Przepraszam, że zamiast wspinać się na wyżyny Historii (przez duże H oczywiście) i pisać o panach wymachujących przed kamerą dyktafonami, zajmę się tu takimi banalnymi sprawami jak zagrożenie pokoju, widmo konfrontacji ekstremistycznego islamu z zachodem, potrzeba obrony europejskiej i jeszcze parę innych drobiazgów.
Sarkozy wyłożył na dorocznym spotkaniu w Pałacu Elizejskim z ambasadorami Francji założenia francuskiej polityki międzynarodowej. Padło tam wiele interesujących stwierdzeń, niekiedy dość zaskakujących.
Ogólna wymowa jego przemówienia to stwiedzenie, że Francja będzie chciała odgrywać większą rolę na światowej scenie politycznej. To oczywiście nie jest nic nowego. Francja chce przede wszystkim odgrywać tę większą rolę poprzez Europę. Dlatego między innymi Sarkozy po raz kolejny wzywał do wzmocnienia europejskiej obrony. Przypomniał, że obecnie opiera się ona głównie na wysiłku Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec (pisałem o tym parę tygodni temu). Do przyłączenia się do tego wspólnego wysiłku wezwał imiennie następujące kraje: Hiszpanię, Włochy, Holandię i Polskę. Podkreślił równocześnie, że ta europejska obrona nie ma być konkurencą wobec NATO. Sarkozy uważa jednak, że Europejczycy sami powinni troszczyć się o swoje bezpieczeństwo.
Odnośnie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, Sarkozy przypomniał, że przyjaźń obu krajów trwa od ponad dwóch wieków, i że teraz jest równie ważna jak przez cały ten okres. I oczywiście dodał, że sojusz nie oznacza uległości i że Francja w wielu sprawach będzie miała swoje własne zdanie.
Mocne zdanie padło w sprawie Iranu. Sarkozy poparł politykę sankcji, ale równoczesnego otwarcia w przypadku, gdyby Iran zawiesił wzbogacanie uranu. Tylko w ten sposób może będzie uniknąć - jak powiedział - "katastrofalnej alternatywy między bombą irańską a bombardowaniem Iranu".
Inny, ale pokrewny temat w jego wystąpieniu: Jak zapobiec konfrontacji między Islamem z Zachodem. Powiedział na ten temat mniej więcej coś takiego:
"Tej konfrontacji chcą grupy ekstremistyczne związane z Al Kaidą, które marzą o ustanowieniu kalifatu rozciągającego się od Indonezji do Nigerii. Siły te odrzucają wszelkie przejawy otwarcia i nowoczesnności, a nawet samą ideę różnorodności. Jeśli te siły osiągną swój ponury cel, nie ma żadnej wątpliwości, że 21. wiek będzie jeszcze straszniejszy od poprzedniego".
Można powiedzieć, że w tej woli uniknięcia konfliktu religijnego Sarozy jest w dużej mierze kontynuatorem polityki Chiraca, używa jednak innego i bardziej bezpośredniego, a chwilami nawet nieco brutalnego języka. Kwestia stylu.
Było w tym wystąpieniu jeszcze parę innych interesujących rzeczy, o których napiszę wkrótce.
Na zakończenie drobna anegdota z tego spotkania ambasadorów francuskich w Pałacu Elizejskim. Bernard Kouchner, minister spraw zagranicznych (jeden z paru socjalistów w rządzie Sarkozyego) w dość zabawny sposób podsumował francusko-iracki incydent dotyczący premiera Iraku. Otóż parę dni temu ów Kouchner powiedział w wywiadzie dla amerykańskiego Newsweeka, że premier Iraku jest kiepski i że powinien odejść. Wypowiedź ta spowodowała gniew tego premiera i żądanie przeprosin. Dzisiaj rano Kouchner wyraził ubolewanie za to sformułowanie, które - jak twierdził - zostało źle zrozumiane. A parę godzin później, podczas dzisiejszego spotkania z ambasadorami Francji, ten świntuch Kouchner zakończył incydent w następujących słowach: Rzeczywiście, przeprosiłem pana premiera, który prawdopodobnie niedługo odejdzie ze swojego stanowiska.
Taki sobie żartowniś z tego Bernarda. Tylko na koniec nieco sam się sypnął. Chciał jeszcze dołożyć, i powiedział, że mówiąc o premierze miał na myśli oczywiście premiera Iraku (jakby ktoś mógł w to wątpić). Powiedział zatem - by było jeszcze weselej - mniej więcej coś takiego: "Oczywiście mówiłem o premierze Iraku, a nie Francji. Wcale nie domagam się, by Jean-Pierre Raffarin odszedł ze swojego stanowiska".
Bernard jest nie tylko żartownisiem, ale do tego jest trochę roztrzepany. Zapomniał, że jego szefem jest François Fillon, a nie Jean-Pierre Raffarin. Francuski szef dyplomacji jest nawet o trzech premierów do tyłu, bo między Raffarinem a Fillonem szefem rządu był jeszcze de Villepin.
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka