woalka woalka
786
BLOG

Prywata pana Glińskiego

woalka woalka Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 53

Minister Gliński powiada, że za jego zasługą państwo kupiło narodowi jakąś część naszego narodowego dorobku - zbiory Czartoryskich.

Na dorobek narodowy składa się własność osobista każdego z nas, Polaków, szczególnie ta umiejscowiona w granicach naszego kraju. Nie ma znaczenia czy ktoś swój udział w tym dorobku odziedziczył, czy wypracował, nie ma też znaczenia rodzaj posiadanej majętności, ani też czy właściciel tego udziału jest posiadaczem samoistnym (dowolnie dysponuje swoją rzeczą) czy jego zakres władanie posiadaną rzeczą jest w jakiejś części lub w całości przejęte przez organy państwa.

Część dorobku narodowego o nazwie "zbiory Czartoryskich" była własnością prywatną, ale praktycznie była we władaniu państwa.

Właściciel nie mógł bez zgody państwa zbyć za granicę żadnego składnika tej swojej własności, a nawet nie mógł, bez zgody państwa, wywieźć choćby na krótki czas jakiegoś obrazu (niekoniecznie "Damy"), by powiesić go w salonie swego domu za granicą - aby uświetnić jakaś rodzinną uroczystość.

Oznacza to, że państwo miało pełną kontrolę nad zbiorem Czartoryskich - jako składnikiem dorobku (dziedzictwa) narodowego - a Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego wcale nie musiał wydawać pieniędzy podatników na przejęcie własności tych zbiorów na rzecz państwa.

Twierdzenie, że Gliński przejął coś na własność narodu jest niemądre i bolszewickie w swojej naturze..

Zbiór Czartoryskich był dorobkiem narodu - a jego status (własność prywatna we władaniu państwa) praktycznie uniemożliwiał wyprowadzenie czy wypożyczenia ze zbioru jakiejkolwiek jego części - bez wspólnej zgody właściciela i państwowego włodarza.

Praktyka była taka, że właściciel (działająca w jego imieniu fundacja) występował do państwa o zezwolenie na sprzedaż lub odpłatne wypożyczenie jakiegoś eksponatu – i państwo udzielało na to zgodę lub nie. Podobnie z inicjatywą sprzedaży lub wypożyczenia jakiegoś eksponatu ze zbioru występowało państwo – wówczas konieczna była zgoda właściciela, a ten się godził lub nie.

Wpływy z tych operacji zasilały krajowe konto fundacji, która zgodnie ze statutem jakąś część przeznaczała na konserwację zbioru, jakąś na osobistą gratyfikację dla właściciela. Państwo z mocy prawa kontrolowało prawidłowość tych przepływów finansowych.


Reasumując – właściciel przykładał się do (niemałych) kosztów utrzymania zbioru częścią pożytków czerpanych z prawa własności, a państwo dokładało się do tego z racji prawa do władania zbiorami.


Tak było, ale się skończyło.

Dziś Gliński, jadąc gdzieś z ceremonialną wizytą, może zadysponować, by ze zbioru Czartoryskich wydano mu jakiś "drobiazg" na zwyczajowy dyplomatyczny prezent. Może wydać też taką dyspozycję na podobną obsługę zagranicznej wizyty innego urzędnika państwowego – kolegi ministra, marszałka sejm czy prezydenta. Może być też tak, że niektóre eksponaty ze zbiorzawisną okazjonalnie (lub na dłużej) w salonikach recepcyjnych i paradnych gabinetach władzy. Wszystkie te łaskawości będą leżały wyłącznie w rękach Glińskiego.

Cały zbiór to niemal 100 tysięcy eksponatów o różnej wartości - jest z czego podebrać.

Dotychczas taka eksploatacja dotykała zwyczajowo zbiorów Muzeum Narodowego, teraz przybył nowy zasób. Upaństwowienie zbioru Czartoryskich z pewnością ubarwi władzę – ku zachwytowi narodu, naturalnie.

Za to sobiepaństwo władzy zapłaciliśmy niemało forsy, ale przecież te paręset milionów to nie wszystko.

Obciążenie budżetu państwa całością obowiązku i kosztów utrzymania zbioru Czartoryskich może przynieść sporo niekorzystnych skutków. Nie chodzi tylko o wydatki. Rzecz w tym, że całość zbioru będzie w rękach urzędników i tylko pod ich okiem.

Nie można wykluczyć, że Gliński jest czysty jak kryształ i tylko kryształowym ludziom powierzył bezpośrednie zarządzanie zbiorem Czartoryskich, ale jest to założenie ze sfery życzeń i nadziei.

Poprzedni, oparty na konieczności wzajemnych zgód, sposób sprawowania pieczy nad zbiorem i jego eksploatacją stwarzał sytuację, że strony – państwo i właściciel – patrzyli sobie nawzajem na ręce. Ujmując to inaczej - ta część naszego dorobku narodowego była z jednej strony pod kontrolą państwa a z drugiej strony pod kontrolą właściciela.

To chyba lepsze i efektywniejsze, jednak dla ministra Glińskiego trudniejsze, bardziej wymagające, bo trzeba się było - przy podejmowaniu każdej konkretnej decyzji – poważnie liczyć z kimś spoza zamkniętego kręgu władzy państwowej.

Gliński kupił sobie wygodne, prawdziwie pańskie rządzenie. Odkupił „prywatę” i położył ją na ministerialnym biurku do własnej, osobistej dyspozycji.


woalka
O mnie woalka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka