„Rząd chce zabierać samochody pijanym kierowcom” – taka informację znalazłem tutaj, na blogu Marcina Sawickiego. Nie wiem, czy jest ona prawdziwa, ale za to niech weźmie już odpowiedzialność zawodowy dziennikarz, który ją podał. Zresztą nawet jeśli rząd nie posunął się jeszcze tak daleko, to na pewno wielu ludzi bezwarunkowo przyklasnęłoby takiemu pomysłowi. A to już niepokoi.
Nie uważam, że powinno się jeździć po pijanemu. Ale też nie zamierzam wychwalać Ligi Cnotliwych Zamordystów za kolejne sankcje i kary, wymierzane pijanym kierowcom. W przeciwieństwie do niektórych bowiem staram się zawsze przemyśleć każdą propozycje i rozważyć wszystkie za i przeciw, nawet jeśli pomysł wydaje się świetny. Więc pobawię się dzisiaj w adwokata powszechnie wyklinanych sprawców wszelkiego zła. Jest to próba obrony, a nie jakiś kategoryczny osąd – chcę po prostu przedstawić argumenty drugiej strony, w ogóle w dyskusji nie brane pod uwagę.
Najpierw pytanie – jak stwierdzić że ktoś jest pijany? Dziś mierzy się zawartość alkoholu we krwi. Więc ile można mieć? Pół promila? Dwie dziesiąte? A może w ogóle krew kierowcy nie powinna zawierać alkoholu? Pomyłka! Tu jest link do felietonu Tomasza Czopika, w którym opisuje on badania, w których sam uczestniczył. Stwierdzono że 0,6 promila alkoholu we krwi zwiększa możliwości kierowcy! Potem rzeczywiście stopniowo ulegają one zmniejszeniu, ale czy gość z 0,6 we krwi nie jest już czasem w Polsce pijanym kierowcą? Jeżeli dodamy fakt, że różni ludzie na taką samą ilość alkoholu reagują różnie, że inaczej wpływa on na osobę siedzącą w miejscu a inaczej na tancerza (krew szybciej krążąc szybciej rozprowadza alkohol) itp., wychodzi nam, że każdy przypadek trzeba by rozpatrywać indywidualnie. I to jest pierwszy problem.
Drugi problem to słuszność wymierzania kary za li tylko prowadzenie na podwójnym gazie. Kto jest przestępcą – trzeźwy kierowca prujący setką przez strefę ograniczenia do trzydziestu czy pijak, jadący dwudziestką? Czy można karać kogoś za to, że może stworzyć zagrożenie? Tak, ukarano sierżanta, bo wynosił proch dla brata rusznikarza. Nie wynosił? Ale mógł, miał dostęp do prochowni. Nie miał brata? A mógł mieć, matka urodzić mogła. Taka logika. Dlatego ja osobiście skłaniałbym się ku karaniu tylko tych, którzy zagrożenie czy wypadek spowodowali. Podzieliłbym ich na dwie grupy. Ludzi, którzy zrobili to nieumyślnie, zobowiązałbym tylko do pokrycia szkód. Umyślnych, np. przekraczających prędkość, jadących bez odpowiednich umiejętności (bez egzaminu na prawo jazdy) czy ograniczających swoje możliwości alkoholem czy tonikiem (tak, tak, tonik też szkodzi!) karałbym surowo. Ale tylko tych, którzy WYRZĄDZILI KOMUŚ SZKODĘ. Nie tych, którzy mogli wyrządzić. Ja też mógłbym w tej chwili okraść własnych rodziców. I co, wsadzić mnie za to, że mogę? To kogo nie wsadzimy?
Trzecia sprawa, która bulwersuje mnie w projekcie powyższym, to przepadek konkretnego samochodu. To dyskryminacja kierowców limuzyn. Każdy się zgodzi, że odebrać malucha to o wiele mniejsza kara niż odebrać limuzynę. A jeśli ktoś jest z samochodem emocjonalnie związany (kto ze swoim nie jest)? Dlatego cywilizacja wynalazła grzywny pieniężne. Równe dla wszystkich. Już słyszę głosy zamordystów-świętoszków, trąbiących o odstraszającym walorze konfiskat. To może wbijać na pale, co? A wcześniej pasy drzeć? Oczka wiercić? Golenie przecinać szlifierką kątową? Dobry, radziecki kat, towarzysze, parę przykładowych, publicznych egzekucji (wstęp od osiemnastu lat, dochód na walkę z rakiem macicy) i nikt nie będzie jeździł po pijaku. Będziecie szczęśliwi?
I ostatnia sprawa. Pomysł jest niewykonalny. Jeśli dziś kierowca korumpuje policjanta, za co wiele grozi, nawet mając w perspektywie pięćdziesięciozłotowy mandat, a gliniarze sami często do tego zachęcają, to co będzie przy groźbie konfiskaty? Pomyślał ktoś o tym?
Pijany gość nie kalkuluje. Kara go nie odstraszy. Ale żona go powstrzyma. Dlatego zrozumienie przez społeczeństwo, że nawet mocna głowa i super kierowca nie powinien kusić losu i wsiadać za kółko w stanie pomroczności jasnej, jest jedynym rozwiązaniem problemu. Chodzi o kulturę picia. I tyle.
Twórca - raz na miesiąc, leniwy do imentu. Libertarianin - tyle wolności ile można tyle atlantyckiego imperializmu żeby zlikwidować jeszcze gorsze państwa. Amerykanin - i do tego nacjonalista! Przykład na to jak można nim zostać nie mając obywatelstwa i nigdy nie ruszając się z Europy. Transhumanista - religia taka, popularna szczególnie w Dolinie Krzemowej; głosi ze przy tym tempie postępu technicznego ludzie zaczną niedługo posiadać cechy boskie, a przynajmniej nadludzkie, takie jak dodatkowe zmysły czy nieśmiertelność, i z tego każdy już sobie sam wyciąga wnioski. Można sobie wierzyć, znajdować w tym pociechę, czuć się wyjątkowym i w imię tego tworzyć i zabijać, jak w przypadku każdej innej religii. GG: 7211588 - nabluzgaj mi w cztery oczy ;)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka