Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
170
BLOG

O domniemaniu niewinności i o malutkim zakonniku

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 79

Wyposzczony kilkudniowym pobytem w najbardziej apolitycznym kraju świata, rzuciłem się na polskie media, tak standardowe jak i internetowe, by sprawdzić, o czym się tu dyskutowało, gdy mnie nie było. Znalazłem bardzo mało: (1) wymianę  między Krzysztofem Kłopotowskim a Tomaszem P. Terlikowskim w Salonie24 na temat gejów (brawo, Panie Krzysztofie – zmusić red. Terlikowskiego do deklaracji, że w trakcie aktu homoseksualnego partnerzy poniżają wzajemnie swą godność osobową– i na dodatek, że jest to „obiektywny fakt”; to naprawdę bezcenne; niniejszym wycofuję wszystkie moje złośliwości pod Pańskim adresem);  (2) mój – jak zwykle doskonały – artykuł w GW na temat lekcji ze sprawy Piesiewicza (no dobrze, proszę się nie denerwować, Oponenci moi, ja Was tylko tak podpuszczam); (3) wymianę między Rzepą (Semka, Skwieciński) i GW  (Tomasz Dostatni OP) na temat Prymasa  Henryka Muszyńskiego i tego, czy Kościół powinien był na Prymasa wybrać kogoś, za kim coś tam się ciągnie w temacie rozmów, współpracy itp.

W tej ostatniej sprawie jestem po stronie... no proszę zgadnąć. Nie zgadniecie Państwo – a jeśli nawet Państwo zgadniecie to źle. Myślę, że zarówno Semka jak i Skwieciński mają rację. Jeśli chodzi o pierwszego (czyli Semkę) to chyba ma rację, że polski Kościół postąpił cokolwiek nieroztropnie powołując na „stolec prymasa” (by zacytować Skwiecińskiego) kogoś, za kim ciągnie się choćby cień podejrzenia, że rozmawiał z esbekami zbyt często i zbyt chętnie. Natomiast ze Skwiecińskim (z którym podzielam predykament, że nie jest to specjalnie mój problem) zgadzam się, że zasada domniemania niewinności (na którą powołuje się Ojciec  Dostatni w artykule w GW) odnosi się do przewodu sądowego (w procesie karnym), ale już nie do kryteriów politycznych, jakimi powinni kierować się obywatele albo wierni. (Tak na marginesie: w swym artykule, Skwiecinski szeroko wywodzi, że abp Muszynski być może nie jest „koszerny” – i z całą pewnością ma rację, w tym sensie, w jakim koszerny jest Kolega Bloger Barbur albo maca, ale akurat użycie tego słowa w całej tej sprawie jest chyba dość niefortunne). Obywatele-wyborcy nie mają najmniejszego powodu, by przyjąć domniemanie „niewinny, dopóki wina nie zostanie udowodniona”;  w dyskursie politycznym wątpliwości – niestety albo stety – przemawiają na niekorzyść oskarżonego, ale nie jest to  per saldo  taki wielki problem, bo w końcu nikt nie musi być posłem, senatorem albo prymasem.  W samej rzeczy, życie wolne od tych godności może być całkowicie satysfakcjonujące, co niniejszym deklaruję z pełnym przekonaniem i z wystarczającym doświadczeniem życiowym.

Natomiast – już zupełnie na marginesie całej tej sprawy, i podkreślam, jako dygresja,  Post Scriptum albo tzw. „after-thought” (czyli myśl „po”), chciałbym zwrócić Państwa uwagę na informację przytoczoną w artykule Piotra Semki, a dotychczas mi nieznaną (czyli: nie miałem takiej wiedzy), że między rozmaitymi powodami do odmowy dostojeństwa kapłaństwa („przeszkoda do święceń”) może być… niski wzrost. Jak pisze Semka: „Chodzi o przypadki, gdy kandydat do zakonu był wplątany w jakiś drastyczny, ale trudny do szybkiego rozstrzygnięcia spór lub na przykład był wyjątkowo niskiego wzrostu”.

No i tu mamy problem. Dlaczego właściwie ktoś niewysokiego wzrostu jest traktowany jako dotknięty przypadłością wstydliwą, kompromitującą, uniemożliwiającą dostąpienie stanu zakonnego? Nie, żeby to był problem, który mnie jakoś osobiście dręczy: ani nie uważam się za osobnika nadzwyczajnie niskiego ani nie ubiegam się akurat o przyjęcie do jakiegoś zakonu. Może za jakiś czas – ale jeszcze nie teraz. Ale dlaczego niski wzrost ma eliminować kogoś w tych staraniach? Pomijając już Napoleona Bonaparte, mamy przecież nawet we współczesnym polskim życiu publicznym przykłady polityków miernego wzrostu, którzy mimo tej przypadłości wzbudzają admirację i poparcie pokaźnej części elektoratu, wśród których jest niewątpliwie wielu mężczyzn i wiele kobiet rosłych, jak nie przymierzając redaktor Semka? A może mali nadrabiają swe fizyczne gabaryty wzmożeniem moralnym, wielkością serca i umysłu?

Czy obarczenie osób niskich stygmą inności nie jest przejawem nietolerancji, dyskryminacji i uprzedzeń? Komu przeszkadza malutki zakonnik – taki tyci, tykuciński? A co za tym idzie - maleńki biskup, prymas albo premier? No komu, pytam?

Prymas, zakonnik, pemier-kurdupel: a co to komu przeszkadza?

Ważne – zgodzą się pewno Państwo – są przymioty serca i umysłu, a nie właściwości czerepu, choćby i rubasznego. I takich polityków, duchownych i publicystów życzę Państwu i sobie na ten Nowy Rok!

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (79)

Inne tematy w dziale Polityka