Przyjazd do Jerozolimy w sobotę po południu to nie najlepszy pomysł, zwłaszcza gdy chce się coś zjeść. Już taksówkarz w drodze z lotniska w Tel Awiwie zapewniał mnie, że nawet gdyby mu dopłacali, nie zamieniłby swojego Tel Awiwu na Jerozolimę – i trochę rozumiem, dlaczego. Miasto wymarłe, w sumie dość brzydkie, jakoś nie czuję tego czarodziejskiego klimatu, jaki zapamiętałem z pobytu sprzed kilkunastu lat. Duża część Starej Jerozolimy to dość tandetne targowisko: w części arabskiej – nic z klimatu autentycznych „sukόw” w Kairze, Tunisie czy Fezie. Via Dolorosa wypełniona straganami z chińskim tanim kiczem.
W niedzielę – pierwsze rozmowy. Na początek – z izraelskimi Żydami (na Arabόw przyjdzie jeszcze czas). Na pytanie, co w Izraelu dziś myśli się o pacyfikacji Gazy w styczniu, słyszę od mojego znajomego, Amnona, że wszyscy chyba uważają, że akcja była „nieproporcjonalna” do zagrożenia. ALE – no i tu „Ale” jest najważniejsze, więc odnotowuję je sumiennie:
1. Większość ludzi uważa, że chociaż akcja była „nieproporcjonalna”, to w sumie Palestyńczykom to się należało, skoro głosują na Hamas, ktόry przecież chce eliminacji Izraela;
2. Ludzie są sfrustrowani reakcją Europy. Co prawda Europa nie rozmawia z Hamasem, ale to nie wystarcza. Europejczycy nie mogą zrozumieć co to znaczy mieszkać na ziemi, na ktόrą regularnie spadały rakiety. Nawet jeśli mało kto zginął – to co by powiedzieli mieszkańcy Brukseli czy Paryża, gdyby w każdej chwili mieli 30 sekund na ucieczkę do schronu?
3. Ludzie są rozżaleni, że już po tym, jak Izrael zlikwidował wszystkie osiedla w Gazie (choć niektórzy osadnicy chcieli zostać, nawet pod administracją palestyńską – tak w każdym razie mόwili) - w zamian za to dostali ostrzał rakietowy.
4. Osiedla na Zachodnim Brzegu: najrozsądniejszy wydaje się Amnonowi plan „wymiany terytorium” (land swap): niektóre osiedla muszą zostać (np. to, ktόre liczy 120 tysięcy ludzi – jak to teraz rozmontować?), w zamian za co Izrael odda Palestyńczykom inne kawałki ziemi. Albo nastąpi transakcja wiązana: Izrael da kawałek Negev Egiptowi, a Egipt da Palestyńczykom w Gazie część własnego terytorium.
*
Następnego dnia - rozmowa przy kolacji z moją starą znajomą Ruth G. Ruth była kiedyś czołową działaczką na rzecz praw człowieka, wspόłpracowala z Palestyńczykami; dziś lokuje się na prawicy izraelskiej. Pytam ją o operację w Gazie, uważa ją za „proporcjonalną” do celόw, bo chodziło o postraszenie Hamasu, o pokazanie, że Izrael nie cofnie się przed niczym, dla ochrony swego bezpieczeństwa. Chwali techniki militarne, ale krytykuje strategię. Przed laty była w komisji, powołanej dla zbadania przebiegu drugiej wojny libańskiej – dziś uważa, że stratedzy izraelscy nie nauczyli się, że w warunkach takiej wojny, czas działa na korzyść nieprzyjaciela. Trzeba było wszystko skończyć najwyżej w jeden tydzień, uważa, nie ciągnąć tego przez trzy tygodnie, bo strategicznie, zaszkodziło to Izraelowi.
Jeszcze kilka rozmów, z ludźmi po rόżnych stronach barykady politycznej. Margit C. kilka lat temu była w politycznym centrum, dziś jest na skrajnej lewicy, ale - twierdzi – to nie ona się zmieniła, ale poglądy społeczeństwa. Po kilku latach pobytu w Anglii wróciła do Izraela, nie poznała swego kraju. „Nie ma już tego poczucia solidarności, przeświadczenia że tam, po drugiej stronie bariery, też żyją ludzie”. Ruth się nie zgadza, uważa, że na poziomie społeczeństwa obywatelskiego dzieje się wiele, są rόżne inicjatywy, Palestyńczycy nie są zostawieni samym sobie, Ale trudno z nimi coś zrobić, bo jest tam blokada polityczna, walczą między sobą, Hamas terroryzuje umiarkowanych.
Amnon, Margit uważają że dyskryminacja arabskich obywateli Izraela jest szokująca; gdy pytam o przykłady, Margit odpowiada: widać je na każdym kroku. Najwyraźniejsze jest to w budżecie: na szkoły, szkolnictwo, drogi. Fakt, byłem we wschodniej (arabskiej) Jerozolimie (tam wreszcie udało mi się coś zjeść w niedzielny wczesny wieczór) – poza okolicami ładnego hotelu American Colony – beznadzieja. Słyszę też o nowej ustawie, ktόra zabrania łączenia rodzin osobom, ktόre poślubią kogoś z terytorium na Zachodnim Brzegu – wiadomo, chodzić może tylko o Arabόw: arabski obywatel Izraela, ktόry poślubi osobę z Zachodniego Brzeg, może wynieść się do terytorium albo żyć osobno. Ruth G. nie oburza się na ten pomysł: Chodzi o bezpieczeństwo i o demografię – mόwi.
Odnotowuję jeszcze z „Jerusalem Post”. Czołowi rabini syjonistyczni namawiają żołnierzy i oficerόw, by nie wykonywali rozkazόw ewakuowania nielegalnych osiedli w „Judei i Samarii”, czyli na Zachodnim Brzegu. „Każdy żołnierz lub policjant, ktόry jest proszony o udział w operacji wykorzeniania, ma obowiązek odmόwić wykonania rozkazu, ktόry jest sprzeczny z wartościami Tory” – mόwi oświadczenie rabinόw. W Knessecie – wstępne przyjęcie ustawy, zakazującej podważania prawa Izraela do istnienia jako państwa „demokratycznego i żydowskiego”.
Inne tematy w dziale Polityka