Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
136
BLOG

Lizbona albo śmiech

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 69

Mały żarcik historii, kto zrozumie ten mądry: tego samego dnia, kiedy polska prasa doniosła o oświadczeniu Prezydenta, że podpisze Traktat Lizboński jeśli tylko odpowiednio na ten sam temat zadecyduje narόd w jednym państwie a sąd w innym, ościennym, ten ostatni, czyli niemiecki Sąd Konstytucyjny, podjął decyzję o zgodności Traktatu z konstytucją niemiecką. Czyli jakby już jeden z „kluczy” do ratyfikacji Lizbony został znaleziony. Ale – niezależnie od drugiego klucza, czyli ratyfikacji przez Irlandię, nadaje to pojmowaniu suwerenności przez Prezydenta Kaczyńskiego wydźwięk dość rewolucyjny, z ktόrym zresztą się zgadzam, ale ktόry nie przystaje do tradycyjnego, raczej absolutystycznego rozumienia suwerenności, z ktόrym dotychczas identyfikowano środowisko polityczne Prezydenta. Ale o tym w drugiej części wpisu; na początek – o decyzji niemieckiego Sądu.

 

Rada moja jest taka: jak ktoś już koniecznie chce wyrobić sobie pojęcie na temat tej decyzji, to radzę zajrzeć do źrόdła, zamiast kierować się streszczeniami dziennikarzy, ktόrzy albo są leniwi, albo nieskalani wiedzą prawniczą. Radzę więc przeczytać sobie tę oto sentencję wyroku:

http://www.bundesverfassungsgericht.de/entscheidungen/es20090630_2bve000208en.html

 

Albo jeszcze lepiej, to tłumaczenie wyroku:

http://www.bundesverfassungsgericht.de/en/press/bvg09-072en.html

 

Oba linki podaję do tłumaczeń angielskich, ale autoryzowanych przez niemiecki Sąd, ale jak ktoś woli oryginał niemiecki, to bardzo proszę:

http://www.bundesverfassungsgericht.de/pressemitteilungen/bvg09-055.html

 

 

Ponieważ tekst nie jest łatwy ani przyjemny, a wręcz przeciwnie, jest taką prawniczą paplaniną, ktόra zacnej profesji wyuczonej przeze mnie, a także Pana Prezydenta, nie mówiąc już o wybitnym blogerze, koledze Galopującym Majorze, przydaje złej sławy, jako usługę publiczną podaję krótkie tłumaczenie z prawniczego na nasze:

 

Duża część orzeczenia to gadanina, co to jest UE w pojmowaniu niemieckiego Sądu:  że jest to związek państw suwerennych, że ma tylko te kompetencje, ktόre mu owe państwa dobrowolnie nadały (to jest właśnie ta „principle of conferral”, której tak dużo w tekście), a także że Unia nie jest wyposażona w tzw. Kompetenz-Kompetenz, czyli kompetencję do określania (a zatem rozszerzania) własnych kompetencji. To wszystko jest takie profesorsko-sędziowskie mędrkowanie, ktόre w zasadzie można spokojnie pominąć, bo stwarza tylko ton i tło, ale nie wynikają z niego żadne konkretne wnioski praktyczne.

 

Praktyczne znaczenie prawne mają dwa akapity. Pierwszy jest ten: 
“With the entry into force of the Treaty of Lisbon, the Federal 
Republic of Germany will remain a sovereign state. In particular, 
the substance of German state authority is protected. The distribution 
of the European Union’s competences, and their delimitation from 
those of the Member States, takes place according to the principle 
of conferral and according to other mechanisms of protection, 
in particular according to provisions concerning the exercise of 
competences. The transfer of sovereign powers to the European 
Union, which is thus performed in a controlled and responsible 
manner, is not called into question by individual provisions of the 
Treaty of Lisbon.” Czyli: wszystko OK. Lizbona zgodna z 
Konstytucją niemiecką.
 
Drugi akapit o praktycznym znaczeniu jest ten: “In contrast, 
the Act Extending and Strengthening the Rights of the Bundestag 
and the Bundesrat in European Union Matters infringes Article 38.1 
in conjunction with Article 23.1 of the Basic Law insofar as rights 
of participation of the German Bundestag and the Bundesrat have
 not been elaborated to the constitutionally required extent.”
Czyli: jedna z dwόch ustaw około-ratyfikacyjnych nie zapewnia 
dostatecznego udziału niemieckiego parlamentu w ewentualnych 
przyszłych poprawkach Traktatόw UE. Co prawda wszelkie zmiany 
wymagają jednomyślności w Radzie a zatem nie mogą być dokonane 
bez zgody Niemiec, ale chodzi o to, by ta zgoda była też wyrażona 
przez niemiecki parlament w odpowiedniej procedurze, a nie tylko 
przez rząd, reprezentowany w Radzie. A zatem ta ustawa musi być 
poprawiona jeszcze przed ratyfikacją.
 
To wszystko. Z tego wynika jedna zasadnicza konkluzja: 
wstrzymanie ratyfikacji przez Niemcy do czasu wycyzelowania 
owej ustawy, w ogόle nie dotyczy relacji między Niemcami a Unią 
i nie wynika z żadnej obawy o niemiecką suwerenność, ale związana
 jest z wewnątrz-niemieckimi procedurami prawnymi, dotyczącymi 
tego, kto w Niemczech ma uczestniczyć w ewentualnych przyszłych
 modyfikacjach traktatόw europejskich.
 
Ta wykładnia prawna, ktόrą podaję tu Państwu na słowo honoru ale 
całkowicie za darmo, prowadzi mnie do wzmiankowanej wypowiedzi 
Prezydenta Kaczyńskiego na spotkaniu z ambasadorami UE. Jak 
podała dziś Wyborcza (a analogiczna relacja jest też w 
niskonakładowym Dzienniku), Prezydent obiecał, że „Jeżeli 
Irlandczycy zaakceptują traktat, jeżeli zaakceptuje go niemiecki 
trybunał konstytucyjny, podpis, którego jeszcze brakuje, będzie”. 
Prezydent powiedział też, że „Do tego traktatu w tej chwili są tylko 
dwa klucze. Jeden znajduje się w Republice Federalnej Niemiec, 
gdzie decyduje trybunał konstytucyjny. Drugi to narόd irlandzki”.
 
Innymi słowy: polski podpis uzależniony jest wyłącznie od dwόch 
decyzji całkowicie zagranicznych: w Niemczech i w Irlandii. Decyzja 
o tym, czy podpisanie przez Polskę traktatu jest zgodne z polskim 
interesem narodowym, uzależniona jest zatem od tego, czy sąd w 
Karlsruhe (bo tam mieści się niemiecki SK) uzna όw traktat za 
zgodny z konstytucją niemiecką, a elektorat irlandzki – za zgodny 
z irlandzkim interesem narodowym.
 
Na pierwszy rzut oka jest to doktryna zdumiewająca: dlaczego 
όw centralny przejaw państwowej suwerenności, jakim jest 
ratyfikacja tak ważnej umowy międzynarodowej, uzależniony ma 
być od tego, co o tej umowie myśli jakiś obcy sąd? Dlaczego irlandzka 
decyzja referendalna ma określać pojmowanie polskiej racji stanu
 i suwerenności przez polskiego Prezydenta?
 
Ale tak jest tylko na pierwszy rzut oka. Już na drugi rzut, nie mόwiąc 
o rzutach kolejnych, zagadka się wyjaśnia. Myślę, że Prezydent 
przeszedł do innej, bardziej rozmytej i relatywnej, koncepcji 
suwerenności, poniekąd postmodernistycznej, w której suwerenność 
polska określana jest także przez naszą empatię wobec innych braci 
(i siόstr) w Unii. Nie chcąc wywierać presji na niemieckich sędziόw
 i irlandzkich wyborcόw, mόwimy im: proszę bardzo, wy pierwsi, 
my zaczekamy. W ten sposób nasza suwerenność staje się częścią 
szerszej, ogólnoeuropejskiej solidarności i przyjaźni.
 
Piszę to bez cienia ironii, bez żadnych śmichόw-chichόw i żartόw. 
W samej rzeczy, takie nie-abolutystyczne rozumienie suwerenności 
jest mi bliskie, czemu zresztą dawałem tu parę razy wyraz, za co 
nawet chciano mnie wieszać. Teraz mam potężnego alianta w 
postaci Prezydenta RP, ktόry swe suwerenne działania uzależnia 
od suwerennych działań organόw sądowych, a także elektoratu 
innych państw. Jesteśmy częścią jednej wielkiej przestrzeni 
europejskiej, a stare rozumienia suwerenności jako nadrzędnej 
i wyłącznej władzy na danym terytorium, powoli ukazują swą 
anachroniczność.

Mam tylko jedną obawę: czy Prezydent Lech Kaczyński nie 
popadnie z tego powodu w konflikt z Prezesem Jarosławem 
Kaczyńskim. Bo mamy tu problem niemiecki, na punkcie ktόrego 
Prezes jest chyba nieco wyczulony. A proszę zauważyć: polski 
Prezydent uzależnia swe działania od decyzji niemieckiego Sądu, 
ale nic nie wskazuje na to, by niemiecki Sąd oglądał się na akt 
polskiego Prezydenta. Sąd niemiecki zachowuje się tak, jakby 
liczyło się dla niego wyłącznie prawo niemieckie, podczas gdy 
polski Prezydent zachowuje się tak, jakby liczyło się dla niego nie 
tylko prawo polskie, ale także niemieckie (i irlandzkie). Mamy więc
 tu oczywistą asymetrię, ktόra Prezesa Kaczyńskiego może zmartwić.
 Ale to już sobie jakoś obaj politycy między sobą uzgodnią: w końcu
 wszyscy trzej zaciągaliśmy nauk u jednego i tego samego Profesora 
Stanisława Ehrlicha, metodologię, że tak powiem, mamy wspólną, 
więc jak to między nami prawnikami, jakoś na pewno się 
dogadamy, jeśli nie my trzej to ich dwόch między sobą, a ja 
jako dawny (choć młodszy) kolega ze studiόw na pewno do 
consensusu się przyłączę.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (69)

Inne tematy w dziale Polityka