"Żal mi Krzysztofa Piesiewicza" -
- pisze w pierwszych słowach swego tekstu Bronisław Wildstein. Pisze obłudnie i świętoszkowato. Dlaczego obłudnie i świętoszkowato? Ano, wynika to z reszty jego tekstu.
- Wildstein pisze:
„Otóż, wykorzystując zasłużenie zdobyty autorytet, był on jednym z tych, którzy przekonali prezydenta Kaczyńskiego, aby nie zgodził się na ustawę lustracyjną de facto otwierającą dla wszystkich archiwa tajnych służb komunistycznych. W efekcie prezydent przygotował odmienną, dość kontrowersyjną, wersję tej ustawy, która spotkała się z buntem zainteresowanych (rozszerzała grupę poddanych lustracji) i została odrzucona przez Trybunał Konstytucyjny. Decyzja Trybunału miała charakter polityczny, gwałciła zarówno zdrowy rozsądek jak i zasady sprawiedliwości, a doprowadziła w dużej mierze do utrącenia lustracji. Pierwsza wersja ustawy otwierająca akta byłaby dużo trudniejsza do zakwestionowania nawet przez ten Trybunał.”
Ale czy to jest zarzut pod adresem Piesiewicza czy Pana Prezydenta? Czy nie zakłada on, że Pan Prezydent jest bezwolnym instrumentem doradców, że daje się przekonać do byle czego wygadanej papudze, a nie ma własnych opinii? Znając Pana Prezydenta, protestuję: to człowiek o silnych poglądach i umiejętności dokonywania własnej oceny różnych propozycji ustawodawczych.
No ale jeśli ta opcja, wybrana przez Pana Prezydenta, była tak fatalna, jak pisze to Wildstein, to dlaczego kieruje on swe zarzuty dziś pod adresem Piesiewicza, który akurat leży i którego wszyscy flekują, a nie pod adresem Pana Prezydenta? Czy to rycerskie? Kiedy ostatnio Wildstein tak ostro krytykował Prezydenta za błędną – jego zdaniem – wersję ustawy lustracyjnej?
I na jakiej podstawie wyraża on insynuację – wypowiedzianą explicite pod koniec artykułu – że Piesiewicz optował za ochroną prywatnych danych dla ochrony własnych interesów, a nie z powodów bardziej idealistycznych, np., wierząc szczerze, że ludzkiej prywatności (przepraszam za to słowo) należy się ochrona?
2. Wildstein pisze:
„Piesiewicz, a potem prezydent wystąpili przeciwko otwarciu archiwów, które, ich zdaniem, upubliczniało życie prywatne śledzonych, czym czyniło im niepowetowaną szkodę. Nie można odmówić jakiejś racji temu rozumowaniu. Pomimo wszystkich środków ostrożności nie sposób by w pełni uniknąć takich konsekwencji otwarcia archiwów. Problem polega jednak na tym, że każde prawo, każda ludzka decyzja wiąże się z kosztami, czyli ma swoje negatywne konsekwencje. W tym wypadku koszt wydawał się niewielki. Kto po tylu latach zagłębiałby się w stare papierzyska, aby dowiedzieć się skrywanych sekretów…?”
Kto? Na przykład pan, panie redaktorze Wildstein. A jak nie pan, to pańscy koledzy. A jak nie pańscy koledzy, to inni dziennikarze, z głupszych gazet. A jak nie inni dziennikarze, to anonimowi blogerzy, np. z Salonu24 albo z Onetu. A jak nie blogerzy, to byle kuchta z dostępem do Internetu, która będzie ciekawa, ile razy i z kim mógł Michnik, albo jej sąsiad, o którym słyszała, że działał w opozycji, kiedy ona się bała. Jest pan przekonany, że nikt nie będzie się „zagłębiał”?
3. Wildstein pisze:
„Krzysztof Piesiewicz ma bardzo ładną opozycyjną kartę. Być może, jak każdy z nas, nie chce, aby jego sprawy osobiste zostały wywleczone na widok publiczny. Sugerowałoby to jego żarliwe zaangażowanie — podkreślam — nie przeciw lustracji, ale pełnemu otwarciu archiwów. Pozostaje jednak pytanie: czy prawo powinno być stanowione dla, nawet najbardziej zasłużonych jednostek, czy ogółu.”
No pewno, ogół jest wszystkim, jednostka niczym. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Nie pora żałować róż… itp. Znamy, znamy. Oto ten „republikanizm” IV RP. Prawa jednostki – jej prywatność, jej godność osobista, jej prawo do ochrony przed wścibstwem tłumu – to śmieszne hasełka, które muszą ustąpić przed roszczeniami „ogółu”. Nawet w przypadku „najbardziej zasłużonych jednostek”. Bo społeczeństwo, towarzysze, jest naszą największą wartością, a nawet najbardziej zasłużeni w naszych szeregach muszą z pokorą poddać się woli ogółu.
I tu nie ma miejsca na jakiś sentymentalizm, na jakiś za przeproszeniem „żal”
http://www.rp.pl/artykul/9157,405463_Wildstein__Piesiewicz__szantazysci_i_lustracja_.html
Inne tematy w dziale Polityka