszur poświęconych krytyce konstytucji UE, ideologii narodowej, zagadnieniom obrony życia i rodziny. Żonaty, dwoje dzieci. Pisuje też na: wierzejski.bog.onet.pl; i na Fronda.pl: http://www.fronda.pl/blogi/wierzejski,2279.html
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka