olgerd olgerd
276
BLOG

I będę mógł wami gardzić...

olgerd olgerd Kultura Obserwuj notkę 0

 

...równie mocno jak gardzę sobą!

 

Sala domu kultury nabita była jak jaszczurka na drut kolczasty przez dzierzbę gąsiorka - jednym słowem: okropnie! Mężczyźni w jasnych i ciemnych garniturach oraz kobiety w tym, co im tylko do głowy przyszło, zerkali na siebie ukradkiem, oceniali się i się sobie kłaniali z szacunkiem lub bez szacunku (wtedy dużo niżej). A gdy dyrektorka powiatowego domu kultury, urzędowo odpowiedzialna za jury wybierające laureata Odorkowskiej Nagrody Literackiej, wymieniła z imienia i nazwiska zwycięzcę, brawa były, przyznajmy, takie sobie. Laureat nie wygląda na strapionego obrotem spraw. Wszedł na scenę krokiem sprężystym, wachlując się kilkoma zapisanymi ręcznym pismem kartkami. Faktycznie, klimatyzacja działała na pół gwizdka. Po sali rozeszły się teatralne szepty. Powtarzano między innymi takie słowa: „A to skurwiel... jaki, kur..., pewny był, nawet przygotował sobie przemówienie na tę okoliczność... A może mu kto doniósł...? Ciekawe, kto puścił farbę? Kopnąć takiego w dupę - sama przyjemność!”.

On podniósł rękę i sala zamarła, jakby sam Winnetou uniósł dłoń życzliwie pozdrawiając blade twarze. Laureat podjął lekturę własnego rękopisu. Głos miał twardy i donośny, można było pomyśleć, że gada przez megafon. Taki głos mają ci, którzy już się zdążyli przyzwyczaić, że w każdym momencie mogą im mikrofon wyłączyć.    

 

*

 

„Odorkowska Nagroda Literacka, którą raczyli mi Państwo przyznać, to dla mnie ogromny zaszczyt i szczyt moich pragnień, jeśli o nagrody chodzi. Czy mogłem marzyć, że po 50 latach drogi twórczej, po napisaniu dwóch tomików poetyckich, które ukazały się w nakładzie stu egzemplarzy, i jednego zbioru opowiadań; raptem będzie tego dorobku ok. 50 wierszy i 100 stron prozy, otrzymam tak prestiżowe wyróżnienie? Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że na tę nagrodę nie zasłużyłem, tak jak nie zasłużyłem na żadną z nagród, których na szczęście mi oszczędzono. Wiadomo, nagrody psują pisarzy, tak jak pieniądze psują bankierów, a miłość deprawuje prostytutki. Pisarze, których obdarowano zbyt wysokimi wobec ich talentu wyróżnieniami, popadają w samouwielbienie i na ogół kończą się jako twórcy. (Wystarczy prześledzić dorobek pisarski noblistów, gdzie tylko wyjątki potwierdzają regułę). Ale czy ja mogę… się skończyć jako pisarz, skoro de facto nie za bardzo się, jako pisarz, zacząłem? I czy moje wyróżnienie może mnie zepsuć, skoro jestem zepsuty do rdzenia swego podłego charakteru?

Kiedym stawiał pierwszą w mym życiu literę - chodzi mi o pierwszą świadomą, literacką robotę - zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, na co się porywam. Myślę, że każdy pisarz, nim pomyśli o pisaniu, winien wejść do największej z możliwych księgarń czy bibliotek, pochodzić między regałami, popatrzeć na próżny trud innych, i dopiero wtedy, kiedy pozostanie w nim jeszcze odrobina bezczelności i pazerności na zaszczyty, wziąć się do roboty. Druga zasada jest, być może jeszcze bardziej kontrowersyjna: kto chce być pisarzem, nie powinien nic czytać! Nigdy i nic! Tylko ta czytelnicza wstrzemięźliwość pozwoli mu wytrwać w świadomości, że jego pisanie ma sens. Ja w tym zamiarze nie wytrzymałem, czytałem jak głupi i wnet stało się: jako pisarz byłem skończony. Po prostu za dużo czytałem innych, by uwierzyć, że to, co ja piszę, jest dobre. To jak z zupa pomidorową, może nam się zdawać pyszna, wręcz rewelacyjna, godna najwyższych pochwał, ale w momencie, gdy nam podadzą jakąś bardziej wyszukaną potrawę, zrozumiemy miałkość swojego gustu, ohydność smaku, który w swej ignorancji wychwalaliśmy pod niebiosa. Oczywiście przyda się wtedy ktoś, kto nam uzmysłowi, co wypada, by nam smakowało, a co należy odrzucić z niesmakiem. Sami, jako głupcy pozbawieni wrażliwości, moglibyśmy na to nie wpaść. Od tego w literaturze są krytycy, ale ci szachraje i szubrawcy, spece od parszywych procederów, to osobny temat, nie na ten wywód. Zresztą prawdziwi krytycy są na wymarciu i powinni być pod ścisłą ochroną, więc tym bardziej nie będę się nad nimi pastwił.    

Iluż już było nagrodzonych Odorkowską Nagrodą Literacką, o których pies z kulawą nogą nie pamięta? Sami Państwo zdają sobie sprawę, że większość z moich czcigodnych poprzedników nie funkcjonuje w świadomości społeczeństwa miasta Odorkowa, bo zostali kompletnie zapomniani. I to zapomniani sprawiedliwie, bo niczym się nie wyróżnili w swoim pisaniu. I mnie, jako tegorocznemu laureatowi, miło będzie dołączyć do ich grona, tym bardziej, że nie mam – co zacząłem udowodniać powyżej - wybujałego mniemania na temat swoich płodów literackich. Urodziłem się, by żyć, a nie po to, by tworzyć. I to był grzech pierworodny mojego talentu i kariery. Prawdziwy twórca musi istnieć wyłącznie w tym, co pisze! Nie ma drogi na skróty! Musi więc się pisaniu oddać w całości! To nie jest robota na ćwierć etatu, po godzinach, w przerwach, na marginesie innych zajęć. Na marginesie pisarz może żyć, wolno mu nawet założyć rodzinę, wszak życie rodzinne przydaje się, jako materiał roboczy do dzieł literackich, może też płodzić potomstwo, ale już wychowywać go mu nie wolno, w żadnym wypadku, bo od tego jest kobieta, którą w swej łaskawości wybrał, by się wokół niego krzątała. W stosownym czasie winien ją i swoje potomstwo bezceremonialnie porzucić, by potem autorzy jego opasłych biografii mogli z rodzinnych żalów i pretensji stworzyć przerażającą legendę literacką. Dobrze by też było, żeby popadł w alkoholizm, narkomanię i jakieś dziwactwo, które by go doprowadziło do szaleństwa, a na koniec do tego, co powinno być na końcu – samobójstwa. Podkreślmy: on, pisarz, ma tylko jedno zadanie w życiu - zajmować się literaturą! Dosłownie to się nazywa: tworzeniem własnego świata literackiego. Na rodzinę, dobre uczynki i inne duperele nie wolno mu marnotrawić swego cennego żywota. 

A ja?! Właśnie, ja! Nawet to „ja” do mnie nie pasuje, jest za mocne, zbyt ostentacyjne, niezależne i niezawisłe. Na „ja” mogą sobie pozwolić najwięksi, a nie karły. Do mnie pasuje „on”, albo wręcz „ty”, poślednie zaimki osobowe, godne mechaników samochodowych, kupców czy urzędników.

Jakiż ubogi jest ten mój świat, jakiż niegodny zaszczytów i nagród! Kilka opowiadań, w których rzeczywistość literacka nie różni się od rzeczywistości zza okna i drzwi. Cóż to za pomysł na dzieło? Nic, dokładnie nic ze mnie nie wynika, co by mogło być interesujące. Gdybym choć był masowym mordercą (wiem, oklepany bohater, ale i tak lepszy ode mnie), albo nie potrafiącym pogodzić się ze swoimi seksualnym ciągotami wybujałym erotycznie osobnikiem z nie tradycyjnie przyjętymi zwyczajami seksualnymi... Gdybyż! A u mnie, niestety, wszystko w zasadzie w porządku i zgodnie z boskimi definicjami stateczności. Nijak nie da się tego przekuć w zatrważającą czytelnicze serce fabułę literacką. Zgroza. Zgroza! – jak to określił był Joseph Conrad. Kupa, kupa! – jak ja to nazywam. 

No, dobra, ale daliście mi już tę nagrodę, a ja się wielkodusznie zgodziłem ją przyjąć. Co teraz? Otóż teraz czekam na przelew na konto, a wy na to, że coś inteligentnego powiem, a nawet, że się wam jakoś odwdzięczę za tę łachę, którą mi sprawiliście. A tyle! Gówno wam powiem, bo mnie ta nagroda staje ością w gardle! Mogę w tym miejscu powołać się na słowa Graucho Marxa, który powiedział: „Nie chciałbym należeć do klubu, który takich jak ja przyjmuje na członków”. Parafrazując, nie chciałem dostać nagrody, którą przyznają takim jak ja. Skoro mi ją jednak daliście, to jest tyle warta, co nic!

A teraz pozwólcie, że się udam do najbliższego baru, by się tam upić do nieprzytomności. Mnie wolno, wam nie! Obiecuję wypić kilka toastów za wasze zdrowie. Przede wszystkim za przywrócenie waszym umysłom jasności myślenia, a waszym oczom ostrości widzenia, bo zmysły wasze, jak sądzę, otumanione nie wiadomo czym muszą nielicho szwankować, skoro mnie nagrodziliście. A potem, kiedy już zasnę snem sprawiedliwego, przybiwszy gwoździa do twardego blatu przy barze, będę śnił jak wam tę nagrodę zwracam, niczym nieświeżą zakąskę. I będę mógł wami gardzić, równie mocno jak gardzę sobą!

Dziękuję bardzo. Serdecznie wszystkich pozdrawiam.

A teraz ruszcie tyłki, wstańcie, jak należy, i nagrodźcie mnie rzęsistymi brawami, na które z całą pewnością zasłużyłem.

(Standing ovation)          

 

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura