Przemysław Mandela Przemysław Mandela
458
BLOG

Bitwa o Francję 1933-1938 cz. II

Przemysław Mandela Przemysław Mandela Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 

To, czym w przeszłości podczas wojny okopowej, było dla frontalnego ataku piechoty przygotowanie artyleryjskie, w czasie przyszłych wojen osiągać się będzie za pomocą propagandowo-psychologicznego kruszenia.

- Adolf Hitler

Powyższe słowa, wypowiedziane przez lidera NSDAP w 1932 roku, nie pozostawiają złudzeń, że do osiągnięcia zamierzonego celu przygotowywał się długo i drobiazgowo. Wspomniane propagandowo-psychologiczne kruszenie rozpoczęło się niemal natychmiast z objęciem przez niego władzy w Niemczech, z miejsca przynosząc niesamowite efekty.

Kiedy 16 marca 1935 roku w rozgłośniach radiowych Rzeszy zabrzmiał komunikat o przywróceniu powszechnego obowiązku służby wojskowej, można było się spodziewać, że spotka się to z gwałtownym sprzeciwem demokracji zachodnich jako podważenie jednego z głównych filarów powersalskiej Europy. Tak się jednak nie stało. Anglia i Francja wręcz z ze zrozumieniem odniosły się do zapowiedzi Hitlera, że zamierza on w niedalekiej przyszłości sformować 36 dywizji, a więc powołać pod broń blisko pół miliona ludzi, czterokrotnie więcej aniżeli pozwalał na to Traktat Wersalski.

Dlaczego?

Można wskazać dwa zasadnicze powody, Szanowny Czytelniku. Pierwszym było rosnące z każdym kolejnym rokiem zagrożenie ze strony Związku Radzieckiego, który choć oficjalnie stawiał się w jednym z rzędzie z orędownikami pokoju nie pozostawiał złudzeń co do swoich agresywnych zamiarów. W oczach polityków zarówno w Londynie jak i w Paryżu to właśnie Niemcy Hitlera miałyby stanąć na przeszkodzie do kolejnej próby wyeksportowania komunizmu poza granice ZSRR, a do tego potrzebna była silna armia. Nie dostrzegali, bądź marginalizowali przy tym zagrożenia jakie reprezentował sam reżim nazistowski, a które Kanclerz Rzeszy skrywał pod skomplikowaną grą pozorów oraz jedną z najbardziej cynicznych i przebiegłych akcji propagandowych w historii.

Kilka dni po ogłoszeniu przywrócenia obowiązku powszechnej służby wojskowej w Niemczech, Hitler przyjął w Bad Godesberg przewodniczącego związku ociemniałych żołnierzy, a także paryskiego deputowanego Georgesa Scapiniego. Blisko trzygodzinna, swobodna dyskusja przebiegała niczym rozmowa między starymi towarzyszami broni – jak zapisał później Otto Abetz. Führer ponownie zapewnił swego gościa o szczerej chęci niemiecko-francuskiego pojednania czy konieczności wyrzeczenia się wojny jako narzędzia polityki zagranicznej, przy czym zaznaczył z naciskiem, że w uzbrojonej po zęby Europie Niemcy nie mogą pozostać bezbronne. Scapini oczywiście we wszystkim przyznał mu rację i podobnie jak wcześniej Goy czy Pichot z zadowoleniem powrócił do Francji, by z czystym sumieniem przyłączyć się do rosnącego chóru wielbicieli miłującego pokój niemieckiego dyktatora.

Skutki propagandowo-psychologicznego kruszenia Francji były tak zaskakujące, że Hitler zdecydował się rozszerzyć swe działanie także na Wielką Brytanię i tak zdecydowanie bardziej życzliwą Rzeszy aniżeli, żyjącą w ciągłym strachu przed nowym konfliktem Trzecią Republiką. 15 lipca 1935 roku Berlin odwiedziła delegacja British Legion, czyli związku brytyjskich weteranów poprzedniej wojny, której przewodził major Fetherston-Godley. Atmosfera tego spotkania była tak przyjazna, że angielski major miał nawet stwierdzić, iż:

Anglicy tylko raz walczyli z Niemcami, a my przedstawiciele ‘British Legion’, jesteśmy zdania, że był to błąd. Ten błąd nie powinien się już nigdy powtórzyć!

Zaiste ciekawa deklaracja, Szanowny Czytelniku, zważywszy na fakt, że Fetherston-Godley nie miał najmniejszych nawet pełnomocnictw, by wypowiadać w imieniu całego związku, nie mówiąc już o ocenie ówczesnej polityki swojego rządu. Jednakże biorąc pod uwagę jaki program wyłaniał się choćby z wypowiedzi Georga Lansbury’ego , stojącego na czele brytyjskiej Labour Party, słowa te nie mogły zbytnio dziwić. W momencie kiedy Hitler ogłosił plan sformowania 36 dywizji regularnego wojska, Lansbury sformułował zupełnie oderwany od rzeczywistości projekt całkowitej likwidacji armii narodowych i zastąpienia ich międzynarodowymi siłami policyjnymi. Zapewnienia kanclerza Rzeszy o prowadzeniu polityki w duchu pokoju musiały więc nad Tamizą znaleźć niemniej przyjazny grunt co we Francji.

Jednak to właśnie ten ostatni kraj stanowił dla nazistów główny cel propagandowej machiny pojednania. Jesienią 1935 roku w Berlinie powołano do życia Towarzystwo Niemiecko-Francuskie, mającego na celu upowszechnienie idei porozumienia między obydwoma państwami. Zachwyceni Francuzi nie zamierzali pozostawać w tyle i wkrótce później sami stworzyli odpowiednik tej organizacji – Comité France – Allemagne, czyli Komitet Francusko-Niemiecki. W jego składzie jako sekretarze generalni znaleźli się zarówno Goy i Pichot jak również hrabia de Brinon, którzy szybko zaczęli wyrastać na czołowych germanofili nad Sekwaną. 

Co ciekawe działanie Niemców nie wydawało się być jedynie kurtuazją, gdyż z ich inicjatywy obie organizacje błyskawicznie zawiązały ścisłą współpracę, która zaowocowała m.in. kolejną wizytą Pichota, który tym razem otrzymał okazję do pozdrowienia blisko 100 tys. rzeszy niemieckich weteranów, zebranych na specjalnie do tego celu przyozdobionym flagami obydwu państw berlińskim stadionie sportowym. Podobne uroczystości odbyły się także w Stuttgarcie i Fryburgu. Francuzi ze swej strony odwdzięczyli się zaproszeniem na zjazd swoich weteranów w Besançon 2 tys. niemieckich frontowców. 

Wspólne spotkania i wzajemne kurtuazyjne wizyty trwały nawet kiedy sytuacja na linii Berlin-Paryż stawała się coraz bardziej napięta – jak choćby po niespodziewanym zajęciu przez Niemców zdemilitaryzowanej strefy Nadrenii. Dzień po wyjściu wojsk niemieckich w bezpośrednią bliskość granicy francuskiej, 8 marca 1936 roku w Mannheim odbyło się tradycyjne już spotkanie weteranów obydwu krajów i to nawet pomimo faktu, że jak wiadomo ze źródeł Hitler rzeczywiście obawiał się interwencji ze strony państw zachodnich. Jednakże zamiast spodziewanej kontrakcji bądź też nawet zerwania rozwijającej się od trzech lat współpracy między frontowcami, Francuzi goszczący w Mannheim wysłali Führerowi telegram z gorącymi pozdrowieniami oraz zapewnieniem, że nic nie jest w stanie stanąć na drodze pojednania…

Choć nie umilkły jeszcze echa po obaleniu przez Hitlera kolejnego filaru wersalskiego porządku w Europie, we francuskiej prasie w dniu 12 maja 1936 roku ukazało się wspólne oświadczenie wszystkich organizacji zrzeszających weteranów poprzedniej wojny, które zawierało m.in. stwierdzenie:

Rządy obu naszych krajów ogłosiły plany pokojowe. Czego najbardziej pragniemy my, Francuzi i Niemcy? Godnego i trwałego pokoju dla Niemiec, Francji i całej Europy, w łonie której każdy naród poczuwa się do odpowiedzialności za wspólne bezpieczeństwo.

Wydaje się, że już wtedy zaklinanie rzeczywistości, do którego nazistowski aparat propagandowy zaprzągł niczego nieświadomych francuskich i angielskich frontowców osiągnęło zdumiewająco wielkie rozmiary. Nawet otwarcie godząca w interesy oraz bezpieczeństwo Francji polityka Hitlera była nad Sekwaną marginalizowana przy jednoczesnym eksponowaniu ponad wszelką miarę idei wspólnego porozumienia, choć to przebiegle zasiane ziarno miało dać rzeczywisty plon dopiero w przyszłości. Póki co Niemcy robili wszystko, by – trzymając się terminologii ogrodniczej – jeszcze bardziej użyźnić grunt.

Żadna okazja do takiego działania nie mogła zostać przeoczona, dlatego w czasie ceremonii otwarcia letnich igrzysk olimpijskich w Berlinie 29 lipca 1936 roku, minister propagandy Rzeszy Joseph Goebbels polecił wszystkim niemieckim gazetom wydrukować specjalne przesłanie do francuskich olimpijczyków, które brzmiało:

Oby szlachetne współzawodnictwo niemieckich i francuskich sportowców przyczyniło się do pokoju i odprężenia sytuacji politycznej w Europie.

Kto i jakimi działaniami przyczynił się do zaostrzenia tej sytuacji minister Goebbels oczywiście nie mówił. Nie jest to istotne w festiwalu wzajemnych gestów i ukłonów, do którego zaliczyć można także fakt, że francuska reprezentacja olimpijska (z resztą nie tylko ona) na uroczystym wejściu sportowców na Stadion Olimpijski przywitała siedzącego na loży honorowej Hitlera wyciągniętą w nazistowskim pozdrowieniu ręką, za co została nagrodzona burzliwą owacją publiczności.

Można było wówczas odnieść wrażenie, że tak upragnione nad Sekwaną pojednanie ze wschodnim sąsiadem jest właśnie na wyciągnięcie ręki.  

Bogowie, dajcie mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Dajcie mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I dajcie mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego. - Marek Aureliusz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura