Stary Wiarus Stary Wiarus
792
BLOG

Welcome home, Romek

Stary Wiarus Stary Wiarus Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

Samolot z Paryża powoli kołuje do budynku dworca lotniczego na Okęciu. Tłum kamerzystów czekający przy wyjściu dla pasażerów sprawdza stan baterii, dogryza ostatnie kęsy kanapek i z niechęcią myśli, że pora do roboty. Nikt nie zwraca uwagi na stojący przy przyległym stanowisku dworca rządowy Gulfstream 550 w biało-czerwonych barwach, z ciemnymi oknami kabiny pasażerskiej i kabiny pilotów – pewnie ktoś wcześniej przyleciał, a samolot czeka na odholowanie do hangaru.

W kabinie pierwszej klasy Roman Polański dopija ostatnie krople wina, przeciąga się, gestem wzywa stewardessę by przyniosła marynarkę, wstaje. Samolot nieruchomieje, silniki gasną, słychać stłumione stuknięcie dostawianego rękawa. Stewardessa pyta '...czy chciałby pan może pierwszy, potem będzie tłok w rękawie? Ach, i czy mogłabym pana prosić o autograf? 'Oczywiście' - Polański składa zamaszysty podpis na odwrocie menu pierwszej klasy. ' Do widzenia pani'.

Przechodzi przez drzwi, konstatuje że powietrze wewnątrz dostawionego rękawa jest chłodniejsze niż w samolocie. 'W końcu październik', myśli. W tym momencie, dwaj muskularni mężczyźni w ciemnych garniturach i czarnych maskach antycovidowych z miniaturową biało-czerwoną flagą w rogu, którzy stali wewnątrz rękawa po obu stronach dzrwi samolotu, niewidoczni z wewnątrz, biorą go pod ręce. Pan pozwoli, panie Romanie', mówi drab po lewej.

'Ale co, co, o co chodzi...' jąka się Polański. Ogląda się za siebie - nikt więcej nie wysiada z samolotu. Rękaw przed nimi jest też pusty. Drab po prawej otwiera niezamknięte na klucz wyjście techniczne z rękawa, i obaj z kolegą sprowadzają Polańskiego po metalowych schodkach na płytę lotniska - ciemno, zimno, wieje wiatr, nie wiadomo czemu lampy nad tym i dwoma przyległymi stanowiskami nie świecą. Rządowy Gulfstream nie stoi już przodem do terminalu, stoi  o kilkadziesiąt metrów z boku z oświetlonymi oknami kabiny, obrócony dziobem w kierunku drogi kołowania prowadzącej do pasa startowego. Cicho gwiżdżą oba silniki na jałowych obrotach.

'Ja nie dam się wziąć siłą!' krzyczy Polański.Dwóch muskularnych trzymających go pod ramiona bez słowa i bez wysiłku chwyta go pod pachami, unosi trzy cale w górę i niesie w kierunku czekającego samolotu. Czubki butów szorują po betonie, Polański usiłuje się opierać, buty spadają mu z nóg. Sam nie wie kiedy dwóch eskortujących wnosi go po schodkach Gulfstreama i przekazuje go w ręce dwóch tak samo muskularnych mężczyzn, w podobnych garniturach i takich samych czarnych maskach, z tym że tamci mają w rogu swoich masek naszytą miniaturową amerykańską flagę. Eskorta robi sprężyste w tył zwrot i schodzi z powrotem na płytę. Schodki zintegrowane z drzwiami zamykają się natychmiast.

Polański, całkowicie ogłuszony rozwojem wypadków, zostaje posadzony na fotelu i przypięty pasem, samolot rusza z miejsca. 'Kim jesteście, czego chcecie?' pyta przerażony Polański. Wszyscy w samolocie są ubrani po cywilnemu, wszyscy noszą czarne maski.

'United States Marshals Service, Mr  Polanski,' odpowiada łagodnym głosem człowiek w garniturze. 'This is the only aircraft of the Polish Air Force with sufficient range. Our flight to LAX will take approximately thirteen hours. Direct flight. No intermediate landings, no courts, no injunctions. Relax. If you do not feel well, we have a doctor and a nurse on board. You will find our food and wine much better than on a commercial flight'. 

'Muszę zadzwonić, mam prawo do telefonu', jąka Polański.  'Of course, immediately after our landing in LA' odpowiada gość w garniturze; 'you see, this is a military flight under full communications blackout, we call this status Shadow, so regrettably no call in or out until we land; please excuse this inconvenience.'

Samolot zatrzymuje się, w głośnikach baryton z nutą autorytetu: 'All on board sit down and buckle up for takeoff'. Gość w garniturze siada obok Polańskiego, sprawdza zapięcie jego pasa, zapina swój, silniki nabierają obrotów, samolot rusza, po dłuższym niż zwykle rozbiegu - pełne zbiorniki - z hukiem odrywa się od pasa startowego. Gość w garniturze szepce do mikrofonu w klapie: "Ghostwriter airborne 1946 Zulu, phase Alpha complete." 

Polański spostrzega, że siedzi  w samych skarpetkach, mokrych i brudnych, zgubione buty zostały na płycie. Gość w garniturze podąża za jego wzrokiem, mówi 'No problem. Size 44, isn't it?' i naciska guzik na poręczy fotela. Wezwana stewardessa przynosi kartonowe pudełko, w środku para nowiutkich półbutów identycznych ze zgubionymi i para jedwabnych skarpetek Calvin Klein w fabrycznym opakowaniu. Stewardessa pomaga Polańskiemu zmienić skarpetki i założyć nowe buty - pasują jak ulał.

Stewardessa szepcze po polsku: 'ubóstwiam pana filmy, czy mogłabym dostać autograf?' Polański patrzy na nią oszalałym wzrokiem i zamaszyście podpisuje się na pokrywce pudełka po butach. 'Dziękuję bardzo', mówi stewardessa, 'a wie pan, my tu mamy na pokładzie całą pańską retrospektywę filmową,  pan prezydent Duda bardzo lubi oglądać w długich lotach, on zawsze siedzi na tym fotelu, co pan teraz'. Polański z rezygnacją zamyka oczy.

Baryton kapitana w głośnikach: "we are now leaving the Polish controlled airspace. We are cruising at 35 000 feet, at Mach 0.82, which at this altitude is approximately 470 knots or 870 kilometers per hour."


W kabinie przygasają światła, z niewidocznych głośników zaczyna sączyć się cicho jazzowe arcydzieło Krzysztofa Komedy, kołysanka z 'Rosemary's Baby'. Dowódca eskorty w fotelu obok Polańskiego odpręża się, zdejmuje czarną maskę i mówi do Polańskiego: 'See, Romek? Just like the old times..."


https://www.youtube.com/watch?v=7wRNX94fU94



 


























emigrant (nie mylić z gastarbeiterem)       

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura