niktt niktt
376
BLOG

Cluny i wiejskie kościoły Burgundii

niktt niktt Zabytki Obserwuj temat Obserwuj notkę 0


Jest rosa! Cała łąka w obfitej rosie niczym staw pokryty rzęsą. Chodzenie po niej tylko w pierwszej chwili wydaje się być nieprzyjemne. Już po kilku krokach rzecz ma się odmiennie, aby zaraz potem odczućulgę i radość w zanurzaniu się w tym chłodnym, zielonym oceanie.


Dzisiejszy dzień poświęciliśmy romańskim kościołom i klasztorom. Zaczęliśmy od opactwa benedyktynów w Cluny.


Wyruszyliśmy dosyć późno, bo do 12.00 lało. Jechaliśmy tak jak GPS nas prowadził, bocznymi drogami, czy nawet dróżkami, acz asfaltowymi. Pomimo tego dojechaliśmy dosyć szybko.


Benedyktyni z Cluny – to niegdyś najpotężniejszy zakon na świecie, który założony w 911 roku wydał czterech papieży, a jego opaci posiadali władzę równą królom. To swego czasu centrum myśli politycznej i religijnej całego chrześcijaństwa, inspirator wypraw krzyżowych i rekonkwisty, ale także reformy odnowy Kościoła, zwanej kluniacką. Lecz owo zakonne Cluny, podobnie jak cały Kościół, tak dało się we znaki prostym ludziom, że kiedy nadszedł czas rewolucji francuskiej, to owi prości ludzie zadali sobie wiele trudu, aby ten największy na świecie kościół należący do zakonu w znakomitej części rozebrać, pozostawiając współczesnym do obejrzenia jedynie nędzne resztki dawnej świetności.


No więc w samym Cluny, mimo wysokiej ceny biletów (9,50 E od osoby), do zobaczenia nie pozostało nazbyt wiele. Poświęciliśmy Cluny tyle uwagi na ile zasługiwało, lecz bez przesady. Jakoś nie mam serca dla pychy i arogancji Kościoła, znajduję zaś w sobie – nad czym ubolewam – zadowolenie, kiedy owa pycha bywa ukarana. Niestety, zdarza się to rzadko.


Jest w pobliżu Cluny inne małe miasteczko o nazwie Macon. Dzisiaj nie ma tam ani jednego kościoła. Nie ma go, bo w czasie rewolucji mieszkańcy zburzyli je wszystkie, co do jednego, a było ich tam aż czternaście!


Ile trzeba poczucia krzywdy, a także ile siły potrzeba, aby wyburzyć czternaście kościołów? Zaiste – osiągnięcia Kościoła są niekiedy olbrzymie i to czasem w zaskakujących dziedzinach.


Z niewielkiego Cluny ruszamy w burgundzką przestrzeń romańskich wiejskich kościołów.


Pierwsza wioska nazywa się St. Rocho. Tamtejszy kościół zamknięto jednak na głucho i choć zapewne wewnątrz był romański, to z zewnątrz niespecjalnie ciekawy. Wokół cisza, spokój. Wioska tak mała, że ledwo się zaczęła, a już się skończyła. Ktoś wyładowywał z samochodu jakieś przedmioty, ktoś je odbierał. Szum dalekich rozmów. Płacz dziecka. Jakieś dwie młode kobiety spojrzały w naszym kierunku, lecz zaraz odwróciły głowy, zajęte swymi sprawami. Nie dzieje się tutaj nic. Odjeżdżamy.


Trochę krążymy, trochę błąkamy się, bo GPS gubi się w tej plątaninie ścieżek i dróżek. Wreszcie doprowadza nas do miejscowości St-Germain-en-Brionnais. I znów romańska perełka. W tej maleńkiej wiosce jest cichy kościół o wnętrzu bez najmniejszych zmian od tysiąca lat. Wchodzimy doń prawie na palcach. Nikogo. Wokół kamienna pustka, chłód i milczenie napisów wyrytych na nagrobnych płytach.


Jedziemy dalej!


Odnajdujemy wioskę Bois-Ste-Marie. Maleńkie miejsce nie bardziej odległe od poprzedniego niż 10 km. Zostawiamy samochód na pustym placyku gdzie z przydomowego ogródka wpatrują się w nas dwa brązowe psy przypominające wyżły. Mają żółte obroże i mądre oczy. Milczą. Z domu wychodzi stara kobieta i przemawia do nich po francusku. Rozumieją lepiej niż my.


Cisza. Słychać jakieś szmery, które trudno nazwać rozmową. Zapisuję tę chwilę, coprzecieka mi właśnieprzez palce. Mgnienie oka, brzęczenie owada, czyjś zapach, jakiś niewyraźny dźwięk będący być może muśnięciem klawisza za powieką żaluzji starej kamienicy, zapach mijanej kobiety zwielokrotniony upałem. Wszystko mi umyka, a mimo to stwarza tę chwilę.


Zniewalający upał! Rozgrzany kamień natychmiast oddaje nieopatrznie uronioną kroplę!


Idziemy ku kościołowi pustą uliczką pod górę. Domy o zamkniętych okiennicach obrosły dzikim winem, a kwiaty, jak skalne rośliny wczepione w stare mury, wypełniają każdą szczelinę. Jest pusto i cicho. Cisza, rozgrzane mury domów i pachnące, kwitnące wokół rośliny – odurzają.


Na wzgórzu jest kościół urody wprost niezwykłej. To romańskie cudo z XII wieku. Urzeka oryginalnością przeniesioną tu z pominięciem tych 900 lat, co przed chwilą minęły. Kolebkowe sklepienie i nadokienne lunety dopiero zmierzają ku skrzyżowaniu się, lecz na gotyk przyjdzie im jeszcze poczekać. No i kapitele kolumn z przedstawieniami zawiłymi, uroczo naiwnymi. Jak te czasy, w których je ryto. Czasy katarów i krucjat. Boski kościół! Jeżeli miałbym rozmawiać z Bogiem, to jest to odpowiednie miejsce. O ile Bóg istnieje.


Pstrykam zdjęcia detali, gry świateł w ażurowych witrażach, wiotkich promieni ślizgających się po sczerniałych kamieniach. Wpatruję się w wyślizgane głazy posadzki, w powykrzywiane wiekiem ławki i w kamienną czeluść chrzcielnicy. Cisza aż dudni! Każdy szmer przemienia się w łoskot. Szukałem tego miejsca długo. To dla tego miejsca przyjechałem do Burgundii. Sycę nim zmysły. To trwa, lecz nie potrwa wieczność. Tylko przez chwilę, co właśnie wryła się w mą pamięć.







Zobacz galerię zdjęć:

niktt
O mnie niktt

mam wątpliwości

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura