Wojtek Kucharski Wojtek Kucharski
156
BLOG

Porządek tego świata (bez nacisku na „porządek”)

Wojtek Kucharski Wojtek Kucharski Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Zawsze chciałem żyć w taki sposób, żeby w dowolnym momencie móc zmienić wszystko, a nie być przywiązanym do wypełniania, zwykle obwarowanych różnymi groźbami, obowiązków. Nie żebym koniecznie chciał skakać z kwiatka na kwiatek albo był z gruntu nieodpowiedzialny (wprost przeciwnie – przynajmniej w nieodległej perspektywie czasowej – zawsze staram się spełnić to, co obiecałem). Chciałbym mieć jednak tę miłą świadomość, że mogę zupełnie przestawić istotne parametry swojego funkcjonowania (choćby zapaść w sen zimowy), a otoczenie nie będzie się na mnie wyzłośliwiać, straszyć mnie i grozić tzw. konsekwencjami (czyli – że w odpowiedzi na mój, inny, niż wcześniej zaakceptowany, modus vivendi będzie mi się starało zaszkodzić i „przywołać do porządku”). A przy tym wszystkim, niekoniecznie chciałbym być kloszardem (bo to mimo wszystko męczące i smrodogenne).


Może nie jestem wyjątkiem i Wy też nie lubicie, jak ktoś Was straszy i, w imię porządku, narzuca Wam chociażby to, jak macie spędzać swój czas...? Spróbuję w sposób konstruktywny (narzekanie jest strasznie nudne) omówić sprawy znacznego zredukowania obowiązków, do których spełniania jesteśmy zmuszani przez „opresyjny system”.


Już nawet w małych miasteczkach nie można zaparkować i sobie pójść – trzeba poświęcić chwilę na spacer do parkomatu i porozumienie się z nim. Powiecie – drobiazg, wszyscy to zaakceptowaliśmy, w centrum nie ma przecież miejsca dla 100% chętnych. OK – zgadzam się. Ale trudno mi zaakceptować sytuację, w której ktoś (na początek obsługa strefy parkingowej) stara się mnie złapać na niespełnieniu obowiązku. 10.55 – jeszcze ma bilet, nic nie możemy mu zrobić. O, 11.01 – kara dla gościa! I to nawet bez względu na to, że wokół jest kilkadziesiąt miejsc wolnych. Czy można sobie wyobrazić inne funkcjonowanie strefy ograniczonego parkowania? Tak (mam taką wizję): Parkingowy jest do pomocy kierowcom, jest po ich stronie, a nie dybie na to, kiedy popełnią błąd – oprócz tego, że stara się wskazać wolne miejsca, pomaga mniej wprawnym w szybkim ustawieniu się, patrzy, czy ktoś podejrzany nie kręci się przy samochodach – nie ma na celu wypisania kary, tylko pobranie opłaty. Kierowca mógłby zostawiać swój nr telefonu parkingowemu i parkingowy po przekroczeniu czasu zaplanowanego postoju pytałby „czy przedłużyć?” albo „czy ktoś pana mógłby zastawić na godzinę?” (dzięki czemu, dałoby się zaparkować ciaśniej). Itp. Czy to jest do zrealizowania? Uważam, że tak. Czy wpływy ze strefy byłyby dla miasta mniejsze? Uważam, że nie zmieniłyby się w sposób istotny, a mogłyby nawet wzrosnąć. Wystarczy przyjąć założenie, że parkingowy pomaga kierowcom, a kary wypisuje się tylko wtedy, kiedy parkujący sprawił swoim zachowaniem poważny kłopot. Nie sądzę, żeby to była utopia.


Urzędy. Mówi się, że są jakieś niesamowite tabuny urzędników, nieporównywalne z innymi okresami w historii. Pewnie tak... co więcej, jest jeszcze gorzej: Każdy z nas został zaprzęgnięty, w mniejszym czy większym zakresie, do pracy urzędniczej. Na co dzień stajemy się delegaturami różnych urzędów. (Pomijam już, że zbyt wiele sytuacji wymaga od nas, żebyśmy się zwracali do urzędów z prośbami oraz informowali, co się u nas dzieje.) Pierwsza czynność w urzędzie to wypełnianie formularzy (najczęściej zresztą ułożonych tak, że na to, co zajmuje mało miejsca jest cała linijka, a np. na adres – 2 cm). Po wpisaniu wstępnych oczywistości (daty urodzenia... powielającej informacje z PESELa itp.) przychodzi czas na głowienie się, czego od nas oczekują w tej lub innej rubryce. I znowu: Potrafię sobie wyobrazić (choć brzmi to jak bajka) urzędników, którym zależy na jak najsprawniejszym, jak najwygodniejszym załatwieniu sprawy na rzecz petenta. Co trzeba zrobić? Zmienić wypełniających formularze. To urzędnik prosiłby, żeby mu podać niezbędne dane i sam by je wprowadzał tam, gdzie trzeba (przepraszając, że trwa to zbyt długo). Kowalski chce postawić dom, Malinowski ma chorą babcię – te, zgłoszone, sprawy mogłyby się stać dla urzędnika nie danymi wypełniającymi sztywną procedurę, ale potrzebami do jak najlepszego i najszybszego załatwienia. Wystarczy, żeby urzędnik, służąc instytucji, był po stronie ludzi, którzy mają jakieś potrzeby (w większości zresztą narzucone przez system). Żeby jednak urzędnik mógł być po stronie ludzi, kierujący urzędem muszą mieć do niego zaufanie, bo na wiele swoich działań nie będzie miał wygodnej podkładki.


Tzw. służba zdrowia. Temat to chyba jeszcze większa rzeka niż dwa poprzednie. Spotkaliście się kiedyś z tym, że lekarz dzwonił do was z pytaniem, czy kuracja skutkuje (albo prosił o taki telefon do siebie)? Mnie się zdarzyło dwa razy w życiu... ale u lekarzy prywatnych. Chyba nie jest to bardzo rzadkie, że przepisane medykamenty nie działają właściwie? Chyba nieprawidłowa diagnoza nie jest czymś niemożliwym? Tymczasem, po gwałtownym objawieniu, że pacjentowi trzeba zapisać np. strepsils, nikt się nie dowiaduje, co z nim dalej. Nie mam tu na myśli rutynowych wizyt kontrolnych, tylko bieżące (a nawet profilaktyczne) zainteresowanie chorym. I tu – znowu – potrzebne jest zaufanie: że lekarz też pracuje dzwoniąc czy mailując do pacjenta, mimo tego, że pacjent nie został zarejestrowany i nie odsiedział swojego w poczekalni. 


I tak by można o każdej dziedzinie życia: o szkołach, o naprawie dróg, o produkcji żywności, o działalności gospodarczej, o komornikach, o sądach, o farmaceutach, o policji i straży miejskiej, o transporcie publicznym... O wszystkim, co się do tego stopnia sformalizowało, że narzuca „uczestnikom gry” mrowie obowiązków do spełnienia w określonym czasie, pod groźbą kar. Im jednak więcej nakazów, tworzonych z założeniem, że nie potrafimy samodzielnie ocenić sytuacji i podjąć właściwych decyzji, tym większa niechęć do wypełniania narzuconego szczegółowego programu i tęsknota za czymś zupełnie innym (typu Królestwo Kabuto). Wierzę, że to jest do osiągnięcia, żeby wszyscy ci, którzy są obecnie wyposażeni w narzędzia do uprzykrzania życia ludziom zamierzającym zrealizować jakąś swoją potrzebę, stanęli po stronie petentów i obdarzeni zaufaniem przez swoich przełożonych nie obawiali się działać w sposób mało sformalizowany.

Postanowiłem wrzucić tu parę tekstów niefabularnych. (Fabuły zdarzało mi się już próbować i wiem, na co mnie stać.) Teraz chciałbym się zorientować, na ile strawne są dla Was moje refleksje na temat życia. Będę wdzięczny za wszelką, pozytywną i negatywną krytykę ;-) – zależy mi, żeby pisać lepiej (uniwersalnie ;-) a nie tak, że tylko wtedy, kiedy sam odczytuję swój tekst, jest on zrozumiały). Chętnie bym się dowiedział, w którym miejscu zasypiacie i co z innych blogów polecacie jako kontrprzykład.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości