By ratować Grecję, pogrążoną w kryzysie zadłużenia, musiała Unia Europejska uruchomić kredyty w wysokości 110 mld euro i 151 mld dolarów. Analogiczna pomoc dla Irlandii wynosiła 67,5 mld euro oraz 89 mld dolarów. Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy pożyczyły pieniądze i wymagają w zamian ostrych cięć budżetowych i zmian strukturalnych. To prowadzi do stagnacji gospodarczej i bezrobocia, a w konsekwencji do licznych napięć społecznych i politycznych.
Następnym krajem strefy euro, który wpadł w pułapkę zadłużenia, jest Portugalia, w której wszelkie próby reformowania finansów publicznych (wzrost VAT do 23%, obniżka pensji urzędników) nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Należy wspomóc ten kraj sumą 80 mld euro i 122 mld dolarów. Wiele wskazuje też na to, że kryzys nie ominie sąsiedniej Hiszpanii, która jak dotąd wzbrania się przed unijną pomocą. Jak długo? - zobaczymy. Widzimy w każdym razie ciągle podobny scenariusz wchodzenia w pułapkę zadłużenia oraz początkową niechęć do przyjęcia pożyczki od Unii Europejskiej i jej finansowych instytucji.
Słusznie przewidywali ekonomiści z USA, a także niektórzy europejscy eksperci, iż euro jest walutą, która będzie poddana licznym perturbacjom, aż wreszcie trzeba będzie ogłosić koniec strefy euro lub też ograniczyć ją do mniejszej ilości krajów. W piątek niemiecki spiegel.de zamieścił informację, że Grecja rozważa odejście od euro i wprowadzenie własnej waluty. Gdyby to nastąpiło, należałoby rozpocząć rokowania dotyczące restrukturyzacji greckiego zadłużenia.
Artykuł spowodował falę zaprzeczeń i oświadczeń ze strony Aten i Berlina. Także przewodniczący Eurogrupy, premier Luksemburga zdementował informację "Spiegla" twierdząc, iż planowane w jego kraju spotkanie ministrów finansów z państw strefy euro nie jest poświęcone problemom Grecji. Pozostaje nam wierzyć tym oświadczeniom, czekać i bacznie obserwować.
Inne tematy w dziale Gospodarka