O każdej osobie, której się powiodło, natychmiast zaczynają krążyć legendy, że złodziej, że z układu, etc. Zawistnych nie brakuje.
...
Kuryłowicz miał ostry język i mnóstwo sukcesów, a to generowało wrogów. Na pewno miał ich wielu.
Dość przypomnieć, że habilitację musiał robić w Krakowie, bo (jak niosła wieść) na rodzimym Wydziale w Warszawie był notorycznie blokowany. Nie chciano, żeby został profesorem.
...
Ale oczywiście - zrobił ją. Został też profesorem.
...
Z mojego punktu widzenia - był bardzo fajnym facetem, który ciężką pracą zbudował jedną z największych firm architektonicznych w Polsce. Architektura, jaka wychodziła z tego biura zawsze była nowoczesna i zawsze było to coś, czemu warto się przyjrzeć.
...
To też zasługa ludzi, których 'wyłowił' z Wydziału. Miał do nich niezwykłe oko. Wielu z nich dał możliwość pracy nad projektami o skali i rozmachu, o jakim w innych warunkach marzyliby latami. Był bardzo dobrym szefem i świetnym biznesmenem. Zdecydowanym, konkretnym, ale też - kiedy trzeba było - umiał wysłuchać i powiedzieć ciepłe słowo.
...
Myślę, że ogólnie był człowiekiem, jaki musiał w wielu osobach budzić zazdrość - że nie są tak jak on skuteczni, inteligentni, że nie mają takiej wiedzy i umiejętności. Również siły przebicia i pewności siebie, która nie była bezczelnością, ale świadomością własnych możliwości.
...
Na pewno miał wady - jak każdy - ale jako wykładowca i pracodawca imponował głównie zaletami. W znacznym stopniu - odpowiedzialnością za zespół. Za ludzi, ktorych zatrudniał i którzy czuli się z nim bezpieczni.
...
Będzie go cholernie brakowało.
PS: Zacząłem pisać tą notkę jako komentarz w dyskusji pod notką wspomnieniową o profesorze Stefanie Kuryłowiczu, zamieszczonym na blogumarcinkk1.1
Wyszła w zasadzie osobna notka, więc publikuję ją również u siebie.