Rano przyszła wiadomość od córki mojej bliskiej i serdecznej przyjaciółki. Napisała: "Dziś w nocy umarła moja ukochana i niezwykła Mama".
Kochana i niezwykła. Taka była. Taką ją znali robotnicy i politycy, biskupi i artyści. Znał ją i kochał błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko i maturzysta Grzesio Przemyk. Załatwiała tysiące spraw tysiącom ludzi, pomagała każdemu, zanim zdążył o pomoc poprosić. Przede wszystkim zaś pomagała ludziom do robienia dobrych uczynków, które bez Niej nie przyszłyby im do głowy.
Wielu napisze o Niej jako o lekarzu, polityku, działaczce, legendzie Solidarności. Ja chciałabym uwiecznić cechy, które urzekały i sprawiały, że nie można Jej było nie kochać.
Błękitne jak czyste niebo oczy, w których odbijała się miłość do całego świata – ludzi, zwierząt, drzew i ptaków, i to coś, co sprawiało, że biskupi, artyści i kulawe koty były z Nią za pan brat.
Ktoś kiedyś napisał z uznaniem, że w audycji telewizyjnej przemówiła najmądrzej jakaś prosta, w najlepszym tego słowa znaczeniu, kobieta. Nie polityk, ale zwykła kobieta. Mówił o Niej, wówczas Senatorze Rzeczpospolitej. I to właśnie charakteryzowało ją najlepiej. Była tak po prostu i zwyczajnie niezwykła.