Obchodzony dzisiaj Międzynarodowy Dzień Frankofonii to okazja, by parę słów powiedzieć o języku francuskim, ale najpierw o angielskim. Ten ostatni jest niezbędnym narzędziem do komunikacji we współczesnym świecie. Jest w miarę uniwersalny, a tym samym bardzo pożyteczny i ważny. Powtarzam: jest bardzo dobrym i pożytecznym narzędziem.
Nie wiem jednak, dlaczego przez tak wielu naszych rodaków to narzędzie jest traktowane jako swego rodzaju wzniosły symbol i dowód przynależności do wyższej sfery krajów cywilizowanych. Nie wiem czy inne narody też tak mają, ale liczni Polacy na pewno.
Przykład sprzed paru miesięcy: na jakiejś międzynarodowej imprezie kulturalnej w Warszawia minister Ujazdowski przemawiał po polsku. W prasie następnego dnia przeczytałem kąśliwy komentarz, że taki ten minister jakiś nieeuropejski, bo po angielsku do międzynarodowego audytorium nie przemówił. Ciekawa rzecz, że język angielski został uznany za miernik europejskości. Warto przypomnieć, że w momencie zakładania Wspólnoty Europejskiej język angielski był w niej zupełnie nieobecny.
Wielokrotnie zauważyłem u naszych rodakach udających się do Francji swego rodzaju poczucie dziejowej misji – zmusimy żabojadów do mówienia po angielsku. Z zapałem misjonarza, ze srogą miną podchodzi taki nasz człowiek do kasjerki w supermarkecie lub do konduktora w metrze, i bez żadnych wstępów, bez uśmiechu oczywiście, bo przecież misjonarze nie uśmiechają się, zaczyna nawijać po angielsku (który zna zresztą lepiej lub gorzej). A gdy kasjerka lub konduktor nie odpowiada po angielsku, bo najprawdopodobniej tego języka nie zna, odwraca się taki misjonarz do towarzyszy podróży i triumfalnie orzeka: Patrz k..., po angielsku nie chce rozmawiać!
Zapomina nasz misjonarz o podstawowej zasadzie savoir vivre (to takie znane angielskie wyrażenie) dla podróżujących za granicą: jeśli nie znasz miejscowego języka, to przynajmniej uśmiechnij się, przeproś i zapytaj grzecznie, czy możesz mówić po angielsku, lub w innym języku.
A jeśli ktoś tak bezceremonialnie, bez wstępów, z groźną miną egzaminatora, od razu w języku obcym do tubylcy, to nie należy się dziwić, że niektórzy się krzywią.
Tyle już słyszałem i czytałem w Polsce o Francuzach, którzy ponoć nie chcą mówić po angielsku, tylko po to, by zrobić na złość tym „cywilizowanym”, którzy poza angielskim nie widzą nic. Przypuszczam, że znajomość angielskiego we Francji jest na podobnym poziomie co w Polsce i w innych krajach. Wielokrotnie już stwierdziłem, że dogadanie się po angielsku na przykład we Włoszech lub w Hiszpanii nie jest takie łatwe. Dzisiaj w serwisie IARu była depesza o tym, że jedna trzecia Niemców nie zna żadnego języka obcego. Ale wszyscy tylko uparcie o tym, że Francuzi nie mówią i nie chcą po angielsku. A niejeden raz nawet słyszałem od rodaków opinię, że ci Francuzi oczywiście mówią po angielsku, ale tak na złość nie chcą w tym języku mówić.
A może jeśli z kimś nie da się po angielsku porozmawiać, to dlatego, że ten ktoś po prostu tego języka nie zna? To chyba jest prostsze wyjaśnienie. Tyle tylko, że na przykład Francuz (ale jestem pewny, że podobnie jest z wieloma innymi narodami) nie znający angielskiego, nie czuje się z tego powodu przedstawicielem intelektualnego trzeciego świata, nie czuje się kimś niecywilizowanym, gorszym, nie wpada z tego powodu w kompleksy. Ci, którzy potrzebują angielskiego, znają go. A pozostali mają to w nosie. Jak już mówiłem, język angielski to jest tylko pożyteczne narzędzie, a nie żaden probierz cywilizacji.
PS. Zapomniałem dodać jedną rzecz. Już parę razy, gdy jacyś znajomi Francuzi wracali z pobytu w Polsce, i gdy ich pytałem o wrażenia, słyszałem odpowiedź: "Fajnie było, tylko trudno się po angielsku dogadać".
Różnica jest tylko taka, że ci Francuzi nie traktują tego jako dowodu złośliwości Polaków.
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka