W stanie wojennym nasza ludowa władza nie lubiła, gdy obywatele i obywatelki niepotrzebnie szwendali się po ulicach. To zagrażało bezpieczeństwu komunistycznemu imperium, więc awanturnikom, którzy niepotrzebnie gromadzą się na ulicach, jak mówił importowany z Sowietów politruk, trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą ojczyznę w otchłań bratobójczej walki.
Do arsenału działań, zwanych „kontrolowaniem tłumu” prócz pałowania tych, którzy nie pomieścili się w ośrodkach internowania, czy najazdów polewaczki, włączyli „puszczanie łezki”. To rozpylanie gazów w miejscach największych skupisk ludności, np. w przejściu podziemnym w centrum, które przeżyłam, lecząc się jeszcze długo z zapalenia spojówek.
Godzina milicyjna, wprowadzona dla „bezpieczeństwa” Polaków, nakazywała siedzenie w domu zgodne z meldunkiem w dowodzie.
To było dla mnie trudne, ponieważ wynajmowaliśmy mieszkanie przy ul. Siennej, dlatego raz wylegitymowana na ulicy i zapytana, dokąd podążam, musiałam już później, według pouczenia, nosić w dowodzie umowę najmu.
Ale, wbrew zapewnieniom, dom nie był oazą bezpieczeństwa tym bardziej, że na 8 piętrze, nad nami, mieszkała mama Grzegorza Przemyka, Barbara Sadowska.
Dlatego stał się on ulubionym miejscem ZOMO-wców do regularnych kontroli.
W lutym 1982 roku, po stuku metalowych drzwi windy, która zatrzymała się na 7. piętrze, przez wizjer zobaczyłam niebieskie mundury pięciu milicjantów, którzy zatrzymali się pod moimi drzwiami. Zdążyłam tylko sprzątnąć świeczki z parapetu okna i schować w kuchni, w pojemniku na pieczywo, klucz od małego pokoju. Weszło trzech, dwóch zostało na klatce. Tradycyjny scenariusz wizyty: dowód, umowa najmu, prośba o fotografie męża ze ślubnego albumu i kłopotliwa odpowiedź na pytanie, co jest w małym pokoju. Na szczęście, moja odpowiedź, że to meble właścicieli, którzy zamknęli pokój odstępując nam tylko jeden, w pełni zadowoliła „stróży bezprawia”.
Za samą zawartość pokoju, poszłabym siedzieć natychmiast: maszyna do pisania, kilka paczek pustych matryc i mnóstwo ulotek, formatu A5, spakowanych i zawiązanych sznurkiem do dalszego kolportażu. Szczególnie zapamiętałam instrukcję NSZZ „Solidarność” na wypadek aresztowania.
W przedświąteczny dzień myślę sobie, że wielkim zwycięstwem Solidarności była prasa. To ona złamała monopol na jedynie słuszną prawdę, głoszoną w oficjalnych mediach, była niezależna, i choć musiała zejść do podziemia, dzięki prężnej działalności, skutecznie wygrała z cenzurą. To właśnie jej obecność w trudnym czasie PRL-u umożliwiła toczenie niezależnych dyskusji na różne tematy, publikowanie twórców wyklętych
przez komunę. Była wymianą myśli i poglądów, miejscem dyskusji na temat ówczesnej sytuacji. społeczno-gospodarczo-politycznej, pomagała w zjednoczeniu ruchu i organizowała pomoc więzionym i prześladowanym.
Składając wszystkim Szanownym Blogerom Salonu24 życzenia Szczęśliwych Świat Bożego Narodzenia, nie bez powodu przytoczyłam tamte czasy pogardy. Dzisiaj żyjemy w wolnej Polsce, w której wolność słowa jest wyznacznikiem demokracji i jednym z fundamentalnych praw człowieka. Jej prawne ramy określa
treść art. 1 ustawy Prawo prasowe, według którego „prasa, zgodnie z Konstytucją Rzeczpospolitej Polskiej korzysta z wolności wypowiedzi i urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej”.
Do tradycyjnych, z głębi serca płynących życzeń, dołączam też pragnienie i nadzieję, że tak jak Solidarność za komuny, My, w czasach wolności, potrafimy skutecznie przeciwstawić się tym, którzy cenzurują, krępują, wycinają i filtrują nasze słowa i myśli, ubezwłasnowolniając nas dla swych nieznanych celów.
Jeszcze raz zwyciężymy!

Proponuję oryginalne danie: SŁOWA W SOSIE OSTRO-GORZKIM,produkt ciężko strawny i kaloryczny, okraszony szczyptą humoru i odrobiną ironii. ================================================= Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości