Liczba wykonanych testów, wbrew temu co twierdzi wiele osób, nie jest najważniejszym czynnikiem w walce z koronawirusem. Jeżeli ok 80% osób przechodzi łagodnie zarażenie tym wirusem, to właściwie co parę dni musielibyśmy przeprowadzać ok. 40 mln testów by wiedzieć ile osób jest zarażonych. Pytanie brzmi: po co?
Jeżeli izolujemy się od innych to niezależnie od tego czy wykonamy test czy nie to w końcu epidemia powinna wygasnąć. Izolacja pozwala też uratować wiele ludzkich istnień. Na początku marca pojawiły się pierwsze ofiary śmiertelne we Włoszech i Hiszpanii. W połowie marca pierwsze ofiary śmiertelne pojawiły się w Niemczech, Polsce, Francji, USA, Wielkiej Brytanii. Spośród tych krajów tylko władze Polski już na początku epidemii wprowadziły ostre ograniczenia mające na celu zatrzymanie wirusa. W miarę upływu czasu te ograniczenia były coraz większe. Władze Niemiec najpierw krytykowały posunięcia rządu Morawieckiego a mniej więcej tydzień później robiły to samo.
Krytycy premiera Morawieckiego stawiali za wzór kanclerz Merkel. Robili to albo z głupoty albo złośliwie. Wystarczy sprawdzić, że od momentu gdy zmarły pierwsze ofiary koronawirusa w Niemczech i w Polsce (12 marca) to w ciągu dwóch tygodni u naszych sąsiadów zmarło 267 osób a u nas 16 (dane na 26 marca). Niemcy mogą zazdrościć Polakom odważnego ale i rozważnego rządu - wprowadzał ograniczenia w taki sposób, że większość rodaków rozumiała je i akceptowała.
Jeśli inne duże kraje europejskie zazdroszczą Niemcom tego jak sobie na ich tle radzą z koronawirusem to o ile bardziej zazdroszczą Polakom :)
