wojciech jacob jankowski wojciech jacob jankowski
205
BLOG

Drukpa Kunley - Szalony Smok

wojciech jacob jankowski wojciech jacob jankowski Kultura Obserwuj notkę 0

W 1987 roku, w „Bibliotece Pisma Literacko –Artystycznego”, ukazał się tom „Buddyzm”. Ot, antologia tekstów. Rewelka.

1988 - były strajki, uczestniczyłem, bezpieka zapragnęła mnie zamknąć. Tuż przed Wigilią 88 zrobili nalot na samotną chatę w Beskidzie, gdziem przemieszkiwał. Ale akurat zastępowałem kierownika w odległym o parę kilometrów schronisku, nie trafili. Sadystyczną satysfakcję miałem, że dupki z miasta w gajerach przemarzły ciutkę w śniegach. Sylwester - super, acz uwierał siedzący w pudle kumpel, którego ścigali za to samo, a nie miał akurat szczęścia.

Pojechałem. To był czas kształtowania się „okrągłego stołu”. W Warszawie odwiedziłem kolegów z Ruchu „Wolność i Pokój”, umówiliśmy zadymę. Potem wpadłem do Jacka Kuronia. Opowiedziałem, co i jak. Jutro w Gdańsku mnie aresztują. Od razu złapał za telefon. Spoko!, zostaw, jutro. - Dobra, powiedział.

W Gdańsku ubrałem tekturowe plansze z napisami „Uwolnić Gala” i „Precz z kolegiami ds. wykroczeń” - i usiadłem pod gmachem bezpieki. Serce kołatało? Może trochę, byłem weteranem happeningów. Pierwszy ubek - ominął zdziwiony. Drugi - był wkurzony. Potem wyleciała ekipa - i wniosła mnie do środka. Byli tam starzy znajomi, nie chciało im się wszczynać nowej sprawy, zamknęli za starą. „Próba sporządzenia kukły generała Wojciecha Jaruzelskiego”. Kłamstwo i głupota, rzecz jasna, ale to wątek innej opowieści.

Przygotowany - miałem za sobą szczoteczkę do zębów i wspomnianą na wstępie „Antologię”. Trafiłem do celi. - Dzień dobry. - Dobry. Tylko dwóch współtowarzyszy, złodziej i biedak za straży przemysłowej. Afera. Nie potrafił odmówić kolegom.

Co tam czytasz - pewnego razu zapytał złodziej. - Buddyzm - odparłem. I dałem mu księgę otwartą na Drukpa Kunleyu. A są tam sformułowania, przy których nawet grypsera wymięka. O, ...., ale ..... religia! - zachwycił się złodziej. Odtąd, grając w karty, miast oszukańczego szturchania, mówiliśmy - buddyzm.

Drukpa Kunley, kolejne spotkanie. W przecenie księgarskiej, na Koszykowej w Warszawie, kupiłem sztapelkę czerwonych książeczek „Życie i nauki szalonego jogina tybetańskiego Lamy Drukpy Kunleya”, jakieś grosze. Rozdawałem. I zapomniałem o sobie, rozeszło się wszystko.

Pół roku barmanowałem w wiejskiej knajpie. W pewnym momencie, tańce, swawola, ktoś wrzucił mi w kieszeń Czerwoną Książeczkę. Jest ze mną do dziś.

Ale, jeszcze jedna przygoda do opisania. Praga, 1991-2 Trafiliśmy do stolicy Czech z kumplem Jaremą, autostopem, ideą była Hiszpania. Cienko z kasą, tamtejsi buddyści dali nam stoisko na Vaclawksim Namesti. Mieliśmy nie tylko ciskać gumowymi pająkami, ale i je sprzedawać. Szło nieźle. Nagle - trafiłem na total balangę do klubu ”Bunkier”. Joint, snif, AC/DC , Nirvana, Red Chot,. Dym z walczącymi na noże Latynosami, ja rozjemca, gliny. Spokój. Za ratunek Latynosi postawili tekilę. Pieprznąłem pawia na szynkwans, a barman, nie mrugnąwszy okiem, sprzątnął to czymś w rodzaju myjki do szyb. Szatniarz nie chciał wydać naszych rzeczy, które wskazałem i ... wywalczyłem - i rozsądnie znieruchomiałem. Otoczyli nas konkretni bramkarze. - To nasze, mówię. - Co tam je. - Kapota, - Drukpa Kunley na dnie. I, gdy faktycznie, wydobyłem Kunleya, bramkarz się ino uśmiechnął, ręką machnął, i poszlim, gdzie chcielim..

Drukpa Kunley. Jego błogosławieństwo jest zawsze z nami. Czujesz?

Ps. O drodze Drukpy Kunleya, nareszcie.

Taką drogą kroczył ongiś tybetański "szalony jogin" Drukpa Kunley. Pewnego razu spotkał dziadka, niosącego obraz do poświęcenia. Kunley poprosił o pokazanie obrazu. Tak w ogóle, to nie jest zły - powiedział - mogę go jednak w pewien sposób wzbogacić. Następnie wyjął swój członek i nasikał na obraz. Stary człowiek, zaszokowany nie potrafił wymówić słowa, w końcu zdołał wybąkać: - Co zrobiłeś, ty wariacie - i zaczął płakać. Lama Kunley zrolował mokre płótno i spokojnie zwrócił je staremu człowiekowi: - Teraz weź je sobie i zanieś do błogosławieństwa - powiedział. Starzec poszedł do klasztoru, i uzyskał widzenie z tamtejszym lamą - opatem. - Namalowałem tę tangkę linii Kagyu, aby zdobyć zasługę - powiedział opatowi - i niosłem ją do ciebie, aby otrzymać błogosławieństwo. Ale po drodze spotkałem wariata, który naszczał na nią, niszcząc ją w ten sposób. Proszę, sam zobacz. Lama rozwinął obraz i ujrzał, że w miejscu, gdzie rozpryskano mocz, obecnie lśniło złoto. - Nie ma potrzeby, abym go błogosławił - powiedział staremu człowiekowi. - Już został pobłogosławiony w najlepszy z możliwych sposób. W starym człowieku pojawiła się niemożliwa do wyrażenia ufność.

Ufność. Właśnie. Do zobaczenia. U Bozi za piecem.

Życie i nauki szalonego tybetańskiego jogina Lamy Drukpy Kunleya - pełny tekst

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura