woalka woalka
527
BLOG

Koniec prologu marionetek. Przesilenie w stosunkach Polska - UE.

woalka woalka Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

 Na 26 czerwca szykowane jest posiedzenie Rady Unii Europejskiej (reprezentacja krajów unijnych szczeblu ministerialnym), poświęcone wysłuchaniu Polski w sprawie zarzutów o łamanie – przez polskie władze – zasady praworządności.

Wydarzenie to zamyka ostatecznie i odsyła w niebyt serię buńczucznych zapowiedzi prominentnych polityków obecnych polskich władz, że nigdy nie dojdzie do uruchomienia wobec Polski procedury art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej.

To, co nad nami wisiało od 2 lat, spada ostatecznie na stół obrad Rady, czyli organu uprawnionego do rozstrzygnięcia, w imieniu Unii, czy zarzuty wobec Polski są zasadne - a jeżeli tak - do ustalenia kroków skłaniających polskie władze do rychłej naprawy stanu rzeczy.

Od momentu, gdy Rząd polski przejrzał na oczy i dostrzegł, że miecz Damoklesa wisi nad nim całkiem realnie, doszło do zmiany narracji w tej sprawie. Rząd zaczął nas przekonywać, że był i jest zwolennikiem kompromisu, ale zablokował go Timmermans, bo nie chciał wyciąć z listy swoich ustaleń kilku punktów, mimo, że my poszliśmy na ustępstwa w kilku punktach i zmieniliśmy w naszych ustawach to i owo.

W myśl tej narracji mam być przekonana, że Morawiecki gadał z Timmermansem na zasadzie – „my przychylamy się do punktu 10a, a w zamian za to ty wykreślasz punkt 9b, my przychylamy się do punktu 11, ty wykreślasz punkt 4… itd., ale nigdy nie uznamy za słuszne punkty 2, 3, 7 i 24 i rad nierad, musisz je, drogi Fransie, wykreślić, bo uderzają w podstawy naszej suwerenności i nienaruszalne pryncypia naszego programu politycznego”.

Jest to oczywisty idiotyzm, bo działający w imieniu Komisji Timmermans nie miał prawa zawierać żadnego kompromisu – i niczego takiego nie próbował. Na podstawie ustaleń Timmermansa, w grudniu 2017 Komisja Europejska przedstawiła rekomendacje dla Polski dotyczące praworządności. Wszystkie wcześniejsze i późniejsze rozmowy Timmermansa z polskimi władzami miały na celu pomoc w poszukiwaniu rozwiązania problemu, które, tak czy inaczej, musi być znalezione w Polsce.

Nie było więc mowy o zakresie rzeczowym rekomendacji, a co najwyżej omawiano sposób, w jaki Polska może je wypełnić. Nie było targów o to czy owo – a tylko próby przełożenia myślenia „unijnego” na polskie. Timmermans prowadził konsultacje dotyczące znalezienia wspólnej płaszczyzny pojęciowej i implementacji jej do praktyki politycznej i ustawodawczej obecnej polskiej władzy. W ogóle nie rozmawiano o tym, co Polska musi przyjąć, a co może odrzucić z unijnych rekomendacji. Bóg raczy wiedzieć dlaczego ten proces władze przedstawiły nam jako targi o wzajemne ustępstwa.

Równie niezrozumiałe jest głoszenie bzdury, że gdyby Juncker zastąpił Timmermansa w kontaktach z Polską, to po degustacji naszych spirytualiów, machnąłby ręką i powiedział – no dobra, chłopaki, wykreślam z naszych zastrzeżeń wszystko, co dotyczy waszego Trybunału Konstytucyjnego i mamy upragniony kompromis.

Żadna osoba z Komisji Europejskiej nie może arbitralnie, z własnego widzimisię, zmienić ustaleń Urzędu komisarza ds. lepszej regulacji, rządów prawa i Karty Praw Podstawowych, gdy te zostały przeprowadzone na zlecenie Parlamentu Europejskiego oraz zatwierdzone przez Komisję i Parlament.

Trochę to okrutne, ale gdy rekomendacje zostały przedstawione Polsce, to „KE locuta causa finita” - wszystko zależało tylko wyłącznie od tego, jak Polska się do nich odniesie (a jeżeli konsultacje Timmermansa rzeczywiście traktowano jako pole do zmiany zakresu tych rekomendacji, to znaczy, że rządzą nami polityczni dyletanci, kompletnie nie rozumiejący unijnych oczywistości).

Uwzględnienie części rekomendacji nie unieważnia konieczności odniesienia się do pozostałych. Koniec, kropka. Komisja podsumowała sprawę i złożyła ją na barki Rady Unii Europejskiej.

Dopiero ten organ unijny, stosowną większością, po wysłuchaniu racji Polski, wygłoszonych przez ministra Szymańskiego, może zmienić wcześniejsze rekomendacje KE na zalecenia dla Polski. Byłby to środek w zasadzie bezwarunkowy, o trudnych do przewidzenia procedurach, bo bezprecedensowy.

Wiadomo tylko z grubsza, że po wydaniu zaleceń, Rada Unii Europejskiej monitorowałaby ich wprowadzanie w życie przez Polskę i miałaby prawo - w razie ich zlekceważenia – stwierdzić „istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez Państwo Członkowskie wartości, o których mowa w artykule 2.”

Możliwa jest jeszcze inna procedura. Rada może - bez żadnych zaleceń i innych ceregieli - „stwierdzić, po wezwaniu Państwa Członkowskiego do przedstawienia swoich uwag, poważne i stałe naruszenie przez to Państwo Członkowskie wartości, o których mowa w artykule 2.” Warunkiem takiego „walnięcia obuchem w łeb” jest jednomyślność Rady.

Polski Rząd liczy, że na najbliższym posiedzeniu Rady nie da się ustanowić procedury „obucha”, kalkuluje również, że w Radzie nie powstanie większość wymagana do wydania zaleceń – czyli liczy na mniejszość, która zablokuje wolę większości.

Trochę to śmieszne stanowisk władzy, która na gruncie krajowym ma mniejszość parlamentarna za nic. „Kali liczyć na mniejszość, jeżeli ta daje mu swawolę- Kali nie liczyć się mniejszością, jeżeli ta mu chce swawolę ograniczyć”. Mniejsza o to.

Z całą pewnością szykuje się ciekawa batalia, w której racje polityczne kilku europejskich państw staną w obliczu konfrontacji z racjami fundamentalnych zasad prawnych naszej współczesnej cywilizacji europejskiej. Charakterystyczne, że polskie władze liczą na wsparcie państw, których władze– podobnie jak PiS zaległy się w ruinach „cywilizacji” i mentalności wschodniej strony dawnej „żelaznej kurtyny”, dla niepoznaki zasłaniając swoje leża narodowymi sztandarami.

Batalia jest ciekawsza co do ostatecznych skutków. Jeżeli obecnym władzom naszego kraju uda się zablokować postępowanie unijne, to twardy moloch Unii, prędzej czy później, wypluje Polskę i grupkę państw wspierająca na dzikie pola wschodnich kresów.

Gdy jednak obecna władza przegra tę batalię, to będzie musiała przekonać swój elektorat do równoważności interesów Polski i Unii Europejskiej - pod rygorem zharmonizowania Polski z Unią. Jeżeli się jej to nie uda i uwięźnie w ksenofobii, to będzie musiała sama wyprowadzać Polskę na te dzikie pola.

Nawet najlepszy szachista, grający pionkami przeciw figurom nie wygra partii – cóż dopiero mówiąc o podwórkowym warcabiście, który sili się na rozgrywki szachowe w europejskim turnieju.


woalka
O mnie woalka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka