Dziś pani minister Fotyga uspokajała Naród, że Europa nie będzie narzucać nam żadnych rozwiązań w dziedzinie „moralności i religii”. Minister Orzechowski w TVN24 nie wydawał się być bardzo przekonany, choć przecież naszą tarczą obronną przed rozszerzaniem się cywilizacji śmierci ma być Jednostronna Deklaracja Polski, zapisana w mandacie, przekazanym przyszłej Konferencji międzyrządowej przez Radę Europejską, która dopiero co obradowała w Brukseli.
Deklaracja ta, powiedzmy to sobie od razu, ma tyle mocy prawnej co moje wezwanie do właścicieli Salonu24, by już od jutra zaczęli mi płacić honorarium, i to w wysokości 1 Euro za słowo (a 2 Euro za słowa szczególnie trudne, cudzoziemskie).
Deklaracja (w moim, a więc nieautoryzowanym niestety) tłumaczeniu brzmi: „Karta [Praw Podstawowych Unii Europejskiej] w żaden sposób nie wpływa na uprawnienie Państw Członkowskich do ustawodawstwa w dziedzinie moralności publicznej, prawa rodzinnego jak i ochrony ludzkiej godności i szacunku dla ludzkiej integralności fizycznej i moralnej”.
Nie tylko nie ma ona mocy prawnej. Nie ma także sensu.
Unia Europejska nie reguluje spraw „moralności publicznej” w tym znaczeniu, jakim u nas posługuje się obecna władza i jej sprzymierzeńcy, dla których wartościami moralnymi jest to, by nie było małżeństw homoseksualnych, by aborcja była w maksymalnym stopniu zakazana i by nikt nie mógł uzyskać pomocy w spełnieniu swych pragnień o zakończeniu życia, gdy cierpią i są nieuleczalnie chorzy. Tym wszystkim Unia się w ogóle nie zajmuje. (Nie wiem dlaczego Pani Minister Fotyga dorzuciła do tego sprawey religii, o których w deklaracji mowy nie ma, ale na wszelki wypadek dodam, że religią Unia też się nie zajmuje). A ponieważ Karta obowiązuje tylko w granicach kompetencji Unii Europejskiej, Roman Giertych i Ojciec Dyrektor mogą spać spokojnie: nie ma możliwości, nawet gdyby ktoś bardzo chciał, powoływania się na Kartę w celu sprowadzenia na Polskę wrażych doktryn cywilizacji śmierci.
Z drugiej strony, słowa Deklaracji są na tyle nieostre, że praktycznie każdą regulację można, jak się bardzo chce, określić jako związaną z moralnością publiczną lub z godnością człowieka. Ale jeśli dana regulacja jest w granicach kompetencji unijnych, tu żadne deklaracje nie pomogą: obowiązuje prymat prawa unijnego nad krajowym, i nie ma wyproś. Wbrew temu co niedouczony albo nadgorliwy rzecznik MSZ pan Szaniawski powiedział wczoraj Ewie Siedleckiej w GW.
Żeby co do tego ostatniego punktu nie było żadnych wątpliwości: ostatnia Rada Europejska zarekomendowała wpisanie do Traktatu reformującego, następującego zdania: „Konferencja przypomina, że zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE, Traktaty i prawa przyjęte przez Unię na podstawie Traktatów mają pierwszeństwo nad prawem państw członkowskich…”. Podpisały to wszystkie państwa, w tym także naturalnie Polska, co jest o tyle oczywiste, że obowiązuje w porządku wspólnotowym od lekko licząc 45 lat. A zatem trochę dłużej niż Pan Roman Giertych, którego partia znów się zmobilizowała anty-unijnie, chodzi po naszej pięknej polskiej ziemi.
Lech Kaczyński, który jest przecież kompetentnym prawnikiem, chyba sobie z tego zdaje sprawę. Zdaje sobie też sprawę, że „deklaracja” warta jest na forum unijnym nieco mniej niż papier, na którym została zapisana, zwłaszcza jeśli jest to papier czerpany, szlachetny. Ale przecież nie o Unię mu idzie, ale o to cale towarzystwo tutaj… Więc rozumiem, choć nie popieram.
Inne tematy w dziale Polityka
