Od jakiegoś czasu krąży na różnych portalach zdjęcie-fotomontaż, na którym posłanka Ruchu Palikota Anna Grodzka całuje w usta Kaczyńskiego. Sama ona się nim nie oburza, żartując sobie, że jej "całuśnik" musiał chyba stać na taborecie. Wszak ona ma 188 cm wzrostu, a on miał... no właśnie - miał - 167 cm.
Piszę "miał" bo Kaczyński, który jest na tym zdjęciu to prezydent RP, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Miał charakterystyczny profil, zupełnie inny niż jego brat bliźniak Jarosław.
Jakoś to nikogo nie oburza, nikt nie czuje się zniesmaczony. Nie chodzi tu już o Grodzką, bo zdjęcie zmarłego prezydenta nawet z Anną Muchą w takiej niedwuznacznej pozycji, wywoływałoby mój głęboki sprzeciw. Za życia - no problem, ale po śmierci?
Jak nisko musiała upaść nasza polityka, że takie zdjęcia nie robią już na nikim wrażenia. Zapewne najniżej jak się da. Pocieszeniem jest to, że już niżej nie upadnie, skoro już jest na dnie.