Prawie każdy ustrój ma swoje tabu i swoje pewniki. W hitlerowskich Niemczech raczej nie mówiło się o tym, co naprawdę spotyka Żydów w obozach czy podludzi na podbitych terenach, ale wszyscy wiedzieli, że to słuszna kara za – za bycie np. bogatszymi od Niemców (dziś kar za bycie bogatszym w postaci wyższych opodatkowań domaga się prawie każdy polityk – dobrze, że jeszcze nie rozwala się burżujów). W ZSRR tabu były absurdy komunizmu czy niezgodność większości ustaw i dekretów władzy z konstytucją. Za pewnik uznawano wielkość marszałka Żukowa. W III RP nie wypada mówić o nasyceniu, czy raczej przesyceniu agentami KOR czy Solidarności. W dobrym tonie była natomiast wiara w niepokalane poczęcie i bezgrzeszne życie Bronisława Geremka. A czy zwyczajne, poczciwe demokracje maja jakieś tabu i dogmaty? Każdy, kto ma nieszczęście uczęszczać na lekcje WOS w państwowej szkole i na nich nie śpi (co robią z reguły tylko ci, którzy właśnie wzięli amfetaminę), wie, że tak.
Dzisiaj wezmę się za pierwszy dogmat demokratów - brzmi on:
„Demokracja jest przeciwieństwem tyranii. Demokracja znaczy wolność.”
Na pierwszy rzut oka pierwsza część tego twierdzenia wydaje się być słuszna. Słowo tyrania wywodzi się bowiem od słowa tyran, a greckie tyrannos oznacza sprawującego samodzielnie pełnię władzy. A cóż dalszego od takiej formy rządów, niż władza wszystkich? Jednak tyrania oznacza dziś co innego niż w starożytnej Grecji. Tyrania to inaczej swojsko brzmiący zamordyzm. W demokracji rzekomo nie możliwy. Bardzo ciekawa teoria.
Przyjmijmy, że rząd Serbii się ugnie i odda Kosowo Albanii albo da mu niepodległość. Jaki byłby w demokratycznym Kosowie wynik referendum, w którym zadano by pytanie : „Czy jesteś za wypędzeniem wszystkich Serbów i rozdzieleniem ich majątku pomiędzy Albańczyków?” ? Wielu naiwnych demokratów powie, że przecież ludzie ludziom czegoś takiego nie zrobią. Parę miesięcy temu byłem w Auschwitz-Birkenau. Tam też ludzie ludziom to uczynili. A Hitler objął władze demokratycznie.
Założenie, że demokracja nie jest tyranią, jest więc błędne. Każda skuteczna władza jest mniejsza lub większa tyranią, szczególnie w obliczu kryzysu. Demokracja nie jest tyranią jednego, ale większości. Ale to ludziom pasuje. Tak się składa, że ulec większej liczbie nie jest wstydem. Natomiast uleganie woli monarchy nie pasuje zdecydowanej większości. Poddać się woli jednej, wybitnej osobowości monarchy jest bowiem dla statystycznego przeżuwacza nie wiedzieć czemu trudniej, niż poddać się zbiorowej woli bynajmniej niewybitnych wyborców Leppera. Może dlatego, że od króla musi czuć się słabszym lub gorszym, a w demokracji może zawsze powiedzieć, że skoro nie zdołał przeforsować swoich projektów, to widocznie lokalne pariasy „nie dorosły do demokracji”. Jakie to proste.
Ale zajmijmy się druga częścią powyższego pewnika. Że demokracja to wolność. Bo przecież ludzie nie wybiorą niewoli. Przynajmniej nie wybiorą dla siebie. Załóżmy więc, że w społeczeństwie nie ma waśni etnicznych, religijnych, ekonomicznych i żadnych innych. Czy ludzie zagłosują za projektem monitoringu adeptów szkół uczących sztuk walki? Przecież to ograniczenie wolności. Oczywiście dziś wszystko zależy od postawy mediów, sław, autorytetów i charakteru danego społeczeństwa, ale zwyczajny człowiek zagłosuje na tak. Bo szarzy obywatele wolą od wolności bezpieczeństwo. Tak jak wola być biedni i leniwi niż ciężka pracą dojść do pieniędzy. Oczywiście różne narody uczynią tak na innym poziomie, ale tak jak Polacy chętnie zabronią rodakom posiadania broni krótkiej, tak Amerykanie posiadania broni maszynowej. Demokracja nie jest wolnością, bo większość ponad wolność ceni bezpieczeństwo. Gdyby było inaczej, starożytne systemy niewolnicze nie trwałyby całymi wiekami.
Powyższe twierdzenie jest więc kłamstwem. Ale to kłamstwo wbija się do głów dzieciom w szkołach, wyborcom na wiecach i telewidzom przed ekranami przy okazji każdej dyskusji o władzy jako takiej. Nawet prezio Kwach wraca pod hasłem obrony demokracji. Czemu? Chyba nie tylko z braku refleksji, chociaż tak jest w większości wypadków – moi skądinąd inteligentni i niegłupi znajomi bardzo chcą wierzyć, że żyją w ustroju idealnym. Tak jak chcą wierzyć, że na terenie Polski już nigdy nie będzie wojen. Ale taka wiara jest zgubna. Wierząc w koniec wojen zaniedbujemy armię i bezpieczeństwo zewnętrzne, wierząc w brednie o wolności trwającej tak długo, jak trwa demokracja, nie patrzymy politykom na ręce. Obyśmy się nie obudzili jak Niemcy w 33 albo Chilijczycy w 73.
P.S. O tym samym i w miarę tak samo (ci którzy mają racją zgadzają się we wszystkim) pisze tutaj Adam Pietrasiewicz.
Twórca - raz na miesiąc, leniwy do imentu. Libertarianin - tyle wolności ile można tyle atlantyckiego imperializmu żeby zlikwidować jeszcze gorsze państwa. Amerykanin - i do tego nacjonalista! Przykład na to jak można nim zostać nie mając obywatelstwa i nigdy nie ruszając się z Europy. Transhumanista - religia taka, popularna szczególnie w Dolinie Krzemowej; głosi ze przy tym tempie postępu technicznego ludzie zaczną niedługo posiadać cechy boskie, a przynajmniej nadludzkie, takie jak dodatkowe zmysły czy nieśmiertelność, i z tego każdy już sobie sam wyciąga wnioski. Można sobie wierzyć, znajdować w tym pociechę, czuć się wyjątkowym i w imię tego tworzyć i zabijać, jak w przypadku każdej innej religii. GG: 7211588 - nabluzgaj mi w cztery oczy ;)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka