Dowiedziałem się dziś, że kolega ze Wspólnoty zapił. Jest kilkanaście lat w AA i to nie jest jego pierwsze zapicie.
Nie mam tego doświadczenia. I nie chcę mieć.
W opowieściach przyjaciół i przyjaciółek, którzy mają za sobą zapicie powtarza się często, że było dobrze. I wydawało mi się że wyzdrowiałem / wyzdrowiałam.
Moja Żona potrafi otworzyć wino (np. 0,7 l) i wypić lampkę. Potem zaś zamknąć butelkę i odstawić ją na półkę. A ono potem czeka.
Potrafi otworzyć piwo i wylać ponad pół, bo jej nie smakuje.
Potrafi wypić 3 drinki na imprezie i odmówić następnego.
To są rzeczy dla mnie niewyobrażalne. Choć nie czułem się dobrze, wymiotowałem, żal mi było wylać choć dwa łyki piwa. Gdy rozbiłem flaszkę wódki, wyciskałem szmatę do szklanki. Nie ma dla mnie picia pić „normalnie”. Wbiłem to sobie do głowy i wbijam codziennie.