Przy okazji tej bardzo europejskiej defilady na Polach Elizejskich, wiele mówiło się we Francji o europejskiej obronie. Tej prawdziwej, od obrony, a nie tylko od parady. I jest to rzecz oczywiście dużo bardziej skomplikowana, niż wspólne tupanie w rytm francuskiego marsza wojskowego.
Najważniejszym problemem jest to, że Europa wydaje bardzo mało pieniędzy na zbrojenia. W stosunku do dochodu narodowego, wydatki wojskowe krajów Unii są dwa razy mniejsze niż w USA. Prawie połowa europejskich budżetów wojskowych, to budżety dwóch tylko krajów: Francji i Wielkiej Brytanii. A przecież, jeśli obrona ma być wspólna, wydatki również muszą być w miarę równo rozłożone.
Obroną Europy zajmują się od lat – w dużej mierze – Amerykanie. Tylko Francja i Wielka Brytania mogą – głównie dzięki swojej niezależnej sile odstraszania nuklearnego – istnieć jako tako na scenie światowej. Czy tak musi być zawsze? Jeśli nasz kontynent chce odgrywać na dłuższą metę istotną rolę polityczną na świecie, musi mieć do tego odpowiednie siły. Nasza siła gospodarcza jest całkiem spora, siła kultury, wizerunek Europy, są również niezłe. Ale pod względem militarnym jest raczej kiepsko.
Powstaje pytanie: czy Europa chce być niezależna? Z tą niezależnością jest przecież chwilami dość dziwnie. Polska na przykład bardzo stara się o swoją niezależność od innych krajów Unii. Bardzo dobrze. Ale gdy tylko ktoś wspomni o niezależności Europy, od razu pada odpowiedź: Ależ nie, niech bronią nas Amerykanie, my chcemy w dalszym ciągu być tacy mali, słabi i potulni. Nie chcemy być niezależni.
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka