Oczywiście, że robiłem rzeczy, których się wstydzę. Oczywiście, że po trzeźwemu wielu z nich bym zapobiegł, a na pewno zastanowił się, zanim bym je zrobił. Dziś mam trzeźwy ogląd sytuacji, którego nie miałem.
Ośrodek odwykowy wybrałem sobie na drugim końcu Polski - właśnie powodowany wstydem. Okazało się jednak, że nie byłem jedyny, a jedynie kontynuowałem lokalną tradycję.
Był we mnie również wstyd, gdy poszedłem na pierwszy mityng, w mieście w którym mieszkam, w mieście w którym piłem i w mieście, w którym mnie znają. A jednak byłem (wydaje mi się dziś, że daleko) bardziej zdeterminowany, niż zawstydzony, bo poszedłem i zostałem.
Kiedyś zdarzyła mi się taka myśl, gdy stałem z innymi alkoholikami z grupy, że wszyscy się dowiedzą, skojarzą mnie z nimi i …
I właśnie. Pić się nie wstydziłem, za to miałbym się wstydzić, że coś ze sobą robię? Była to uspokajająca myśl.
Komentarze