witoldrepetowicz witoldrepetowicz
1789
BLOG

Krew na Saharze

witoldrepetowicz witoldrepetowicz Polityka Obserwuj notkę 0

 „Walka trwa.” - mówią mi znajomi Tuaregowie z Azawadu, gdy pytam o to co się tam dzieje w tej chwili. Walka o wolny Azawad, o wolną Saharę. Wolna od terrorystów i wolną dla jej rdzennych mieszkańców: Tuaregów. Tak jak Kurdowie na Bliskim Wschodzie tak Tuaregowie i Berberowie (Kel Tamashek i Kel Imazighen) w Afryce Płn. pozbawieni są własnego państwa choć mają bogata kulturę, własny język, a nawet alfabet.

Tuaregowie żyli na Saharze nie od stuleci, lecz od zawsze. Trochę ponad 100 lat temu pojawili się tam Francuzi. Tuaregowie łatwo się nie poddali, walki z Francuzami trwały do 1917 roku. Potem, pięćdziesiąt lat temu gdy Francuzi rozmontowywali swoje kolonialne Imperium, przywódcy Tuaregów z Azawadu zaapelowali do prezydenta de Gaulle'a by nie włączał Azawadu do nowo powstającego państwa malijskiego, przypominając, iż będzie to sprzeczne z traktatami podpisanymi przez konfederację Tuaregów z gen. Joffre 50 lat wcześniej. Na próżno. Dwa lata po uzyskaniu niepodległości ex-kolonia francuska sama zmieniła się w kolonialnego tyrana topiąc we krwi tuareskie powstanie w Azawadzie. Od teraz stało się to już normą, dla Mali jedynym rozwiązaniem kwestii tuareskiej na Saharze była krwawa pacyfikacja, odcinanie dostępu żywności, tortury i mordy. W latach 90-tych wraz z nadejściem demokracji w Mali, nowe władze o tyle zmieniły swoją taktykę krwawych pacyfikacji, iż teraz brudną robotę za nich odwalali inni: bojówki Songhai i Arabów, w końcu islamscy terroryści. Tuaregów z czarną ludnością Mali nie łączy praktycznie nic. Mali dziś twierdzi , że broni swojej „integralności terytorialnej” a Azawad nigdy nie istniał jako państwo. Tymczasem, ta „integralność terytorialna” została odrysowana linijką we francuskich gabinetach rządowych, a większość krajów afrykańskich nie istniała jako państwo. Tyle historii.

Mokhtar Belmokhtar był jednym z najgroźniejszych bandytów na Saharze. Algierczyk, terrorysta islamski, numer jeden w Sahelu, odpowiedzialny za serię porwań i zabójstw (przez poderżnięcie gardła – znak rozpoznawczy salafickich bandytów) Europejczyków w Mali i Nigrze. Według niektórych był też agentem algierskich służb specjalnych DRS, realizującym brudną grę Algierii w związku ze złożami ropy naftowej znajdującymi się na pograniczu Algierii, Mali i Mauretanii. Teza ta znajduje potwierdzenie w faktach, ale o tym później. W północnym Mali ulokował się w końcu lat 90-tych i oprócz porwań, podrzynania gardeł wziął się jeszcze, co w przypadku terrorystów islamskich nie jest rzadkością, za branżę narkotykową. W tym zakresie szybko znalazł partnerów biznesowych w Bamako, wśród polityków malijskich (niektórzy twierdzą, iż również z obalonym w tym roku prezydentem Amadou Toumani Toure). Był, gdyż 27 czerwca płk Bouna ag Tahib z MNLA (Mouvement National pour Liberation de Azawad – organizacja tuareskich rebeliantów walczących o wolny Azawad) zastrzelił go w czasie bitwy o Gao między siłami MNLA a islamistami z MUJAO (odłam Al Kaidy Islamskiego Maghrebu – Aqmi) wspieranymi przez bojówki Gandakoy i Gandaiso oraz nigeryjską organizację terrorystów islamskich – Boko Haram (specjalizującą się w podkładaniu bomb w kościołach). Bitwa została jednak przegrana a plk ag Tahib też zginął. Media światowe napisały o utracie kontroli nad Gao przez MNLA ale o likwidacji Mokhtara Belmokhtara już nie.

Mali od końca lat 90-tych otrzymywało znaczące środki finansowe od Francji, a później również od Stanów Zjednoczonych na walkę z terroryzmem na swoim terytorium. Podobnie jak sąsiadujący Niger i Mauretania. Ale o ile Niger i Mauretania korzystali z tych środków w celu rzeczywistej walki z Aqmi i zdołali oczyścić swoje terytorium z terrorystów, to Mali nie przeprowadziło żadnej operacji antyterrorystycznej u siebie. Co więcej zdarzało się, iż Mauretania zwalczając Aqmi wkraczała na terytorium Mali przy całkowitej bezczynności rządu malijskiego. Politycy malijscy defraudowali otrzymywane pieniądze, jeździli sobie za nie na luksusowe wakacje do Francji, a po cichu robili interesy narkotykowe z Aqmi. Aqmi spełniało również dodatkową funkcję w Azawadzie – trzymało w szachu Tuaregów. Mali nie musiało nic robić, robili to za nich inni – ta praktyka rozpoczęła się już w czasie rebelii tuareskiej w latach 1990-1995 i jest kontynuowana przez władze z Bamako.

Znów historia, rok 1990. Początek lat 90-tych stał się nadzieją na wolność nie tylko dla Europy Wschodniej ale też dla Afryki. 30 lat po dekolonializacji wiele państw afrykańskich zaczęło obalać swoich dyktatorów i organizować demokratyczne wybory. Tylko w niektórych państwach okazało się to trwałe. Jednym z nich pozornie było Mali. W marcu 1991 r. rządzący tym krajem od 23 lat Mousa Traore został obalony przez płk Amadou Toumani Toure, dowódcę elitarnej jednostki spadochroniarzy, a jednocześnie szefa prezydenckiej ochrony. Toure jednak nie przejął władzy dla siebie lecz oddał ją cywilom – w 1992 r prezydentem został Alpha Konare. Toure na swoją kolej czekał 10 lat, został wybrany na prezydenta po zakończeniu 2 kadencji Konare.

Rok przed obaleniem Traore, w Azawadzie Tuaregowie rozpoczęli kolejną rebelię. Równolegle rebelia wybuchła też w Airze, w Nigrze. Na czele tuareskich rebeliantów w Mali stanął Iyad ag Ghali. Po przejęciu władzy przez Konare doszło do negocjacji ale porozumienie między Bamako a rebeliantami okazało się nietrwałe. Wtedy to na arenie pojawiły się nowe podmioty: w Gao – bojówki ludu Songhai noszące nazwę Gandakoy, w Timbuktu – islamistyczna organizacja założona przez miejscowych Arabów o nazwie Arabski Front Islamski Azawadu (FIAA). Mali postanowiło stłumić bunt cudzymi rękami. Gandakoy rozpoczęło rzezie Tuaregów a także miejscowych Arabów. Z kolei FIAA ze swoją islamistyczną agendą musiała się źle kojarzyć – w 1992 r. w sąsiedniej Algierii wybuchła wojna między wojskowym reżimem a islamistami, dokonującymi zamachów terrorystycznych nie tylko w Algierii ale również we Francji. Sahara w tym czasie przestała być bezpiecznym miejscem, a pojawienie się islamistów w Azawadzie musiało zaniepokoić Francję. I skłonić europejską opinię publiczną do poparcia stłumienia tuareskiej rebelii. Bo cóż z tego, że Tuaregowie (Iyad ag Ghali wtedy jeszcze nie był salafitą i terrorystą) nigdy nie chcieli wprowadzać szariatu, podkładać bomb i zarzynać europejskich turystów, skoro percepcja europejskich mediów i opinii publicznej jest ograniczona. Przy libijskiej mediacji Kadafiego w końcu, w 1995 r. zawarto porozumienie, część tuareskich liderów, w tym Iyad ag Ghali, otrzymała lukratywne stanowiska, inni, w tym płk Mohamed ag Najim, musieli uciekać do Libii. Dziś wielu Malijczyków twierdzi, że rebelianci to Tuaregowie – Libijczycy i że trzeba ich wypędzić z powrotem do Libii (lub wymordować), lecz zapominają skąd się w tej Libii wzięli. Natomiast mediacja Kadafiego również nie była bezinteresowna. Z jednej strony chodziło o panafrykańskie ambicje libijskiego przywódcy, z drugiej płk Kadafi, nie ufający libijskim Arabom, postanowił oprzeć swoje siły zbrojne na elitarnych jednostkach bitnych Tuaregów. Jednym z głównych dowódców tych elitarnych jednostek został Najim.

Z obietnic Mali złożonych Tuaregom nic nie wyszło. Natomiast do Bamako zaczął płynąć szeroki strumień pieniędzy z Trypolisu. Dziś widać tego efekty – potężne libijskie inwestycje, hotele, banki, miasteczko administracyjne wybudowane dla rządu Amadou Toumani Toure. Prezydent Mali siedział w libijskiej kieszeni a sympatyków obalonego libijskiego przywódcy wciąż łatwo spotkać w malijskiej stolicy Bamako. Tylko Tuaregowie wciąż nic z tego nie mieli. Na terenie Azawadu nie budowano ani dróg, ani szkół ani szpitali. Nic więc dziwnego, że Tuaregowie, pod przywództwem Ibrahima ag Bahangi, zaczęli znów konspirować. I wtedy w Azawadzie pojawiła się Al Qaida Islamskiego Maghrebu (Aqmi).

W połowie pierwszej dekady tego stulecia w tzw. Taoudeni Basin obejmującym terytorium Mali (Azawadu), Mauretanii i Algierii odkryto bogate złoża ropy i gazu, jednocześnie odkryto też złoża uranu na terenach zamieszkanych przez Tuaregów (w Nigrze, na terenie tuareskiego Arlitu od dawna eksploatowany jest uran). Podobnie jak w Nigrze, tak i tu, nikt nie planował by Tuaregowie coś z tego mieli. Rządzący w Mali czarni Bambara wiedzieli jednak, że na pustyni „się zgubią” (jak to lapidarnie 6 lat temu powiedział mi jeden Tuareg-exrebeliant w Nigrze). Więc postanowili oddać eksploatację tych złóż Algierii, która nie mogła sobie pozwolić na to by ktoś inny tu wydobywał ropę bo ropa po jej stronie jest położona najwyżej (a zatem spłynęłaby na malijską lub mauretańską stronę w momencie eksploatacji). Umowa została podpisana w 2007 r. i w tym samym czasie Mokhtar Belmokhtar pojawia się w tym rejonie. Przy jego bazie Tuaregowie obserwują potem aktywność wojsk algierskich (ale nie w celu zniszczenia jego bazy). Lądują tu wojskowe samoloty algierskie, a w końcu stycznia 2012 r., tydzień po wybuchu tuareskiej rebelii, koło znajdującego się w regionie Kidal miasta Aguelhok przejeżdża silnie uzbrojony konwój algierskich służb specjalnych. Kilka dni później kilkudziesięciu żołnierzom malijskim w Aguelhok ktoś podrzyna gardło. Mali oskarża MNLA o tę zbrodnię licząc na wsparcie Francji i USA w swojej „wojnie z terroryzmem”. Ale Francuzi nie dają się nabrać – minister ds. kooperacji Henri de Raincourt oświadcza, iż nie ma żadnych dowodów na udział MNLA w tej zbrodni i jest to dzieło Aqmi. Podobnego zdania jest Mauretania, która pozwala na stworzenie w swojej stolicy biura politycznego skrzydła MNLA. W odpowiedzi Bamako rozpoczyna propagować kłamliwą tezę o współpracy MNLA z Aqmi i chęć wprowadzenia w Azawadzie szariatu przez MNLA. Co więcej, Malijczycy nieoficjalnie zaczynają oskarżać Francję o wspieranie MNLA. Niewykluczone zresztą, iż było w tym źdźbło prawdy i Sarkozy (a także Mauretania), zniecierpliwiony całkowitą bezczynnością Mali w wojnie z terroryzmem na Saharze, a także informacjami o ogromnej korupcji i współpracy polityków malijskich z przemytnikami narkotykowymi, postanowił postawić na bardziej wiarygodnego sojusznika w tej wojnie z narko-terrorystami, na sojusznika znającego Saharę (w przeciwieństwie do Bambara), na Tuaregów.

W 2007 r., nim w Azawadzie pojawił się algierski terrorysta Belmokhtar, wybuchła kolejna rebelia tuareska – zarówno w Nigrze jak i w Mali. Przyczyną było całkowite złamanie przez władze obu krajów obietnic złożonych w 1995 r. W Nigrze w tym czasie rządził Mamadou Tandja, usiłujący wprowadzić dyktaturę. Tuaregowie zdecydowali się wtedy na rebelię choć od kilku lat coraz mocniej rozkręcali przemysł turystyczny na Saharze. Ale ich sytuacja była zła. I wtedy nasiliły się ataki terrorystyczne islamistów, m.in. porwanie 4 dyplomatów kanadyjskich w grudniu 2008 i 4 turystów (jeden został zabity) w styczniu 2009. Wtedy też próbowano odpowiedzialność za te akty zrzucić na tuareskich rebeliantów choć dziś wiadomo, że stał za tym Belmokhtar a nie pragnący zarabiać na turystyce Tuaregowie. Ale to oczywiście znów zaniepokoiło Zachód. Znów wtrącił się Kadafi który zaoferował mediację. Znów część rebeliantów dogadała się z władzami a część musiała się udać na emigrację do Libii, a do Mali i Nigru popłynęły libijskie pieniądze. Ale nie dla Tuaregów. Dziś wielu Tuaregów obrusza się na sugestie, iż Kadafi wspierał Tuaregów. „To co robił to robił we własnym interesie, a podkupując naszych liderów powodował iż każda rebelia upadała i zostawało po staremu. To Mali na tym korzystało a nie my.” - powiedział mi jeden z Tuaregów z Azawadu. Iyad ag Ghali w drugiej rebelii tuareskiej w Mali nie uczestniczył. Wolał ciepłą posadkę konsula w Arabii Saudyjskiej. Tam nawiązał też bliższą współpracę z salafitami, a według niektórych został też agentem algierskiego DRS.

Gdy w 2011 r. upadał w Libii Kadafi było oczywiste, dla każdego kto się orientował w sprawach Sahelu i Maghrebu, że oznacza to problemy w regionie. Prezydent Czadu Idris Deby alarmował, iz w ręce Aqmi wpadła zaawansowana broń ze składów Kadafiego. Ruszyły też transporty broni dla Hamasu via Sudan i Morze Czerwone, ale najbardziej skorzystali na tym islamiści na Saharze. Do domu, tj. Nigru i Mali ruszyli tez służący w armii Kadafiego Tuaregowie. W Libii nie mieli już co robić, zwłaszcza że nowe władze darzyły ich niechęcią za słuźbę u Kadaffiego, przy czym oskarżenia te były naciągane bo wielu Tuaregów – w tym płk Najim opuściło Kadaffiego przed jego ostatecznym upadkiem. Nie dlatego, że opuszczali „tonący okręt” lecz dlatego, że przygotowania do kolejnej rebelii tuareskiej zaczęły się jeszcze przed wybuchem rebelii w Libii. Po upadku drugiej rebelii do Trypolisu przybył Ibrahim ag Bahanga, który nie miał zamiaru się poddawać, nie miał tez zamiaru zostawać w Libii. Jego celem było przekonanie płk Najima i innych Tuaregów w armii Kadafiego do powrotu do Azawadu i kontynuowanie walki z kolonialnym Mali i Al Qaidą. Bahanga do Mali wrócił już w styczniu 2011 r. i zaczął przygotowania logistyczne do rebelii, niestety w sierpniu zginął w dość tajemniczych okolicznościach na Saharze. Ale wkrótce po jego śmierci powstało MNLA, na którego czele stanął Bilal ag Acherif (podobno spokrewniony z ag Bahangą), zaczęli wracać Tuaregowie z Libii, w tym Najim. W styczniu wybuchła rebelia. A na początku kwietnia rebelianci zajęli trzy główne miasta: Kidal, Gao i Timbuktu i ogłosili powstanie Azawadu. No i znów zaczęła się brudna gra w oparciu o islamskich terrorystów.

Iyad ag Ghali nagle uaktywnił się w końcu 2011 r. Rok wcześniej został wydalony z Arabii Saudyjskiej za spiskowanie z salafistami. Po śmierci ag Bahangi, którego w czasie drugiej rebelii nie wsparł, próbował objąć przywództwo nad MNLA. Gdy mu się to nie powiodło założył Ansardine i ogłosił, że pragnie wprowadzić szariat w Mali. Po wybuchu rebelii MNLA nie do końca wiedziała jakie przyjąć stanowisko wobec Ansardine i ag Ghaliego. Bądź co bądź, Ansardine składała się również z Tuaregów, a Iyad ag Ghali wciąż był pamiętany jako odważny przywódca rebelii w 1990 r. Ponadto trudno było walczyć na dwa fronty, a Ansardine też walczyła z malijskimi wojskami w Azawadzie. W lutym doszło do spotkania między Najimem, jako wojskowym dowódca MNLA, a ag Ghalim. MNLA chciała wyjaśnić stanowisko ag Ghaliego, licząc na współpracę, ale spotkanie zakończyło się totalnym fiaskiem, gdy ag Ghali oświadczył, że nie interesuje go niepodległy Azawad lecz szariat w cąłym Mali. Ze swojej strony MNLA stwierdziło, że wprowadzenie szariatu jest sprzeczne z kulturą tuareską . W tym czasie Ansardine było niewielką, słabą grupką w porównaniu do MNLA. Ale Mokhtar Belmokhtar i inni arabscy islamiści w Azawadzie też szykowali się do wykorzystania sytuacji dla własnych celów. Propaganda malijska natychmiast rozpoczęła dość skuteczną kampanię sugestii, iż tak naprawdę MNLA, Aqmi i Ansardine to jedno i to samo, islamskie zagrożenie terrorystyczne dla Sahelu. Miało to na celu skompromitowanie MNLA i jednocześnie nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Wręcz przeciwnie MNLA w swych oświadczeniach podkreślała, że jednym z powodów rebelii było to, że Mali tolerowało a być może nawet wspierało islamskich terrorystów w Azawadzie, co stanowiło zagrożenie dla mieszkańców i przeszkodę dla rozwoju turystyki jako pożądanego przez Tuaregów źródła dochodu. Wielu członków MNLA podkreślało tez laicki charakter organizacji. Gdy w czerwcu lider MNLA Bilal ag Acherif podpisał porozumienie z Ansardine, godząc się na przymiotnik „islamski” w nazwie Republiki Azawadu, w MNLA zawrzało. Przyczyną tego kroku było szukanie sprzymierzeńców w sytuacji gdy MNLA zaczęło brakować środków finansowych, przybywało zaś wrogów. MNLA wciąż miała nadzieję że Iyad ag Ghali przejdzie na ich stronę i odetnie się od Aqmi, pomoże wypędzić z Azawadu terrorystyczne organizacje islamistów nie pochodzących z Azawadu – MUJAO, Aqmi i Boko Haram. Ag Ghali jednak nie miał takiego zamiaru, nie miał też zamiaru rezygnować z wprowadzania szariatu, więc MNLA szybko ogłosiła porozumienie za nieważne i ogłosiła powołanie Republiki Azawad z Bilalem ag Acherifem jako prezydentem. W rządzie Azawadu znalazła się też jedna kobieta – Nina Wallet Intalou, przed rebelią członkini izby wyższej parlamentu malijskiego, zaangażowana w obronę praw kobiet Azawadu.

Upadek Kadafiego oznaczał też problemy dla finansowanych przez niego liderów afrykańskich – m.in. prezydenta Senegalu Abdoulaye Wade (przegrał wybory w marcu) i prezydenta Mali Amadou Toure – został obalony przez juntę kapitana Sanogo – również w marcu. Przewrót w Mali zyskał nawiasem mówiąc szerokie poparcie Malijczyków, zwłaszcza młodych, zmęczonych swoją skorumpowaną klasą polityczną. Miesiąc później oddziały spadochroniarzy popierające swojego byłego dowódcę Toure, przy wsparciu przysłanych przez CEDEAO (wspólnota ekonomiczna państw Afryki Zach.) najemników, postanowiły przeprowadzić kontrpucz i przywrócić do władzy obalonego prezydenta. Junta, oparta na wojskach lądowych, praktycznie zlikwidowała wtedy wojska lotnicze Mali, a relacje z CEDEAO stały się napięte, wręcz wrogie, i to nie tylko na szczeblu oficjalnym ale również w odbiorze zwykłych ludzi.

Natomiast MNLA, a następnie proklamacja niepodległości Azawadu, od samego początku spotkała się z szerokim poparciem elit tuareskich na terenie Azawadu, a także Tuaregów w Nigrze i na emigracji. Tuaregów poparły też organizacje berberyjskie w Europie, Maroko czy Algierii. I właśnie to jest drugim powodem, dla którego Algieria jest zainteresowana zduszeniem MNLA. W Algierii żyje bowiem nie tylko społeczność tuareska ale również Berberowie - Kabyle, blisko spokrewnieni z Tuaregami i regularnie buntujący się przeciwko Algierii. Nic więc dziwnego, że separatyści Kabyle poparli MNLA i uznali proklamację Azawadu.

Sytuacja w Mali i Azawadzie po przejęciu władzy przez juntę (później junta teoretycznie oddała władze cywilom pod naciskiem CEDEAO ale tak naprawdę kapitan Sanogo rządzi do dziś) i po zajęciu całego Azawadu przez rebeliantów stała się bardzo zlożona. Zwłaszcza gdy islamiści przejęli kontrolę nad Timbuktu i Kidalem, a następnie Songhai reaktywowali bojówki Gandakoy i założyli nowe bojówki – Gandaiso. Aqmi i jej odłam znany pod nazwą MUJAO, złożone wyłącznie z Arabów i wsparte przez nigeryjskie Boko Haram, a także sprzymierzone z Ansardine, zdołały odnieść sukces dzięki … pieniądzom. W sytuacji gdy na terenie Azawadu zapanował głód i mieszkańcy znaleźli się w tragicznej sytuacji materialnej, a islamiści nie zezwalali na wjazd konwojów z pomocą humanitarną , a gdy się zgodzili to tak je „eskortowali” by cala pomoc trafiła tylko do tych którzy zadeklarowali wobec nich lojalność, nie można się dziwić iż ludzie kierując się instynktem samozachowawczym zwrócili się w stronę islamistów, rozdającym jedzenie, a nie pozbawionemu finansów MNLA. Oczywiście znów powstaje pytanie skąd islamiści mieli pieniądze i odpowiedź z handu narkotykami tylko częściowo wyjasnia sprawę. Musieli mieć jeszcze jakiegoś sponsora... Algierię? W Gao tuż po zajęciu miasta przez MNLA porwano 7 dyplomatów algierskich. Tuaregowie zwracali potem uwagę na wyjątkową niefrasobliwość Algierii w kwestii zapewnienia tym dyplomatom bezpieczeństwa. Porwania oczywiście dokonało MUJAO a nie MNLA i niedawno zwolniło część porwanych rodaków za duży okup z Algierii. A może porwanie było ukartowane by Algieria, bez wzbudzania podejrzeń, mogła dofinansować MUJAO i wysłać doradców wojskowych (jako niby-zakładników). Dzięki środkom finansowym islamiści zaczęli też werbować do swoich szeregów głodujących mieszkańców Azawadu. Jak ktoś ma alternatywę – umrzeć z głodu, to zrobi wszystko albo prawie wszystko.

W Timbuktu MNLA popełniła błąd taktyczny. Zajmując miejscowe lotnisko i bazę wojskową znajdującą się pod miastem, zawarła porozumienie z lokalnymi milicjami arabskimi w mieście i aby uniknąć walk w Timbuktu, które mogłyby zniszczyć to miasto wpisane na listę UNESCO, nie wkroczyła tam z marszu. Tymczasem miejscowi Arabowie (sympatyzujący z dżihadystami) szybko złamali porozumienie z MNLA i wpuścili do miasta Aqmi. Podobny scenariusz, lecz nieco później, miał miejsce w Gao – 27 czerwca, gdy bojówki Gandakoy sprzymierzyły się z MUJAO i otrzymując wsparcie logistyczne od Kataru uderzyły na siedzibę władz Azawadu. MNLA musiało ewakuować się z miasta, a ranny Bilal ag Acherif został przewieziony do stolicy Burkina Faso. MUJAO straciła jednak lidera, a nowym przywódcą terrorystów (i władcą w Gao) stał się niejaki Abdul Hakim – Sahrawijczyk (Sahara Zachodnia). Warto dodać, iż Sahara Zachodnia znajduje się w konflikcie z Maroko i otrzymuje wsparcie ze strony Algierii (Sahrawijczycy kontrolują algierskie miasto Tindouf, za zgodą Algierii; dziwnym zbiegiem okoliczności na tym terenie nie działa też Aqmi). Jeszcze ciekawszy jest udział Kataru. Państwo to miało zapewnić MUJAO aparaturę umożliwiającą przerwanie łączności między władzami Azawadu znajdującymi się w Gao i oddziałami MNLA operującymi w pobliżu. Z innych doniesień zaś wynika, iż w 2011 r. Katar zaczął się również interesować złożami ropy w Azawadzie. Katar był też jednym z najaktywniejszych państw arabskich w koalicji przeciwko Kadafiemu. Wreszcie, na terenach opanowanych przez islamistów w Azawadzie, tylko katarska telewizja Al Jazeera, ma swoich korespondentów.

Według MNLA wypadki w Gao nie pozostawiają wątpliwości że powstała proterrorystyczna oś Mali-Algieria-Katar-Aqmi. I coś w tym jest, bo Mali od samego początku rebelii tuareskiej bardziej martwi się „integralnością terytorialną” a nie islamskimi terrorystami. Malijczycy nie mają tez żadnego pomysłu na przyszłość Tuaregów w Mali w przypadku przywrócenia kontroli Bamako nad Azawadem. „Skończymy z nimi” albo „wyjadą do Libii” - to można usłyszeć od Malijczyków.

Ale do tego „przywrócenia integralności terytorialnej” jest póki co bardzo daleko. Cóż z tego że CEDEAO chce wysłać do Mali żołnierzy skoro czarne plemiona afrykańskie walczyć na pustyni nie potrafią a i Malijczycy nie bardzo chcą CEDEAO na swoim terenie bojąc się że ci żołnierze raczej będą chcieli kontrolować Bamako aniżeli atakować kogoś na Saharze. Sami Malijczycy tez nic nie zrobią ze swoją zdemoralizowaną armią pobierającą obecnie haracze od podróżnych-cudzoziemców i całkowicie pozbawioną wojsk lotniczych w tym elitarnych spadochroniarzy. Tylko cztery państwa w regionie mają wojsko potrafiące walczyć na pustyni: Algieria, Mauretania, Czad i Niger, ale z różnych powodów żadne z tych państw nie garnie się do interwencji. No może Niger, ale wtedy nigryjscy Tuaregowie zaczynają pomrukiwać z niezadowoleniem. Tuaregowie w Nigrze nie chcą iść śladem MNLA i nie planują rebelii u siebie. Po obaleniu prezydenta Tandji, nowe, demokratyczne władze Nigru zaczęły wreszcie poważniej traktować Tuaregów. A Tuaregowie chcą wreszcie pokoju, bo w czasie ostatniej rebelii wojska Nigru równały z ziemią miasta i wioski w Airze (całkowicie zniszczone zostało m.in. jedno z najważniejszych miast Airu – Iferouane). Ale nie chcą też by Niger pacyfikował ich braci w Azawadzie. Z podobnych pobudek od interwencji uchyla się Czad i Mauretania – państwa te nie są zainteresowane utrzymywaniem „integralności terytorialnej” Mali lecz zwalczaniem islamskich terrorystów i widzą totalną bezczynność Mali w tym akurat zakresie. Poza tym muszą dbać o bezpieczeństwo własnego terytorium. A Algieria … ? No cóż, chyba jest zadowolona ze status quo.

Oczy Malijczyków zwrócone są też na Europę, zwłaszcza Francję. Oczy MNLA zresztą również. I warto zadać sobie dwa pytania na koniec. Co jest ważne dla Europy - „integralność terytorialna Mali” czy likwidacja terrorystycznego gniazda islamskich ekstremistów na Saharze? I drugie pytanie – kto jest bardziej wiarygodnym partnerem w walce z terroryzmem – ci co brali pieniądze przez lata by nie przeprowadzić żadnej akcji terrorystycznej czy też ci którzy nie dostali żadnego wsparcia i zlikwidowali najgroźniejszego terrorystę?

Wbrew temu co piszą media MNLA nie jest skończone. Straciło kontrolę nad Gao, Timbuktu i Kidalem ale obszar Azawadu nie ogranicza się do tych miast i MNLA wciąż kontroluje znaczne połacie Azawadu, mając poparcie Tuaregów. I nie jest prawdą, iż MNLA zrezygnowała z idei niepodległości Azawadu. Walka trwa.

 

 

 

 

Liczy się dla mnie przede wszystkim człowiek, jednostka, która ma prawo do wolności dopóty dopóki nie narusza wolności drugiego człowieka.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka