jezuita jezuita
1050
BLOG

Ojcowskie słowa mądrości

jezuita jezuita Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Przypominając sobie nauki mojego ojca, postanowiłem sięgnąć do literatury a także spytać tych, z którymi żyję i pracuję, jakie słowa życiowej mądrości pozostawił im ich ojciec. Kierowała mną nie tylko ciekawość, ale także chęć pokazania czytelnikom, jak cenne i praktyczne a zarazem nieprzeciętne wskazówki potrafi swojemu synowi lub córce pozostawić w spadku ich własny ojciec.

„Pieniądze są dla ludzi” – mawiał mój Tato, gdy inni krytykowali go za wydawanie ciężko zarobionej pensji na to co ulotne, chwilowe, przemijające. Nie skłoniło mnie to bynajmniej do bezmyślnego roztrwaniania zarobionych pieniędzy, lecz nauczyło doceniać chwile przyjemności, za które trzeba było nieraz płacić ciężko zarobionymi pieniędzmi. Pierwszą miesięczną pensję przyniosłem do domu w wieku 17 lat i zakupiłem za nią szpulowy magnetofon. Dawno już nikt nie używa takiego sprzętu do słuchania muzyki, a nawet gdyby używał, nigdzie już nie kupi pasujących do niego taśm. To, na co ciężko pracowałem, przeminęło, dawno wylądowało na śmietniku, odeszło w przeszłość, ale nie w niepamięć. Do dzisiaj cieszę się wspomnieniami, w których tle grają zespoły z mojego magnetofonu. Pieniądze są dla ludzi i nie należy ich gromadzić. Oto, czego nauczył mnie ojciec.

Bohater powieści Erskine Caldwella, Blisko domu, wspomina:

Jak byłem jeszcze małym pędrakiem, tatuś mówił mi, że najlepiej się urządzi w życiu ten, kto śmiało wyprzedza o krok innych, choćby ryzykował, że od czasu do czasu wdepnie w krowi placek. Tato mawiał, że najżałośniejsi są ci, co się chowają przed deszczem, żeby ich nie pokropił, albo drepcą tu i tam, by przypadkiem nie wleźć w krowie łajno. (…) Nigdy nie zapomniałem, co mówił mi tatuś, i trzymam się tego przez, powiedzmy, czterdzieści lat. Nie obchodzę krowich łajen, jest ich mnóstwo na tym świecie, nie zwracam na nie uwagi. Jedyne co mnie interesuje, to wysunąć się do przodu, żeby skorzystać z okazji, zanim ktoś mnie ubiegnie. Dlatego zawsze jestem o krok przed innymi i czekam na swoją porcję szczęścia. Kryje się ono przed tymi, co kluczą i wytężają uwagę, żeby w coś nie wdepnąć. Dlatego zawsze zobaczysz mnie, jak śmiało walę naprzód patrząc przed siebie i nie bacząc, w co wlezę1.

Ojciec mojego kolegi ze studiów dał mu w dzieciństwie bardzo praktyczną radę dotyczącą sikania: „bez względu na długość strząsania i tak ostatnia kropla zostanie ci w spodniach”. Takiej wskazówki udzielić może tylko mężczyzna mężczyźnie. Można podejść do niej bardzo dosłownie, ale można też spojrzeć na nią symbolicznie. Każdy nasz czyn niesie ze sobą uboczne, niezamierzone skutki. I trzeba się z tym pogodzić. Inny mój znajomy wspomina ojca, który w prostych słowach dał mu do zrozumienia, że powinien przewidzieć konsekwencje własnych czynów, zanim cokolwiek zrobi. Mówił mu: „nie uważałeś, jak robiłeś, rób jak uważasz”.

Władysław Bartoszewski na jednym z sympozjów w roku 2005 wspominał czasy, gdy przyszło mu „w więzieniach komunistycznych walczyć o swoją niewinność i o to, żeby nie przyznać się do czynów niepopełnionych i nikogo nie obciążyć” 2.

Przypominałem sobie bardzo praktyczne rady mojego ojca, który był dyrektorem banku, który mawiał mi tak: synku, ty nigdy w życiu niczego lekkomyślnie nie podpisuj. To były dla mnie słowa, które do mnie po latach wracały, choć słyszałem to jak byłem w gimnazjum. A to było takie pouczenie ojca bankowca, żeby syn nie był lekkomyślny, żeby nie zaciągał jakichś zobowiązań, to było normalne w jego mentalności. To mi się przeniosło na nową rzeczywistość: nie, nie podpiszę, nie zrobię, nie, nie, nie. Kosztowało mnie to 18 miesięcy w piwnicy, przy niegasnącym dzień i noc świetle, ale nie podpisałem3.

Chcę być taki, jak tatuś

Przed Wigilią Bożego Narodzenia starszy pan dzwoni do swojego syna, który mieszka kilkaset kilometrów dalej i mówi:

- Marku, przykro mi jeśli zepsuję ci ten dzień, ale muszę ci coś powiedzieć: twoja matka i ja postanowiliśmy się rozwieść. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że 45 lat to wystarczający czas i nie ma co się dłużej ze sobą męczyć.
- Ależ tato! Co Ty opowiadasz!?
- Niestety synu, już nawet patrzeć na siebie nie możemy, a zresztą nie chce mi się nawet o tym gadać. Zadzwoń do swojej siostry i jej o tym powiedz - stwierdził ojciec i odłożył słuchawkę.
Syn przejęty dzwoni szybko do siostry i woła:
- Marysiu, nasi starzy chcą się rozwieść!
- Co?? O nie, nie pozwolę na to! Dzwonię do nich.
Odkłada słuchawkę i dzwoni do rodziców. Odbiera ojciec. Ale Marysia nie dopuszcza go do głosu:
- Tato! Nie możecie się rozwieść! Nie róbcie nic dopóki mnie przyjadę. Zaraz zadzwonię do Marka. Jutro u was będziemy. Wszystko wspólnie sobie wyjaśnimy i na pewno będzie dobrze. Tylko nic nie róbcie bez nas! – po czym się rozłącza.
Ojciec odkłada słuchawkę, przytula do siebie żonę i mówi:
- Zrobione. Udało się kochanie. Będą z nami na Wigilii, tylko co wymyślimy na Wielkanoc?

Są w życiu rzeczy ważne. Ale są też rzeczy najważniejsze. Rodzina zjednoczona wokół wigilijnego stołu należy do rzeczy najważniejszych. Takiego zdania był ojciec Marka i tego do końca życia go uczył, uciekając się nawet do wątpliwych moralnie forteli.
Drogi Tato – pisze w liście uczennica gimnazjum – nauczyłam się od Ciebie, jak być osobą pogodną. Pokazałeś mi całym swoim życiem, jak się bawić i mieć wielkie pragnienia a z drugiej strony jak zachować powagę i nie skąpić nikomu uśmiechu.
Patryk zwierza się, że nigdy nie przestanie być ojcu wdzięczny z to, że nauczył go, jak żyć szczęśliwie i twórczo, jak cieszyć się tym, co się ma.
Ojciec Agnieszki powtarzał jej wielokrotnie: „gdy idziesz do kościoła, przychodź pierwsza a wychodź ostatnia, gdy idziesz do knajpy, wchodź ostatnia a wychodź pierwsza”. I dodawał czasami: „kto z Bogiem, to Bóg z nim”. Mariusz pamięta ojcowską maksymę: „Bądź dobry dla ludzi a dobro do ciebie wróci”.
Przykładu, jaki daje synowi ojciec, jego wskazówek i pouczeń, nie zastąpi żadna lekcja. Krótką, zabawną historyjkę, ilustrującą tę najlepszą metodę wychowawczą jaką kiedykolwiek wymyślono, wyszperałem ostatnio w Internecie:

Dziecko, stojąc na łóżku w swej czerwonej piżamce, kieruje palec na mamusię i dumnie oświadcza: „Ja nie chcę być inteligentny. Nie chcę być dobrze wychowany. Ja chcę być taki, jak tatuś!”

Mój przyjaciel, przedsiębiorca, gdy wspomina słowa nieżyjącego już ojca, to najczęściej widzi go siedzącego w fotelu i narzekającego, że „przed wojną edukacja szła w parze z kulturą osobistą”, i że każdy wiedział, że „z chłopa pana nie zrobisz. A dzisiaj? Szkoda gadać”. Podobnie twierdził nieżyjący od lat ojciec jezuita (dla wielu prawdziwy ojciec). Komentując nową kandydaturę na rektora wyższej uczelni wyraził się nieco dosadniej, cytując odwieczną mądrość ludową: „chujem maku nie utrzesz”.
Wiele z cytowanych przeze mnie powiedzeń, uznano by dzisiaj za politycznie niepoprawne lub mało kulturalne. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy maksymy naszych ojców straciły swoją mądrość, czy też świat staje się coraz głupszy?

Niezapomniane chwile

„Nikt nie powiedział, że w życiu musisz być od razu przywódcą” – pisze anonimowy autor książki Powrót proroka. „Jedyna rzecz, której rzeczywiście powinieneś się wystrzegać, to aby nie być pasożytem”4  – dodaje. Drogi synu – pisze w liście ojciec nastolatka – kimkolwiek w życiu będziesz, wiedz, że nigdy nie marzyłem, byś był sławny lub bogaty. Pragnę jedynie tego, by inni przez ciebie nie cierpieli i abyś miał wokół siebie ludzi, którzy są ci wdzięczni.
Bądź dobry dla ludzi i solidnie wykonuj swoje obowiązki, a ludzie będą się do ciebie garnęli – mówi zegarmistrz, ojciec Grzegorza, oddając biedakowi naprawiony zegarek i odmawiając przyjęcia zapłaty.
Niektórzy ojcowie uczą kochać w sposób zaskakujący, zdumiewają prostotą, ukazują piękno i nieprzeciętność najzwyklejszych chwil spędzanych z dzieckiem. Oryginalność, niepospolitość, nieszablonowość – to styl wychowania jakim posługuje się ojciec-mistrz.
Herman Hesse wspomina jak pewnego razu ojciec zażądał od niego wyjaśnień z powodu jakiegoś niecnego występku. „Popłynęło trochę łez, otrzymałem łagodną karę, a na koniec ojciec podarował mi ładny kieszonkowy kalendarzyk, żebym nie zapomniał tej chwili” 5.
 Arkady Fiedler w swojej wzruszającej książce Mój ojciec i dęby przedstawia własnego ojca jako mistrza, który podczas łowienia ryb i wspólnego polowania uczył go, jak kochać świat i przygody. Opowiada, jak walczyli z szarpiącym się na wędce olbrzymim szczupakiem. Gdy wyciągnęli go na brzeg, siedli obok siebie, dysząc. I milczeli.

Potem ojciec dziwnie spojrzał na mnie, jakiś pełen dumy, i spokojnym głosem, jakby wydawał wyrok, rzekł pamiętne słowa:
- Bez ciebie nie wyciągnąłbym go!
Podał mi rękę jak kolega koledze, a ja chciałem ją pocałować. Wyszarpnął ją łagodnie, potrząsnął głową:
- Nie, Artku! Nie, synu!....
6.

Takie historie się zapamiętuje. Takie niezwykłe chwile, pragnie syn zostawić w spadku swojemu synowi, a ten swojemu. Ojciec Arkadego Fiedlera nieraz opowiadał mu swoje przeżycia z chłopięcych lat. Kiedyś w tajemnicy przed rodzicami zrobił sobie pistolet z klucza. „Nabił z góry prochem i ołowiem i zapalił poprzez wywierconą w kluczu panewkę. Powiodło się, huknęło” 7. Któregoś dnia, przy pomocy tak skonstruowanej broni, zapolował na królika. Ofiarą strzału padł jeleń. Zrobiła się wielka afera we wsi i wreszcie ktoś wydał chuligana. Gdy ojciec skończył opowiadanie, Artek nieśmiało go spytał: „A baty, czy tata dostał wielkie baty za to?”. W odpowiedzi, ojciec przycisnął go mocno do siebie i ze łzami w oczach rzekł:

- Nie, nie dostałem batów! Ojciec mój był łaskawy… A przecież powinienem był dostać!...
- Ojciec był nawet dumny ze mnie – dodał później szeptem, jakby się tłumacząc – tak jak i ja jestem dumny z ciebie, że o tych batach pomyślałeś….
8.

Życiowej mądrości uczyli ojcowie poprzez przykład swojego własnego życia. Ojciec Ryszarda Kapuścińskiego był nauczycielem przez 47 lat i jak wspomina syn, nigdy nie spóźnił się na lekcję. W tym ojcowskim przykładzie tkwiła tajemnica punktualności wybitnego pisarza.
Dobry nauczyciel nie chroni ucznia przed błędami, nie usuwa przeciwności z drogi, którą go prowadzi. Jerzy Waldorff, w książce Dolina szarej rzeki wspomina swoje dzieciństwo, gdy uczył się jeździć konno. Opisuje jak wówczas ojciec strofował wystraszoną matkę; „Jeśli ma pewnie jeździć, musi przyzwyczaić się do spadania” 9. Wspominając pogrzeb ojca, czuł Waldorff z jednej strony zarówno ulgę, że już nikt nie będzie mieszał się w jego sprawy jak i dumę, że odtąd będzie przewodził rodzinie. Z drugiej zaś strony, z wiekiem coraz bardziej uświadamiał sobie, jak ogromnie swojego ojca kochał i jak bardzo był do niego podobny.
Dorastający młody człowiek, powinien również buntować się przeciwko autorytetowi ojca, ale ten młodzieńczy bunt, jak wspomina Jacek Kuroń, nie zmienił faktu, że ojciec pozostał na zawsze jego wielką miłością 10. Ojciec jako mistrz i nauczyciel życiowej mądrości pozostaje na zawsze w naszej pamięci a jego słowa, nawet jeśli zanegowane, wpływają znacząco na późniejsze decyzje, poglądy i postawy.

Wojciech Żmudziński SJ

Przypisy:

1/ Erskine Caldwell, Blisko domu, Wiedza i Książka, Warszawa 1985, ss. 9-10.
2/ Władysław Bartoszewski, Traumatyczne doświadczenia między narodami i pokoleniami, Dialog 14 (Zeszyty Polsko-Niemieckiego Towarzystwa Zdrowia Psychicznego), Kraków - Munster 2005, s. 31.
3/ tamże, s. 31.
4/ Anonim, Powrót proroka, Wydawnictwo Salezjańskie, Warszawa 2004, s. 168.
5/ Hermann Hesse, Dzieciństwo czarodzieja, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2003, s. 18.
6/ Arkady Fiedler, Mój ojciec i dęby, Iskry, Warszawa 1973, s. 27.
7/ Arkady Fiedler, Mój ojciec i dęby, Iskry, Warszawa 1973, s. 18.
8/ tamże, s. 19
9/ Jerzy Waldorff, Dolina szarej rzeki, PIW, Warszawa 1986, s. 76-77.
10/ por. Jacek Kuroń, Wiara i wina, Aneks, Londyn 1989, s. 29.

jezuita
O mnie jezuita

Ukończyłem studia filozoficzne (Kraków), teologię biblijną (Rzym), zarządzanie w oświacie (Nowy Jork). Opublikowałem siedem książek oraz artykuły w prasie polskiej i zagranicznej. Działam w kilku organizacjach pozarządowych. Jestem członkiem SDP i współpracuję z portalem deon.pl.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości