stary basior stary basior
708
BLOG

Religia i Kościół nie są tożsame

stary basior stary basior Polityka Obserwuj notkę 72

Mamy za sobą dwa dni poświęcone refleksji o przemijaniu. Były one głównie poświęcone ludziom, którzy odeszli i zostawili po sobie swój indywidualny ślad. Każdy z nas pozostawia ślad, gdy odchodzi. Warto postarać się więc o to, by był to dobry ślad.

Wszyscy orientujemy się, że w naszym kraju trzeba wiele zmienić. Zacznijmy więc to zmieniać od podstaw. Stawiania jakiejkolwiek budowli nie zaczyna się od dachu. Trzeba ją poza tym postawić na solidnych fundamentach. Jednym z tych fundamentów od wieków była religia i promowany przez nią system wartości. Chrześcijaństwo, w każdej swojej wersji, jest jedynie spadkobiercą tego, czego dokonano wcześniej. Dekalogu nie stworzył judaizm. Nie był nam on też darowany pośród grzmotów i błyskawic na jednym z ziemskich wzniesień. To tylko symboliczna metafora. Utworzyła go ewoluująca przez wieki świadomość ludzkiej populacji. Nie wyodrębniałbym w tym procesie wiodacej roli jakiejkolwiek religii.
Mamy też inny ważny fundament, na którym warto budować przyszłość. Jest to nasza wewnętrzna wolność, zawsze niezależna od zewnętrznych warunków, w jakich egzystujemy. I właśnie o to warto zawalczyć, o tę wewnętrzną wolność, której wielu z nas jeszcze nawet nie poznało smaku. Wielu zadowala bowiem jedynie jej namiastka.
 
Zarzucono mi tu (pod poprzednią notką), że nie walczyłem z dyktaturą proletariatu (Jacek1). Ano nie walczyłem. Walki zakosztowałem w czasie wojny i dorastania, a to na długo mi wystarczyło. Moi najbliżsi stracili życie z rąk okupantów, wielu z nich z bronią w ręku. Uważam, że jako rodzina daliśmy krajowi wystarczającą daninę krwi. Ojczyźnie można służyć również na innym polu. Ja wybrałem pracę, która służy ludziom. To też jest dobry wybór. Robiłem to, co potrafię robić najlepiej. Jakiś czas temu włączyłem się jednak do walki – walki z niewiedzą, głupotą, fanatyzmem i nietolerancją. Tej walce pozostanę wierny do końca moich dni, bez wzgędu na konsekwencje. Wejście do salonu24, który w niczym salonu nie przypomina, to jeden z jej etapów. Dziś spróbuję podjąć walkę o Waszą wolność. Nie polityczną czy ekonomiczną, ale właśnie tę indywidualną, wewnętrzną, tylko Waszą.Tak na początek.
 
Nie jestem ateistą. Dopuszczam możliwość, że Bóg istnieje, choć na pewno nie przybiera postaci starca z siwą brodą, wylegującego się na chmurce i oglądającego z zainteresowaniem teatr życia na Ziemi. Jeśli istnieje, stanowi on jakiś fizyczny w swej istocie obiekt, który swymi wpływami obejmuje cały wszechświat. Najlepiej temu pojęciu odpowiada jakiś typ pola fizycznego. I najprawdopodobniej tak właśnie jest. Jeśli to On jest stwórcą, to Jego dziećmi jest wszystko co istnieje. Cząstki elementarne, gwiazdy, planety, ludzie, zwierzęta, rośliny. Wszystkie przejawy istnienia stanowią z nim jedną całość - to w gruncie rzeczy jedność. Nie próbuję tu tworzyć jakiejś nowej formy religii. Przybliżam jedynie naukę do stworzonych przez religię pojęć. W tym kontekście monoteizm uważam za wybór chwalebny.
 
Nawiązując do naszych religijnych korzeni, czyli chrześcijaństwa, należy przyjąć założenie, że Jezus był postacią historyczną. Był też niewątpliwie człowiekiem (synem człowieczym, jak sam powiadał). Wiele za tym przemawia, że był mistykiem, a później nauczycielem i uzdrowicielem. Najpewniej wykorzystywał potępianą dziś przez Kościół bioenergoterapię, którą nauka włączyła już do zakresu swoich badań, wykazała jej skuteczność i podjęła się wyjaśniania wykorzystywanychprzez nią mechanizmów. Swoją wewnętrzną wiedzą uzyskaną prawdopodobnie na drodze medytacji (choćby podczas opisywanego enigmatycznie pobytu na pustyni) dzielił się z innymi. Gniewnego i wymagającego pokłonów Boga judaistycznego zastąpił Bogiem miłującym wszystko, co istnieje. Zgromadził wokół siebie uczniów, opowiadał zgromadzonym ludziom przypowieści, by zobrazować słuchaczom właściwe wzorce postępowania, wskazywał wartość miłości jako więzi międzyludzkiej, a także więzi z całą otaczającą nas naturą. Przy swoim stole pozwalał też siadać kobietom, pozwalał im nawet zabierać głos, co w judaistycznej społeczności było ewenementem. Zostawił po sobie też jedyną modlitwę, która warta jest upamiętnienia, zaczynającą się od słów OJCZE nasz
 
Judea była w tych czasach prowincją rzymską, niedozwolone zgromadzenia budziły niechęć i niepokój, trzymano rękę na pulsie wydarzeń. Jezus zapłacił za realizację swojej misji najwyższą cenę. Z rozkazu namiestnika rzymskiego Poncjusza Piłata został skazany na śmierć. W sensie służby ludziom, poniósł ofiarę. Poniósł ją w takim samym sensie, jak stało się to udziałem wielu ludzi przed nim i po nim. Nie był ofiarą złożoną niczym baranek na ołtarzu Jedynego Boga, bowiem Bóg nie potrzebuje takiej ofiary od nikogo. Taka ofiara nie ma przecież żadnego sensu, zwłaszcza takiego, jakie nadał jej Kościół. Poza tym, przecież zarówno Bóg jak i wszystkie jego dzieci z pewnością są nieśmiertelne, nawet z punktu widzenia nauki. Pola fizyczne, energia, informacja nie giną.
Mogą jedynie ulegać transformacji, czyli przekształceniu w inną formę. Na tych kilku prostych przykładach starałem się wykazać, że religia i nauka wcale nie muszą walczyć ze sobą. Mogą się z powodzeniem wzajemnie wspierać. Wielu znakomitych fizyków podzielało i podziela to zdanie, z Albertem Einsteinem włącznie.
 
Jezus umierając pozostawił po sobie uczniów. Zaczęli na wzór Jezusa gromadzić wokół siebie wyznawców, tworzyli wspólnoty religijne, w których z czasem zapanował dyktatorski rygor. Wyznawcy przystępując do wspólnoty musieli oddać na jej rzecz cały swój majątek. Pozostawienie choćby części majątku do własnego użytku karane było śmiercią. Świadczy o tym choćby historia Ananiasza i Safiry opisana w Dziejach Apostolskich, jeśli tylko obedrzeć ją z bajkowej otoczki. Tak wielka władza nad ludźmi wręcz musi upoić, zaczęły się więc powoli tworzyć struktury przyszłego Kościoła Chrześcijańskiego, a gotowy przykład był pod ręką. Na teren imperium rzymskiego wdarł się już wcześniej mitraizm, który dysponował swoimi strukturami organizacyjnymi. Wystarczyło tylko powielić wzór. Wkrótce mitraizm stał się niepożądanym konkurentem, którego należało zniszczyć. Chrześcijaństwo rozpoczęło więc z nim bezwzględną walkę, w pełni skuteczną. Cesarz Konstantyn I Wielki, który wprowadził do wiary chrześcijańskiej Trójcę Świętą był wcześniej wyznawcą Mitry. On też ustanowił chrześcijaństwo religią państwową i dał podwaliny przyszłej potędze Kościoła.
 
Zostawmy teraz dalszy ciąg historii na boku i zastanówmy się, jakie zmiany wprowadził Kościół do nauk Jezusa. Czy to wciąż jest ta sama religia? Nie mamy już jednego Boga. Jest ich trzech, choć stanowią jedność. Z tym można się jednak zgodzić bez szemrania. Bóg i Duch Święty łączą się w całość jako pole fizyczne (siedlisko globalnej świadomości planującej ?) i zjawiska falowe (wykorzystywany sposób przekazywania informacji ?). Jezus stanowiłby w tej trójcy uosobienie całej ludzkiej populacji. Dla całej reszty świata organicznego zabrakło już jednak miejsca w chrześcijańskich kanonach religijnych, chociaż (jeśli wierzyć ewangeliom gnostycznym) Jezus traktował wszystkie żywe istoty jednakowo. Nie odmawiał im też posiadania duszy, czyli trzymając się terminologii naukowej – jakiejś formy fizycznej struktury nadającej ciału biologicznemu cechy właściwe życiu. Nie uważał się też za Boga, nazywał siebie synem człowieczym, czyli synem Boga w ciele człowieka. Każdy z nas wobec tego jest takim synem lub córką Boga. Zdołaliśmy w ten sposób wychwycić już pierwsze rozbieżności kościelnej nauki z naukami Jezusa. Wiele takich rozbieżności legło u podstaw ruchów reformacji, czyli podjętych prób powrotu do źródła. Przydałaby się co najmniej jeszcze jedna próba reformacji, zasadnicza.  
 
Kościół przez cały czas swego trwania konsekwentnie ugruntowywał swoją władzę nad ludźmi. Rozbudował ideę Miłującego Boga, lansowaną przez Jezusa, o użyteczną judaistyczną wersję Boga Gniewnego i Karzącego. Piekłem po śmierci oczywiście i ewentualnie czyśćcem, z którego można bliską osobę wykupić nabożeństwami w intencji zmarłego. Kościół zagwarantował też sobie wyłączność mocy wymazywania popełnionych win aktem rozgrzeszenia, przynależnym tylko jemu i jego kapłanom. Ustanowił się samowolnie jedynym pośrednikiem między nami i Bogiem. Męka i pokuta stały się też w tej przemianie miłe duszy Boga Miłującego (!). Czy ma to jakieś umocowania w naukach Jezusa? Żadnych. By się o tym upewnić, wystarczy poczytać sobie uważnie i ze zrozumieniem Pismo Święte, nawet w mocno okrojonej jego wersji kanonicznej. Czy ma to jakieś umocowania w nauce? Również nie.
 
Kościół obdarzył nas dodatkowo Boginią (Marią, matką Jezusa) oraz licznym gronem świętych. Jeśli życie jest nieśmiertelne, to istoty te powinny przebywać w stanie bezcielesnym w jakimś świecie równoległym, być może nawet przenikającym nasz świat. Świat tem może być dla naszych oczu niedostrzegalny. Wielu zjawisk egzystujących w naszej rzeczywistości wszak nie jesteśmy w stanie dojrzeć. Załóżmy więc, że ten świat równoległy istnieje i przenosimy się do niego po śmierci ciała. Przebywające w nim istoty możemy więc prosić o pomoc i wsparcie, jeśli tego potrzebujemy. Modlitwa może być dla tego celu skutecznym środkiem przekazu. Nie potrzebujemy do tego pośredników. Jesteśmy w stanie nawiązać z nimi rzeczywisty kontakt, jeśli tylko jest on nam potrzebny. Sądzę też, że nie powinniśmy wzywać ich bez istotnego powodu. Bóg obdarzył nas nie tylko wolną wolą, ale i mocą potrzebną do radzenia sobie z problemami. To one wspomagają nasz rozwój. Wygodne, beztroskie życie, w którym jesteśmy wyłącznie biorcami nic nikomu nie dając w zamian, nie uczy nas w zasadzie niczego.
 
Kościół obdarzył nas też wieloma dogmatami, często kuriozalnymi, ale nad tym nie ma potrzeby się teraz rozwodzić. Na pewno dla wielu są one niezwykle istotne, inni z kolei uznają je za wyraźne świadectwo zniewolenia umysłu. Zostawmy to na razie w ramach wzajemnej tolerancji. Nadmiar wiedzy bywa trudny do przyswojenia.
 
Dokonajmy teraz podsumowania i wyciągnijmy wnioski
 
Mamy prawo do wolności. To prawo – rzecz by można – naturalne. W ramach tego pojęcia wolność sumienia i swoboda wyboru światopoglądu należą do podstawowych praw człowieka. Czy rzeczywiście mamy pod tym względem swobodę? Czy nikt nam aby niczego nie narzuca?
 
Pozostańmy na razie jedynie przy sprawach światopoglądowych. Temu poświęcona jest notka. Czy Kościół nie narusza przypadkiem praw ustanowionych Dekalogiem? Obserwujemy procesy wytaczane Kościołowi za łamanie praw ludzkich, tożsamych z ujętymi w Dekalogu. Kościół narusza też pierwsze i najważniejsze przykazanie. Wyraźnie ono mówi, że nie będziemy mieli innych bogów obok NIEGO. Kościół tymczasem sam nadał sobie boską moc, a jego postanowienia są NIEPODWAŻALNE. Oznacza to, że jego rola w naszym życiu powinna się gruntownie zmienić. Pierwsze przykazanie należy szanować nie mniej niż następne. Nie oznacza to, że powinniśmy Kościół zwalczać. Nic podobnego. Kościół i jego duszpasterze są potrzebni wielu ludziom oczekującym rady, wskazówek, pomocy i duchowego wsparcia. By stał się ludziom prawdziwie potrzebny, musi im SŁUŻYĆ, a nie rządzić nimi.Kapłan powinien stać się prawdziwym opiekunem dla swoich parafian. Powinien naśladować w tym Jezusa, którego nauki dały początek chrześcijaństwu. Kościół ma na to środki, czerpie je również z naszych podatków. Poza tym, zgromadził już wiele bogactwa. To bogactwo też powinno służyć ludziom, zwłaszcza biednym, chorym, głodnym i bezradnym. Dlaczego Kościół buduje głównie świątynie, a nie szpitale, hospicja, domy pomocy dla bezdomnych, dla maltretowanych w rodzinach kobiet i dzieci? Nie są one ludziom bardziej potrzebne? Dlaczego najchętniej trzyma w swojej gestii przedszkola i szkoły, które może wykorzystać do indoktrynacji umysłów dzieci swoją własną wizją świata, która jedynie Kościołowi przynosi najwięcej korzyści?
 
Wolność sumienia to wyraz naszych relacji z Bogiem, cokolwiek rozumiemy pod tym pojęciem. Nikomu w tę wolność nie wolno ingerować. Dlatego właśnie Konstytucja gwarantuje nam rozłączność Państwa i Kościoła.Jeśli jesteśmy wszyscy równi wobec prawa, Kościół i jego kapłani nie powinni stanowić wyjątku. Kościół to nie religia. To jedynie stworzona przez ludzi instytucja o administracyjnej hierarchii, która dziś czyni ludzi sobie poddanymi, wykorzystując religię do psychomanipulacji.
 
Nie możemy mieć w jednym państwie wielu władców, bo to prowadzi do anarchii. Mieliśmy tego liczne dowody. Opozycja prezydenta w stosunku do rządu jest w stanie skutecznie paraliżować działania rządu. Opozycja Kościoła w stosunku do prawnego uregulowania sprawy istotnej dla obywateli może skutkować groźbą ekskomuniki posłów, którzy nie podporządkują się stanowisku Kościoła w głosowaniu. Doświadczamy tego aktualnie przy pracach nad ustawą regulującą sprawę zapłodnień metodą in vitro. Manipulacja religijną świadomością ludzi może skutkować też anarchią i szantażem w stosunku do władz państwa, co obserwowaliśmy ostatnio na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. To historia współczesna, dostrzegamy te problemy. Nie dadzą one o sobie zapomnieć, a zatem czas wyciągnąć wnioski z tego, co się dzieje.
 
Rozdział Państwa i Kościoła musi stać się faktem.
To leży w naszym własnym interesie. Stańmy się ludźmi wolnymi. Sami dokonujmy swoich wyborów. Niech nikt nie robi tego za nas.
 
Jeszcze raz powtarzam. To nie jest walka z Kościołem, lecz jedynie wskazanie mu właściwego miejsca w naszym życiu. Nam i jemu wyjdzie to na pożytek. To walka o naszą własną indywidualną wolność – naszą wolność sumienia.
 
Komentatorom pozostawiam dziś wolną rękę, proszę jednak o merytoryczne komentarze. Jeśli będą pytania, postaram się na nie odpowiedzieć zgodnie ze swoją wiedzą. Nie wszyscy muszą się ze mną zgadzać, ale oponenci proszeni są o przedstawienie własnego stanowiska, bez jazgotu i zapiekłej nienawiści do wszystkiego, co inne.

WYMAGAM KULTURALNEJ, MERYTORYCZNEJ DYSKUSJI. ŚMIECIE WYRZUCAM.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka