żubr warszawski żubr warszawski
28
BLOG

Jakie perspektywy?

żubr warszawski żubr warszawski Polityka Obserwuj notkę 6

Ponad rok temu Łukasz Warzecha w tekście "Polska XXI, czyli brzęczenie muchy" smutno podsumowywał szanse rozłamowców z konserwatywnej frakcji PiSu z Kazimierzem M. Ujazdowskim. Konstatacja, że umiarkowani konserwatyści pozostają w Polsce bez swojej partii, a ugrupowanie z Rafałem Dutkiewiczem na czele tej sytuacji nie zmieni wydawała się nieco na wyrost. Dziś, Anno Domini 2009 trzeba przyznać, że  się nie pomylił.

Uczciwość nakazuje nadmienić, że autor niniejszego tekstu także jest rozczarowany brakiem cokolwiek znaczących środowisk politycznych, z którymi mógłby się utożsamiać. A najbliższą autorowi tradycją polityczną jest umiarkowany, rozsądny, nowoczesny konserwatyzm. Nie bujający w obłokach, nie bzdurzący o następcach tronu, dalszy niż bliższy środowiskom Radia Maryja czy portalu konserwatyzm.pl. Autor nie ma zamiaru zagłębiać się w spory doktrynalne, licytować się na "czystość ideową". Szanse dla Polski i środowisk konserwatywnych (czy też neokonserwatywnych) widzi w szerokiej, wielonurtowej partii centroprawicy. W której znajdzie się miejsce dla neokonserwatystów, środowisk chrześcijańskich, zwolenników "konserwatyzmu ciepłej wody w kranie" (cokolwiek ten ukuty przez "Dziennik" termin oznacza), a także nurtu bardziej ludowo-narodowego.

Nadzieje na stworzenie takiego ugrupowania dawał jeszcze w 2006 roku PiS -  partia, w której było miejsce dla Radosława Sikorskiego, Kazimierza M. Ujazdowskiego, Jarosława Sellina, Pawła Zalewskiego, Marka Jurka, Ludwika Dorna,  Zbigniewa Ziobry i środowisk Radia Maryja.  Dzisiaj w ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego pozostał tylko walczący o swoją pozycję Ziobro, ton nadaje nurt radiomaryjny, a partię zawłaszczyli bierni, mierni, ale wierni. W PiSie, pomimo wielu szacownych nazwisk nadal wspierających  partię, miejsca dla umiarkowanego polskiego konserwatysty już nie ma. I, o ile nie wydarzy się cud, miejsca nie będzie. Pytanie brzmi, jakie w tej sytuacji są perspektywy?

O tym, jak trudno wejść dziś na scenę polityczną bez pieniędzy i wsparcia medialnego pisać w tym miejscu nie trzeba. Należy natomiast zwrócić uwagę, że w sierpniu 2009 na marginesie życia politycznego pozostają znaczące nazwiska i idący za tymi nazwiskami pewien aparat terenowy.  Patrząc realnie,trzeba ma wstępie odrzucić wersję z odejściem Ziobry z PiSu i próbami tworzenia wokół niego nowego ugupowania. Ziobro jest dla PiSu zbyt cenny, wydaje się być naturalnym następcą prezesa Kaczyńskiego - po cóż miałby dziś tak ryzykować?  Teraz czas na wersję realną.

Warunkiem powodzenia hipotetycznego projektu, o którym poniżej, jest maksimum dobrej woli i minimum partykularnych interesów wszystkich rozdrobnionych środowisk. Znając zdolności do kompromisu polskiej prawicy, których historycznym symbolem pozostaje Konwent Św. Katarzyny, ciężko w powodzenie uwierzyć. Problem w tym, że pole manewru jest ograniczone i innej możliwości po prostu nie będzie.

Rdzeniem projektu pozostaje Ruch Obywatelski Polska XXI. Wbrew pozorom ugrupowanie Sellina ma pewne zaplecze - kilkudziesięciu (kilkuset?) radnych, popularnego prezydenta Wrocławia i silną pozycję na Dolnym Śląsku, sieć regionalnych stowarzyszeń w prawie całym kraju. Problem w tym, że po rezygnacji Dutkiewicza z prezydenckich aspiracji brakuje lidera. Kazimierz M. Ujazdowski i przewodniczący ruchowi po rezygnacji Dutkiewicza Sellin to stanowczo za mało. I tu właśnie trzeba zacząć przyciągać, przekonywać, iść na kompromisy - trzeba się wreszcie dogadać! Miejmy nadzieję, że prawdziwe okażą się plotki o prezydenckich aspiracjach Macieja Płażyńskiego. Gdyby poparły go rozdrobnione dziś środowiska, gdyby przeprowadzono dobrą kampanię, ma on szanse na kilkanaście procent w wyborach i wywindowanie nowej centroprawicowej partii. Taką kandydaturę musiałby poprzeć Marek Jurek i jego Prawica RP. Czy marszałek Jurek i liderzy Polski XXI nie widzą, że powinni połączyć siły?! Idąc dalej - w Wielkopolsce jest przecież ograny przez Kaczyńskiego Marcin Libicki, człowiek zacny i szanowany. Z nim są posłowie Jan Filip Libicki i Jacek Tomczak i pewne zaplecze w Wielkopolsce związane z klanem Libickich. A pamiętajmy, że Marcin Libicki ciepło wypowiadał się o Polsce XXI. Za kilka miesięcy pracę w "Dzienniku" kończy Jan Rokita. Zdaję sobie sprawę, że niekoniecznie musi mieć ochotę, ale wydaje się idealnym kandydatem na jedną z lokomotyw nowego ugrupowania. A jest jeszcze przecież Ludwik Dorn (choć deklaruje się jako pisowiec na wygnaniu i jest postacię niewątpliwie kontorwersyjną), który byłby dużym intelektualnym wzmocnieniem. 

Potencjał personalny niewątpliwie istnieje. Problemem numer jeden byłyby pieniądze - i to jest bariera nie do przeskoczenia. Wątpliwości, czy da się robić politykę bez kilkudziesięciu milionów złotych są zasadne, ale innego wyjścia nie ma. Pozostaje pytanie, czy znalazłoby się dla tych wszystkich ludzi pole do porozumienia czy byliby w stanie odpowiedzieć na pytanie zasadnicze, po co to wszystko, znaleźć swoją ideową tożsamość. Trzeba pamiętać, że partie powinny powstawać z powodu pewnej wspólnoty poglądów, a nie z powodu dużej liczby bezrobotnych polityków.  Niemniej ja perspektywę Ujazdowskiego, Sellina, Dutkiewicza, Jurka, Libickiego, Płażyńskiego, Rokity, Dorna w jednej partii kupuję. W przeciwnym wypadku, zgodnie z przepowiedniami Łukasza Warzechy, umiarkowani konserwatyści na długie lata pozostaną bez swojego pana.     

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka