Już nie jeden raz ktoś we Francji wstępował z inicjatywą – zróbmy sobie szóstą republikę, bo ta piąta nie jest rewelacyjna. Gwoli przypomnienia, Piąta Republika to ta, którą ustanowił de Gaulle po dojściu do władzy w roku 1958. Najważniejsza jej cecha to silna władza prezydenta wybieranego w wyborach bezpośrednich.
Najnowsza propozycja ustanowienia szóstej republiki padła z uśmiechniętych ust Ségolène Royal. Niestety nie była to propozycja zbyt konkretna. Pani Royal mówiła podczas dzisiejszego meetingu wyborczego o konieczności zwiększenia roli parlamentu, o zakazie łączenia dwóch lub kilku mandatów (na przykład równocześnie mera miasta i ministra), utrzymanie służb publicznych na całym terytorium kraju, a także takie ogólne rzeczy jak „unowocześnienie dialogu społecznego”, „demokracja terytorialna”. Kandydatka lewicy nie zamierza za to zmienić uprawnień prezydenta, co znaczy, że proponowana przez nią szósta republika byłaby podobna do piątej.
Jeśli zostanie wybrana, to jej propozycja zostanie poddana pod referendum.
We Francji już się zdarzało, że szefowie opozycji bardzo narzekali na system sprawowania władzy w tym kraju. Mitterrand przez 20 lat krytykował ustrój prezydencki jako swoistą formę republikańskiej monarchii. Obiecywał, że gdy tylko dojdzie do władzy, zmieni status prezydenta i uczyni go mniej „królewskim”. Gdy jednak został już prezydentem, nagle poczuł się bardzo dobrze w dworskiej atmosferze Pałacu Elizejskiego, i żadnych istotnych zmian nie wprowadził.
Wracając do tegorocznych wyborów, Bayrou mówi o tym, że prezydent nie powinien być monarchą. Tylko że jeśli on wygra, to jak będzie rządził, skoro jego partia UDF jest niewielka? Siłą rzeczy będzie musiał sam trzymać wszystko w garści, będzie zatem prezydentem w starym stylu.
Sarkozy o uprawnieniach prezydenta nie mówi. Jego osobowość jest jednak taka, że w razie zwycięstwa będzie chciał wszystkim sam się zajmować. Premier będzie posłusznym wykonawcą prezydenckich poleceń. A więc i tu większych zmian nie można się spodziewać (zmian w innych dziedzinach będzie dużo, ale raczej nie będą się one odnosić do uprawnień prezydenta).
Niezależnie od tego, czy będzie to dalej piąta, czy już szósta republika, najważniejsze elementy ustrojowe pozostaną bez zmian. Zresztą sam fakt wybierania sobie prezydenta w bezpośrednich wyborach, a więc ten swoisty dialog raz na pięć lat między kandydatem a narodem, jest chyba ważny.
A wracając do Ségolène Royal, jej walka o prezydenturę przybiera coraz bardziej oryginalnych kolorów. Przedwczoraj powiedziała sama o sobie, że oto czuje się uwolniona od swojej macierzystej partii – Partii Socjalistycznej. Niektórzy działacze partii poczuli się nieco urażeni. Można odnieść wrażenie, że z powodu nienajlepszych sondaży pani Royal postanowiła zagrać „va banque”, pokazać, że nie jest kandydatką jednej partii, i w bardzo gaullistowski sposób rozegrać wybory jako spotkanie twarzą w twarz między jednym człowiekiem (mężczyzną lub kobietą) a narodem.
Już wcześniej zdarzały się jej propozycje, których nie powstydziłaby się prawica. Mówiła na przykład o stworzeniu dla trudnej młodzieży domów poprawczych z dyscypliną wojskową.
Tym lekko prawicowym wycieczkom pani Royal towarzyszą lewicowe nuty w przemówieniach Sarkozy’ego, który mówi o dumie robotników, o wartościach związanych z pracą fizyczną, o utrzymaniu przemysłu we Francji.
Trwa walka o centrum. A w owym centrum mocno siedzi Bayrou. I szykuje się do zwycięstwa. On nie musi iść ani na prawo, ani na lewo, bo jest i tu, i tam.
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka