Mały żarcik historii, kto zrozumie ten mądry: tego samego dnia, kiedy polska prasa doniosła o oświadczeniu Prezydenta, że podpisze Traktat Lizboński jeśli tylko odpowiednio na ten sam temat zadecyduje narόd w jednym państwie a sąd w innym, ościennym, ten ostatni, czyli niemiecki Sąd Konstytucyjny, podjął decyzję o zgodności Traktatu z konstytucją niemiecką. Czyli jakby już jeden z „kluczy” do ratyfikacji Lizbony został znaleziony. Ale – niezależnie od drugiego klucza, czyli ratyfikacji przez Irlandię, nadaje to pojmowaniu suwerenności przez Prezydenta Kaczyńskiego wydźwięk dość rewolucyjny, z ktόrym zresztą się zgadzam, ale ktόry nie przystaje do tradycyjnego, raczej absolutystycznego rozumienia suwerenności, z ktόrym dotychczas identyfikowano środowisko polityczne Prezydenta. Ale o tym w drugiej części wpisu; na początek – o decyzji niemieckiego Sądu.
Rada moja jest taka: jak ktoś już koniecznie chce wyrobić sobie pojęcie na temat tej decyzji, to radzę zajrzeć do źrόdła, zamiast kierować się streszczeniami dziennikarzy, ktόrzy albo są leniwi, albo nieskalani wiedzą prawniczą. Radzę więc przeczytać sobie tę oto sentencję wyroku:
http://www.bundesverfassungsgericht.de/entscheidungen/es20090630_2bve000208en.html
Albo jeszcze lepiej, to tłumaczenie wyroku:
http://www.bundesverfassungsgericht.de/en/press/bvg09-072en.html
Oba linki podaję do tłumaczeń angielskich, ale autoryzowanych przez niemiecki Sąd, ale jak ktoś woli oryginał niemiecki, to bardzo proszę:
http://www.bundesverfassungsgericht.de/pressemitteilungen/bvg09-055.html
Ponieważ tekst nie jest łatwy ani przyjemny, a wręcz przeciwnie, jest taką prawniczą paplaniną, ktόra zacnej profesji wyuczonej przeze mnie, a także Pana Prezydenta, nie mówiąc już o wybitnym blogerze, koledze Galopującym Majorze, przydaje złej sławy, jako usługę publiczną podaję krótkie tłumaczenie z prawniczego na nasze:
Duża część orzeczenia to gadanina, co to jest UE w pojmowaniu niemieckiego Sądu: że jest to związek państw suwerennych, że ma tylko te kompetencje, ktόre mu owe państwa dobrowolnie nadały (to jest właśnie ta „principle of conferral”, której tak dużo w tekście), a także że Unia nie jest wyposażona w tzw. Kompetenz-Kompetenz, czyli kompetencję do określania (a zatem rozszerzania) własnych kompetencji. To wszystko jest takie profesorsko-sędziowskie mędrkowanie, ktόre w zasadzie można spokojnie pominąć, bo stwarza tylko ton i tło, ale nie wynikają z niego żadne konkretne wnioski praktyczne.
Praktyczne znaczenie prawne mają dwa akapity. Pierwszy jest ten:
“With the entry into force of the Treaty of Lisbon, the Federal
Republic of Germany will remain a sovereign state. In particular,
the substance of German state authority is protected. The distribution
of the European Union’s competences, and their delimitation from
those of the Member States, takes place according to the principle
of conferral and according to other mechanisms of protection,
in particular according to provisions concerning the exercise of
competences. The transfer of sovereign powers to the European
Union, which is thus performed in a controlled and responsible
manner, is not called into question by individual provisions of the
Treaty of Lisbon.” Czyli: wszystko OK. Lizbona zgodna z
Konstytucją niemiecką.
Drugi akapit o praktycznym znaczeniu jest ten: “In contrast,
the Act Extending and Strengthening the Rights of the Bundestag
and the Bundesrat in European Union Matters infringes Article 38.1
in conjunction with Article 23.1 of the Basic Law insofar as rights
of participation of the German Bundestag and the Bundesrat have
not been elaborated to the constitutionally required extent.”
Czyli: jedna z dwόch ustaw około-ratyfikacyjnych nie zapewnia
dostatecznego udziału niemieckiego parlamentu w ewentualnych
przyszłych poprawkach Traktatόw UE. Co prawda wszelkie zmiany
wymagają jednomyślności w Radzie a zatem nie mogą być dokonane
bez zgody Niemiec, ale chodzi o to, by ta zgoda była też wyrażona
przez niemiecki parlament w odpowiedniej procedurze, a nie tylko
przez rząd, reprezentowany w Radzie. A zatem ta ustawa musi być
poprawiona jeszcze przed ratyfikacją.
To wszystko. Z tego wynika jedna zasadnicza konkluzja:
wstrzymanie ratyfikacji przez Niemcy do czasu wycyzelowania
owej ustawy, w ogόle nie dotyczy relacji między Niemcami a Unią
i nie wynika z żadnej obawy o niemiecką suwerenność, ale związana
jest z wewnątrz-niemieckimi procedurami prawnymi, dotyczącymi
tego, kto w Niemczech ma uczestniczyć w ewentualnych przyszłych
modyfikacjach traktatόw europejskich.
Ta wykładnia prawna, ktόrą podaję tu Państwu na słowo honoru ale
całkowicie za darmo, prowadzi mnie do wzmiankowanej wypowiedzi
Prezydenta Kaczyńskiego na spotkaniu z ambasadorami UE. Jak
podała dziś Wyborcza (a analogiczna relacja jest też w
niskonakładowym Dzienniku), Prezydent obiecał, że „Jeżeli
Irlandczycy zaakceptują traktat, jeżeli zaakceptuje go niemiecki
trybunał konstytucyjny, podpis, którego jeszcze brakuje, będzie”.
Prezydent powiedział też, że „Do tego traktatu w tej chwili są tylko
dwa klucze. Jeden znajduje się w Republice Federalnej Niemiec,
gdzie decyduje trybunał konstytucyjny. Drugi to narόd irlandzki”.
Innymi słowy: polski podpis uzależniony jest wyłącznie od dwόch
decyzji całkowicie zagranicznych: w Niemczech i w Irlandii. Decyzja
o tym, czy podpisanie przez Polskę traktatu jest zgodne z polskim
interesem narodowym, uzależniona jest zatem od tego, czy sąd w
Karlsruhe (bo tam mieści się niemiecki SK) uzna όw traktat za
zgodny z konstytucją niemiecką, a elektorat irlandzki – za zgodny
z irlandzkim interesem narodowym.
Na pierwszy rzut oka jest to doktryna zdumiewająca: dlaczego
όw centralny przejaw państwowej suwerenności, jakim jest
ratyfikacja tak ważnej umowy międzynarodowej, uzależniony ma
być od tego, co o tej umowie myśli jakiś obcy sąd? Dlaczego irlandzka
decyzja referendalna ma określać pojmowanie polskiej racji stanu
i suwerenności przez polskiego Prezydenta?
Ale tak jest tylko na pierwszy rzut oka. Już na drugi rzut, nie mόwiąc
o rzutach kolejnych, zagadka się wyjaśnia. Myślę, że Prezydent
przeszedł do innej, bardziej rozmytej i relatywnej, koncepcji
suwerenności, poniekąd postmodernistycznej, w której suwerenność
polska określana jest także przez naszą empatię wobec innych braci
(i siόstr) w Unii. Nie chcąc wywierać presji na niemieckich sędziόw
i irlandzkich wyborcόw, mόwimy im: proszę bardzo, wy pierwsi,
my zaczekamy. W ten sposób nasza suwerenność staje się częścią
szerszej, ogólnoeuropejskiej solidarności i przyjaźni.
Piszę to bez cienia ironii, bez żadnych śmichόw-chichόw i żartόw.
W samej rzeczy, takie nie-abolutystyczne rozumienie suwerenności
jest mi bliskie, czemu zresztą dawałem tu parę razy wyraz, za co
nawet chciano mnie wieszać. Teraz mam potężnego alianta w
postaci Prezydenta RP, ktόry swe suwerenne działania uzależnia
od suwerennych działań organόw sądowych, a także elektoratu
innych państw. Jesteśmy częścią jednej wielkiej przestrzeni
europejskiej, a stare rozumienia suwerenności jako nadrzędnej
i wyłącznej władzy na danym terytorium, powoli ukazują swą
anachroniczność.
Mam tylko jedną obawę: czy Prezydent Lech Kaczyński nie
popadnie z tego powodu w konflikt z Prezesem Jarosławem
Kaczyńskim. Bo mamy tu problem niemiecki, na punkcie ktόrego
Prezes jest chyba nieco wyczulony. A proszę zauważyć: polski
Prezydent uzależnia swe działania od decyzji niemieckiego Sądu,
ale nic nie wskazuje na to, by niemiecki Sąd oglądał się na akt
polskiego Prezydenta. Sąd niemiecki zachowuje się tak, jakby
liczyło się dla niego wyłącznie prawo niemieckie, podczas gdy
polski Prezydent zachowuje się tak, jakby liczyło się dla niego nie
tylko prawo polskie, ale także niemieckie (i irlandzkie). Mamy więc
tu oczywistą asymetrię, ktόra Prezesa Kaczyńskiego może zmartwić.
Ale to już sobie jakoś obaj politycy między sobą uzgodnią: w końcu
wszyscy trzej zaciągaliśmy nauk u jednego i tego samego Profesora
Stanisława Ehrlicha, metodologię, że tak powiem, mamy wspólną,
więc jak to między nami prawnikami, jakoś na pewno się
dogadamy, jeśli nie my trzej to ich dwόch między sobą, a ja
jako dawny (choć młodszy) kolega ze studiόw na pewno do
consensusu się przyłączę.
Inne tematy w dziale Polityka