Pracujemy (teoretycznie) 40godzin tygodniowo czyli 8 godzin dziennie. Tak bardzo przywykliśmy do tego(wszak od urodzenia tak było) że niewielu zdaje sobie sprawę że nie zawsze tak było i NIE ZAWSZE tak być musi.
W czasach przed industrialnych kiedy praca rolna zdecydowanie przeważała czas pracy regulowało słońce. Pracowano od świty do zachodu słońca (oświetlenie sztuczne było za drogie i mało skuteczne)
Rewolucja przemysłowa w XVIIIw. przyniosła zmiany. Początkowo wcale nie na korzyść pracownika. Maszyny wprawdzie zmniejszyły zapotrzebowanie na siłę ludzką ale bez ludzkiego nadzoru nie pracowały. Pracodawcy wykorzystali to i praca nawet 16 godzinna nie była rzadkością . Budziło to zrozumiałe protesty pracowników toteż protesty w tej sprawie były częste..
Pierwsza połowa XXw, okazała się przełomowa.. Tak naprawdę stało się to dopiero po pierwszej konferencji Międzynarodowej Parti Pracy w 1919 roku kiedy ustanowiono maksymallny czas pracy na 9 godzin. Pod naciskiem central związkowych w roku 1938 przyjęto 40 godzinny czas pracy w Stanach Zjednoczonych. Nie bez znaczenia było zadekretowanie kilka lat wczęśniej 8 godzinnego dnia pracy przez komunistów w ZSRR (przynajmniej teoretycznie) Rosjanie przyjmując 8 godzinny czas kierowali się przede wszystkim względami praktycznymi. Wszak dobę łatwo podzieloć na trzy równe zmiany. Przy niedoborze miejsc pracy był to też doskonały sposób na bezrobocie.
.W USA niemałe znaczenie miał wydzwięk polityczny. Wszak wolny świat nie mógł być gorszy, tym bardziej że wszelkie badania potwierdzały że pracownik nieprzemęczony jest wydajniejszy, spada liczba wypadków przy pracy, rośnie zadowolenie społeczne itp. W sumie pracodawca jeżeli nie zyskiwał to nic na skróceniu dnia pracy nie tracił.
Przy czym tygodniowy czas pracy wcale nie jest na świecie jednolity. Są kraje gdzie jest on krótszy np we Francji jest to 35 godzin (tak mówi prawo) a w Korei Południowej wynosi 44 godziny. W Uni Europejskiej przyjęto żę czas pracy nie może przekraczać 48 godzin tygodniowo. W Norwegi i Holandi wynosi on 27 godzin a w Nowej Zelandii i Australii 33-34 tygodniowo.
Czasem ogranicza się go z powodów ekonomicznych (np. niektóre stany USA, Iowa. Hawaje, Waszyngton) Harakterystyczne że zawsze podaje się inne uzasadnienie od faktycznego a to ekologia a to energetyka.
Według badań przeprowadzonych i ogłoszonych przez New Economics Fundation ( brytyjska Fundacja Nowej Ekonomii) optymalny czas pracy (ekonomicznie uzasadniony) to 20-21godzin tygodniowo.
To 4,5 godziny dziennie przez 5 dni w tygodniu - ROZPUSTA.
Dlaczego utrzymuje się więc 8 godzinny czas pracy?
Odpowiedz jest zaskakująca. BO PRODUKUJE BEZROBOCIE !!!!
Bezrobocie? A komu ono jest potrzebne przecież to źródło demoralizacji i wszelkiego zła?
Ten nadmiar siły roboczej jest potrzebny pracodawcom ! To dzięki niemu oni dyktują warunki na rynku pracy. Coś się nie podoba? Za mało szef płaci? Droga wolna, za bramą jest 10 chętnych na twoje miejsce.
Ależ tak nie jest!!! Słysze już krzyk szefa Związku Pracodawców Polskich.
Nie, to proponuje rodzimym liberałom wprowadzenie 4 zmianowego systemu w Polsce. Bez inwestycji, bez strat przez kogokolwiek pozbywamy się bezrobocia, zatrzymujemy a może nawet cofamy emigrację.
I to wszystko przy zysku każdej strony, pracodawców też, dodam przy niezmniejszonych poborach pracowników.
NIEMOŻLIWE?
To policzmy ! Dobowe koszta pracy wzrastają o koszt jednej zmiany czyli o jedną czwartą. Koszt pracodawcy to podatek dla państwa + pensja pracownika,
Pracownik odprowadza z tego podatek do budżetu i opłaca składkę ZUS, reszta zostaje w jego dyspozycji czyli wzrasta jego moc nabywcza. W tej (ponoć dobrowolnej) daninie tak naprawdę mieszczą się trzy składki, emerytalna, zdrowotna oraz na fundusz dla bezrobotnych.
Wyobraźmy sobie (wiem to prawie niemożliwe) że przewielebny Wincent zwalnia pracodawców ( na początek np. przez 10 lat) z podatku od zatrudnionych na 4 zmianie (nic nie traci przecież i tak w tej chwili nic od nich nie dostaje)
Budżet państwa wręcz zyskuje.
Na czym?
Natychmiast wzrastają o 1/4 wpłaty do ZUS-u do których dopłaca, powiedzmy 90%, maleją zasiłki dla bezrobotnych. Zyskują też samorządy (które nie biorą pieniędzy z sufitu co by była jasność ale dysponują pieniędzmi przez pracujących wpłaconymi) na szkolenie, na aktywizacje zarobkową, dzięki ożywieniu gospodarczemu (wzrasta siły nabywcza ludności) wpływa do budżetu o 1/4 więcej.
Jestem w stanie szacunkowo wyliczyć że nie straci na tym nikt(również pracodawcy) ale pozostawiam to jako pole do dyskusji dla być może uważniejszych blogerów.
A co z urzędami?
Biurwy też czeka rewolucja .
I te siedzące na państwowym stołku i te na samorządowym.
Praca w biurach nie wymaga oczywiście 4 zmian, wystarczą dwie. Dla obywatela urząd czynny 12 godzin oznaczać będzie pełną jego dostępność dajmy na to od godz 6.00 - 18,00. Skóńczą się zwolnienia z pracy i nerwowe bieganie żeby cokolwiek załatwić
Czy oznacza to wzrost zatrudnienia w urzędach?
Nic podobnego ! Obecny stan osobowy zostanie podzielony na dwie zmiany. Wreszcie będą mogły zniknąć fikcyjne stanowiska vice. Po prostu będą kierownicy drugiej zmiany.O połowę będzie można zmniejszyć marmurem wykładane powierzchnie, o połowe spadnie ilość potrzebnego wyposażenia (biurka, szafy, komputery) o tyleż samo koszty ogrzewania itd. Każdy sprzęt będzie sensownie wykorzystywany dwukrotnie, przez pierwszą i drugą zmianę.
Fantazja? Moim zdaniem tak dopóki nie uczynią tego Chińczycy. Przyrost naturalny u nich wysoki a wszystkie firmy o znanej na świecie marce już tam są i miejsc pracy nie przybywa. Prędzej czy póżniej pójdą drogą rosyjskich" rewolucjonistów" . A "WOLNY ŚWIAT"? No cóż nie będzie przecież od Chińczyków gorszy.
Trzymajmy za tem kciuki za Chińczyków!!!...... bo liberalizm myślenia nie przewiduje, zwłaszcza polski.
Inne tematy w dziale Gospodarka